REKLAMA

Do kupienia jest idealny sposób na wykręcanie karków obserwatorów. To koncept Ford Indigo

Jak gdyby nigdy nic krążycie sobie po internecie, po czym przypadkiem trafiacie na ofertę sprzedaży jednego z waszych ulubionych samochodów. Tak to można!

Ford Indigo
REKLAMA
REKLAMA

Czy byliście kiedyś do tego stopnia zafascynowani konkretnym autem, że każda wzmianka o nim od razu was rozbudzała, wręcz wkręcała na wysokie obroty? Ja od dawna interesowałem się super-samochodami i prototypami. Albo prototypowymi super-samochodami. Miało to zapewne swoje źródło w tym, że pacholęciem będąc zagrywałem się m.in. w Need for Speed II SE, gdzie można było znaleźć wyjątkowe dziwadło arcydzieło.

Był to Ford Indigo.

Ford Indigo

Ten samochód mający nawiązywać do bolidów wyścigowej serii IndyCar zaprezentowano w 1996 r. Uwagę zwracał przede wszystkim olbrzymi przedni spoiler, choć nie odpowiadał on tu w tak dużym stopniu za docisk, pełnił głównie funkcję estetyczną. Wkomponowano też w niego światła pozycyjne i kierunkowskazy. Szukacie reflektorów głównych? Szukajcie wyżej - soczewki świateł ksenonowych umieszczono w... lusterkach bocznych.

Nie mniejsze wrażenie robił tył. W zasadzie można by go opisać jako jedna wielka kratka wentylacyjna, doprawiona jeszcze większym spoilerem. Po bokach spoilera umieszczono tylne lampy.

Ford Indigo

Całość otrzymała też charakterystyczne, wysunięte koła, mające przypominać wspomniane bolidy. Jednak nawet w przypadku prototypu pomyślano o jako-takiej praktyczności i przykryto te koła błotnikami. Dzięki ich czarnej barwie na pierwszy rzut oka można było ich nawet nie zauważyć.

Samochód ważył skromne 1040 kg i mierzył nieco ponad 445 cm długości. Wysokość wynosiła... 1 m. 1003 mm, gwoli ścisłości.

Dostęp do wnętrza zapewniały drzwi otwierane do góry.

Samo wnętrze na tle karoserii było jednak... wyjątkowo grzeczne. Można by powiedzieć, że gdyby nie umieszczone na kierownicy przyciski do sekwencyjnego sterowania 6-biegową skrzynią biegów oraz ciekłokrystaliczne wyświetlacze, to kabina pasażerska sprawiała wrażenie, jakby lada chwila mogła zacząć zjeżdżać z taśmy produkcyjnej. Ta prostota sprawia zresztą, że nawet dziś wnętrze Forda Indigo nie wygląda jakoś szczególnie przestarzale. No, może poza kratkami nawiewu, ale to drobiazg.

Ford Indigo

Najważniejsza rzecz kryła się oczywiście za fotelami. Bo widzicie, Ford lubił robić prototypy, które faktycznie były zdolne do jazdy.

Ford Indigo nie był wyjątkiem.

Do jego napędu użyto niespełna 6-litrowego, 440-konnego silnika V12, opracowanego wspólnie przez Forda i Coswortha. Kojarzycie ten silnik doskonale, ponieważ po kilku zmianach trafił do Astona Martina DB7 Vantage... a potem do kolejnych aut tej marki. Ba - nadal w ofercie Brytyjczyków jest model Rapide AMR, który korzysta z silnika bazującego na konstrukcji prosto z Indigo!

Ford Indigo
Ten silnik był też dalekim krewnym jednostki 2.5 V6 z Forda Mondeo.

Czerwony bolid miał być w stanie rozpędzać się do 100 km/h w 3,9 s i maksymalnie osiągać ok. 275-290 km/h.

Niestety jest też haczyk. Oferowany na sprzedaż za ok. 750 tys. zł egzemplarz silnika nie ma.

Co więcej, w tym miejscu informacje zaczynają się rozjeżdżać, zależnie od ich źródła. Pierwsza kwestia to liczba zbudowanych aut - często można przeczytać, że Ford zbudował tylko 2 sztuki Indigo. Ale są i osoby, które mówią o 3 autach - do tej grupy należy zresztą sam sprzedający.

Ford Indigo
fot. Curt Major, Facebook Marketplace

Druga rzecz to kwestia wyposażenia pojazdów. Koncept będący w posiadaniu Ford Motor Company jest w pełni wyposażony i sprawny. No, przynajmniej taki był, gdy chowano go w garażu.

Prototyp który można teraz kupić jednostki napędowej nie ma, ale to jego jedyny brak - auto ma m.in. sprawne drzwi i kompletne wnętrze. Według słów sprzedającego, ten egzemplarz służył do prezentacji statycznych. Innymi słowy, jest całkiem prawdopodobne, że to ten sam egzemplarz, który można było też obejrzeć na zdjęciach w Need for Speedzie.

Ford Indigo
fot. Curt Major, Facebook Marketplace

To wszystko kłóci się z informacją sprzed 10 lat, jakoby bogaty (i beznadziejnie jeżdżący) 73-latek miał w ciągu 3 lat rozbić co najmniej 10 egzotycznych samochodów, w tym właśnie... Indigo kupione na aukcji. Jak rozbić coś, co nie ma silnika? A może to właśnie ten egzemplarz, tylko że w trakcie odbudowy po wypadku Forda pozbawiono widlastej „dwunastki”? I gdzie są jakiekolwiek zdjęcia zniszczonego prototypu? Jak zwykle, pytań jest więcej niż odpowiedzi.

Wspomniany wyżej egzemplarz nr 3, co do którego istnienia zdania są podzielone, miałby być swego rodzaju skorupą, bez wnętrza i z nieotwieranymi drzwiami.

Ford Indigo

Podobne okazje nie zdarzają się często.

REKLAMA

Prototypy po swojej prezentacji zwykle ukrywane są przed światem. Jeśli powstało więcej egzemplarzy, to często są po prostu niszczone, no bo przecież „po co to komu”. Oczywiście, brak silnika to istotna sprawa, ale z drugiej strony, nie mamy do czynienia z hiperpozytronowym napędem międzygalaktycznym (tak, wiem, że nie istnieje określenie „hiperpozytronowy”) a z silnikiem, który w nieco zmienionej formie produkuje się do dziś. Nie są to może jednostki napędowe czekające na klienta w każdym ASO, ale prędzej czy później zapewne dałoby się kupić coś odpowiedniego. A wtedy... Kto wie, może dałoby się ponownie zabrać tę maszynę na tor?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA