Ceny Volkswagena ID.7 stawiają Passata do kąta. Wchodzisz do salonu i nawet nie patrzysz na króla
Kupowanie samochodu elektrycznego powoli zaczyna być naprawdę opłacalnym posunięciem. W końcu po co płacić prawie 200 000 zł za dotychczasowego króla autostrad i marzenie wielu, czyli Passata, skoro z tego salonu można wyjechać czymś dużo mocniejszym i szybszym i to za mniej.
171 790 zł - tyle teoretycznie kosztuje najtańszy Volkswagen Passat, dostępny teraz wyłącznie jako kombi. Pod maską ma 1,5-litrowe TSI, biegów samemu zmieniać nie trzeba, co da nam czas na otarcie łez w kwestii osiągów, bo taki Passat na sprint do setki rozpędzi się w 9,3 s. O diesla nawet nie pytajcie, bo 2.0 TDI z DSG, przy tym samym wyposażeniu, to już 183 490 zł, i musimy zapłacić tyle za porażające 122 KM i ponad 10 s do setki. No jakoś nie.
Ach, mowa przy tym o całkowitym "golasie". Trochę przyjemniejsza - albo całkowicie rozsądna - wersja to 188 090 zł. I dalej mowa o tych ponad 9 sekundach do setki. Ale przynajmniej mamy pełnego Keylessa, podgrzewane fotele, masaż, wentylację z przodu i kilka dodatków, które sprawiają, że auto nie jest flotowym wozem za karę.
I na to wszystko wjeżdża radośnie ID.7. Miałem z nim spory problem podczas testów, bo o ile auto było naprawdę bardzo dobre, tak jego cena była dość szalona. Okolice 280 000 zł sprawiały, że na dobrą sprawę nie wiedziałem, dla kogo jest to auto, poza osobami, które bardzo chciały mieć ID.7. Mój chytry wniosek - którego wewnątrz redakcji mają już kompletnie dość - był nawet taki, że Volkswagen powinien wprowadzić do sprzedaży tańszą wersję ze słabszym napędem i dać jej niższą cenę. W końcu jak często potrzebne nam 6,6 s do setki w takim aucie - i to jeszcze na tyle, żeby zapomnieć, że zapłaciliśmy prawie trzy stówki za Volkswagena.
Okazało się jednak, że tańsza wersja wcale nie była potrzebna.
Volkswagen ID.7 zjechał już do poziomu Passata. Albo niżej.
Najtańsze oferty to mniej niż 190 000 zł. Kolejne obracają się w okolicach "mniej niż 200 000 zł" albo "trochę ponad". Mało tego - to nie są "zwykłe" wersje podstawowe, czyli Pro, tylko Pro z dołożonymi pakietami, w ramach których dostajemy m.in. świetne fotele z masażem, matrycowe reflektory i w sumie wszystko, co nam potrzebne.
Do tego 286 KM, wspomniane 6,6 s do setki, świetny poziom komfortu i całkiem przyzwoity zasięg. Zrobiłem tym autem trasę Warszawa - Bieszczady, potem nakręciłem sporo kilometrów w samych Bieszczadach, pojechałem do Wrocławia, a potem jeszcze odstawiłem auto do Warszawy. Pomijając zorientowanie się, że w samych Bieszczadach jest raczej biednie z ładowarkami, mój "lęk zasięgowy" wynosił zero, a jeździłem właśnie wersją z akumulatorem 77 kWh, czyli tą z ogłoszeń.
Wrzućmy na to jeszcze dopłaty...
... i w tej chwili, jeśli ktoś jest w stanie finansować auto za gotówkę, można liczyć na dopłatę w wysokości 27 000 zł. W niezbyt odległej przyszłości - jeśli te oferty się utrzymają i magicznie w lutym nie podskoczą cenowo w górę - będzie to maksymalnie 40 000 zł.
To oznacza, że niektórzy już teraz mogą kupić ID.7 w cenie ok. 162 000 - 165 000 zł, a docelowo, w wariancie idealnym, dałoby się wyrwać takiego ID.7 za nieco ponad 150 000 zł. Taniej niż absolutnie bazową wersję Passata, który o 100 km/h na liczniku będzie musiał walczyć przez dłuższy czas, a i nawet nie zaoferuje nam regulacji podparcia lędźwiowego, bo i po co. O "zwykłych" LED-ach nie wspominając.
Żeby nie było, że porównałem cenę gotowych egzemplarzy ID.7 z cennikową ceną Passata - ten drugi, nawet w wersji "do odbioru", raczej nie ceni się niżej niż 150 000 zł, a bardzo szybko dochodzimy do 160 000 zł i dalej trudno mówić o sensownym wyposażeniu. Przyspieszenie może tym razem przemilczmy, podobnie jak porównanie 286 KM do 150.
Oczywiście taka sytuacja nie potrwa wiecznie.
Dopłaty w końcu się skończą, jakieś wyprzedaże rocznikowe też i wtedy wrócimy do sytuacji, gdzie Passat kosztuje mniej niż 200 000 zł, a ID.7 - mniej niż 300 000 zł. Ale sam, po czasie spędzonym na dłuższych podróżach właśnie w ID.7 wiem jedno - wchodząc dzisiaj do salonu, na spalinowego Passata raczej bym nawet nie patrzył.