REKLAMA

Zaskakująca reinkarnacja projektu Arrinera – tym razem w wersji elektrycznej

Tomasz Sewastianowicz z Dziennika przeprowadził wywiad z prezesem Arrinera S.A. Piotrem Gniadkiem, z którego wynika, że projekt wcale nie umarł śmiercią naturalną. Ależ skąd, po niebywałym sukcesie wersji spalinowej teraz czas na wariant elektryczny!

Zaskakująca reinkarnacja projektu Arrinera – tym razem w wersji elektrycznej
REKLAMA
REKLAMA

Pamiętam ten moment, gdy otwarto pierwszy salon Arrinery w Polsce. Niektórzy koczowali po 2 dni w siąpiącym deszczu, a gdy w końcu drzwi się otworzyły, rozszalały tłum rzucił się do środka, w 30 sekund wykupując całą zaplanowaną produkcję. Na szczęście wysokowydajna fabryka była w stanie zaspokoić gigantyczny popyt. Inni producenci supersamochodów padli na kolana przed tym oszałamiającym sukcesem.

Sarna

Odsuńmy na chwilę żarty na bok i przypomnijmy: od momentu swojego powstania w 2011 r. udało się wyprodukować 2 lub 3 samochody i sprzedać zero. Oczywiście mogę się mylić, a jeśli się mylę to proszę mnie poprawić. Nie było właściwie roku – z wyjątkiem zeszłego – kiedy to nie pisano by o tym, że już w przyszłym roku ruszy produkcja Arrinery.

Nie bądźmy jednak aż takimi pesymistami.

Przecież to, że przez 7 lat udało się wyprodukować 3 samochody nie oznacza, że w przyszłym roku nie uda się wyprodukować 99 sztuk elektrycznej Arrinery EV. To, że wymaga to właściwie opracowania samochodu od nowa, nie jest aż tak istotne, bo w rzeczywistości – jak wynika z wizualizacji – wystarczy zmienić kolor i dodać wtyczkę. W internecie wiele rzeczy jest łatwiejszych. Prezes Piotr Gniadek wspomina także w wywiadzie, że elektryczna Arrinera EV będzie miała cztery silniki elektryczne, po jednym przy każdym kole i moc 1609 KM, zasięg 450 km i baterie 120 kWh. Z tego wynikałoby, że Arrinera EV będzie zużywać ok. 27 kWh na 100 km. 360-konna Tesla S zużywa ok. 20 kWh na 100 km. Prawie pięciokrotnie mocniejsza Arrinera z czterema silnikami (większe straty) ma zużywać zaledwie o 40% więcej. To absolutnie wspaniały wynik – sądzę że zagraniczne koncerny będą nim nadzwyczaj mocno zainteresowane. Mamy wielką szansę jako Polacy!

Co ciekawe, już na tym etapie (jest to etap robienia obrazków w Fotoszopie) pada cena tego samochodu: 5,5 mln zł. Zachęcająca. LaFerrari było tańsze jako nowe (ok. 1,3 mln dolarów). Całkowicie zgadzam się tu ze słowami prezesa Gniadka, że powstające serie Arrinery EV będą ekstremalnie małe. Ja powiem więcej: będą oscylować wokół zera. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że przewidywana skala produkcji została już zrealizowana na obecnym etapie.

W rzeczywistości prezes Arrinery nie zapewnia, że już w przyszłym roku ruszy produkcja seryjna modelu elektrycznego, a że za 24 miesiące będzie gotowy prototyp.

REKLAMA

To wymagałoby oczywiście ogromnych nakładów finansowych. W jaki sposób zostaną one pozyskane? Nie uwierzycie – spółka Arrinera S.A. ma zamiar wyemitować własną kryptowalutę. Być może jestem grzybem (nawet na pewno), ale uważam że całość koncepcji kryptowalut brzmi nieco dyskusyjnie. Skoro istnieją międzynarodowe systemy płatności i wymiany pieniężno-towarowej, to po co wymyślono kryptowaluty? Ano po to, żeby uwolnić się od kontroli państwowej. A kto chce uwolnić się od kontroli państwowej? No właśnie. Nie będę tutaj robił wykładu na temat kryptowalut, ale najważniejsze że pojawiło się słowo blockchain. Nie zmienia to faktu, że połączenie elektrycznego hipersamochodu z emisją kryptowaluty w ustach prezesa firmy, która do tej pory wyprodukowała 2 wozy, a sprzedała zero brzmi trochę tak, jakby właściciel zakładu montującego LPG zapowiedział, że buduje statek kosmiczny zdolny lecieć na Marsa z załogą i będzie on napędzany gazem, a na tę okazję wyemituje Gazcoiny albo Elpegiereum.

Każdy może przecież powiedzieć wszystko. Pytanie tylko, czy warto tego słuchać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA