W ubiegły weekend miał miejsce historyczny powrót. Lamborghini Marzal - jeden z ciekawszych projektów studyjnych tego producenta - powrócił na tor Monaco, żeby przejechać na nim honorowe okrążenie.

Był to swojego rodzaju powrót do przeszłości. Ostatni (i jak twierdzi Lamborghini - jedyny) publiczny przejazd Marzala odbył się w tym samym miejscu w 1967 r. Wtedy to za kierownicą tego projektu studyjnego siedział książę Monaco, Rainer III.
51 lat później Lamborghini Marzal ponownie pojawiło się w Monaco.
Fotografie z tego wydarzenia obiegły wtedy cały świat. Głównie za sprawą samego wyglądu samochodu. Marzal był bowiem jedynym w swoim rodzaju supersamochodem z czterema miejscami na pokładzie i zjawiskowymi, przezroczystymi drzwiami gullwing. Przez dostępną liczbę miejsc projekt ten jest technicznie rzecz biorąc samochodem typu Grand Tourer.

Jego projektant, Marcello Gandini, stworzył go podobno w nawiązaniu do modeli Miura coupe i 400 GT 2+2. Ma to sens. Silnik Marzala to rzędowa szóstka z przepołowionego (nie w dosłownym sensie) V12 z Miury.
Lamborghini nie oszczędzało na renowacji Marzala.

Do tej pory samochód stał sobie zapomniany w jednym z magazynów Lamborghini. Producent pomyślał jednak, że dobrym pomysłem byłoby odnowienie tego modelu przez dział Polo Storico i powrót na tor Monaco z okazji 50. urodzin modeli Espada i Islero. Nie muszę chyba dodawać, że Marzal został odnowiony z użyciem tylko i wyłącznie oryginalnych części?

Ferruccio Lamborghini nigdy nie był fanem tego modelu. Jego zdaniem szklane drzwi oferowały zbyt mało prywatności podróżującym w środku. Szczególnie kobietom. Gandini z kolei tłumaczył się, że chciał stworzyć samochód zgodny z wizją przyszłości opisywaną w książkach science-fiction publikowanych w tamtym okresie.

No i nie zapominajmy też, że to (między innymi, ale zawsze) dzięki Marzalowi Lamborghini stworzyło model Espada. Szkoda tylko, że w Espadzie zrezygnowano z pomysłu lustrzanych siedzeń. Pewnie były strasznie niewygodne.