Oto Audi X1. Nie jest to ani Audi, ani X1, ale jest elektryczne i bardzo drogie
Audi X1: świetna nazwa, wygląda jak marzenie kogoś, kto nie może się zdecydować czy bardziej kocha pierścienie z Ingolstadt czy śmigło z Monachium. W rzeczywistości to elektryczny mikrosamochód.
W latach 1980-1983 Rudi Augustin z Bawarii zbudował mikrosamochód z napędem elektrycznym, i nie byłoby w tym nawet nic dziwnego, gdyby nie to, z jaką dbałością o szczegóły tego dokonał. Widziałem bardzo wiele samochodów zbudowanych samodzielnie i przeważnie nikt by ich nie pomylił z konstrukcjami fabrycznymi, chyba że typu Anadol lub Tavria. Ten pojazd wygląda lepiej niż większość fabrycznie produkowanych mikrosamochodów z lat 50. i 60.
Swój samodzielnie wykonany pojazd pan Rudi nazwał „Audi X1”
Z Audi nie ma on oczywiście nic wspólnego, a BMW X1 jeszcze wtedy nie istniało. Tak naprawdę jest to dwuosobowy elektryczny wózek z trzykonnym silnikiem i z akumulatorami o nieznanej pojemności, który za sprawą ogromnej ilości pracy zyskał postać przypominającą normalny samochód. Rzeczywiście zewnętrzna skorupa wygląda nadzwyczaj profesjonalnie i proporcjonalnie. Wszystko idealnie do siebie pasuje, auto ma nawet otwieraną maskę z przodu, co w mikrosamochodach wcale nie jest takie częste. Wizualnie przypomina Ładę 2106 z lampami od Malucha i zderzakiem z jakiegoś starego VW.
Nie potrafię ustalić z czego są tylne lampy. To jest chyba jakaś niemiecka przyczepka, bo nie kojarzę żadnego samochodu z taką lampą. Myślałem, że to Audi 60, ale jednak nie.
Wnętrze już jest nieco mniej udaje, ale ma dobre momenty
Te dobre momenty to kubełki wyglądające jak z auta sportowego z lat 50. typu Porsche 550, a także prędkościomierz, który chyba (nie mogę być pewien) zaczął swój żywot w motorowerze Jawa. Ogólnie jak na pojazd zbudowany w Niemczech zachodnich widzę tutaj sporą inspirację pojazdami z bloku wschodniego. Chociaż na szybach ma napisane „Audi”. Ale w sumie nie to jest najciekawsze. Owszem, pojazd ładnie zbudowany, owszem elektryczny, ale patrzcie jaki on ma kwit:
Jakimś sposobem pan Rudi uzyskał na swój pojazd normalny niemiecki dowód rejestracyjny z wpisem „marka i model: Audi X1”. Teraz nie przeszłoby to za żadne skarby. A tu proszę, w 1983 r. niemiecki wydział komunikacji uznał że owszem tak, to jest Audi, przecież ma pierścienie na grillu, więc wszystko się zgadza. Oczywiście pojazd jest zarejestrowany jako czterokołowiec lekki, tj. jedzie maksymalnie 25 km/h i ma zasięg 35 km.
Z jakiegoś powodu ktoś już daje za niego 45 tys. euro
A cena minimalna jeszcze nie została osiągnięta i sprzedający oczekuje wyniku 61-68 tys. euro. Czyli ten mały samochodzik ma ostatecznie kosztować ok. 300 tys. zł. Dlaczego? Czy jedynym powodem jest to, że w dowodzie ma wpisane Audi i można się chwalić, że ma się jedyne na świecie Audi X1? Innego powodu nie widzę, w końcu nikt nie będzie tym jeździł, chyba że po podwórku. Zaczynam podejrzewać, że to kit i wcale nikt nie daje za to 45 tys. euro i jest to stary sposób „licytowania ze ścianą” żeby przekonać ludzi, że dany produkt jest bardzo dużo wart. Wkrótce się dowiemy, bo aukcja kończy się już dziś.