Hyundai z 1986 r., ale zaprojektowany dziś – cudowny „elektryk” w stylu retro
Hyundai uznał, że 35. rocznica powstania modelu Grandeur to świetna okazja, by tchnąć w niego nowego ducha.
I nie mówimy o zaprojektowaniu nowego modelu – Grandeur, znany również jako Azera, który sprzedawany jest również z trzylitrowym silnikiem benzynowym zasilanym LPG, przeszedł niedawno lifting i wygląda tak:
W tym przypadku mowa jednak o modelu pierwszej generacji, prosto z 1986 r.:
Modelu, który został zaprojektowany we współpracy z Mitsubishi i który w marce z trzema diamentami w logo nazywał się Debonair i był sprzedawany również w wersji zmodyfikowanej przez AMG. Tak, to AMG.
Na 35. rocznicę powstania, Hyundai zbudował egzemplarz, który pokazuje jak mogłoby wyglądać to auto, gdyby w 1986 r. dostępne były dzisiejsze rozwiązania techniczne. Stylizację nadwozia zachowano niemal bez zmian, ale pojawiły się reflektory i lampy ledowe, a w lusterkach – kamery.
Właściwie patrząc na nadwozie można by zupełnie nie zauważyć, że to coś więcej niż stary Hyundai Grandeur
Za to nie da się przeoczyć tego faktu zaglądając do środka. Zamiast zegarów mamy jeden ekran, drugi – pionowy – pojawił się w dolnej części kokpitu.
Po prawej stronie kokpitu znajduje się soundbar, a pod nim – schowek zamykany na podobieństwo klapy, pod którą chowane są klawisze pianina.
Fotele przypominają super wygodne, klubowe trony, ich siedziska obito welurem, a boczki i tyły – brązową skórą. W podobnych kolorach utrzymano też ambientowe oświetlenie LED, które zwraca uwagę zarówno na drzwiach, jak i w podsufitce.
Oczywiście odświeżony Grandeur z 1986 r. nie ma silnika spalinowego
Do jego napędu służy jednostka elektryczna o nieznanych parametrach – w końcu nikt nie będzie tym autem jeździł, ono ma tylko cieszyć oko stojąc na wystawach obok zbudowanego według bardzo podobnego przepisu, pokazywanego już u nas Hyundaia Pony.
Oba pojazdy wyglądają wspaniale, ale według mnie Grandeur udał się lepiej. Obstawiam, że oglądany na żywo mógłby wyglądać równie imponująco co Toyota Century, którą miałem przyjemność być wożony jakiś czas temu we Wrocławiu. Czyli bardziej imponująco, niż dowolny Rolls-Royce.