REKLAMA

Volkswagen w reklamie żartował z zakazów w reklamach. I sam dostał bana

W Australii nie ma żartów z reklamami. Jeśli są kontrowersyjne - znikają z anteny. Urzędowo!

zakazana reklama VW
REKLAMA
REKLAMA

W dzisiejszym świecie totalnej politycznej poprawności marketingowcy mają przechlapane. Nie mogą nawet skierować reklamy do wybranej grupy docelowej, bo mogą narazić się na grad oskarżeń o dyskryminację tych, do których jej nie kierują. Ostatnio Toyota w Egipcie musiała się zmagać z oskarżeniami o seksizm, bo Fortunera przedstawiła jako pojazd stworzony dla mężczyzn. 

zakazana reklama VW

Samochód dla facetów? No jak to?! Toż to jawna dyskryminacja! 

Z jednej strony reklama Toyoty jednak jest skuteczna, bo wzbudziła emocje i nie pozostawiła nikogo obojętnym. Z drugiej - czy kojarzenie się ze skandalem obyczajowym, można odczytywać jako sukces? No dobra, trochę przesadzam, że aż skandalem, ale jednak ktoś poczuł się tą kreacją dotknięty. Czy to przesada czy nie - to inny temat.

Zresztą nie trzeba daleko szukać - ostatnie reklamy BMW M Town z szaleńczą jazdą po mieście i wyścigami z pociągiem narobiły tyle zamieszania, że w końcu polski importer zdecydował się usunąć drugą z nich. 

Pod każdą z nich pojawiły się kłótnie oburzonych, dla których taka kreacja to zachęcanie do niebezpiecznej jazdy, z zachwyconymi, którzy zasłaniają potrzebą kreowania emocji, oczywistą fikcją i humorystycznym podejściem do tego typu produkcji.

O ile jednak u nas temat sprowadza się do facebookowych potyczek, o tyle w Australii takie sprawy załatwia się urzędowo. 

Istnieje tam instytucja dbająca o jakość przekazu reklamowego - Ad Standards. Dlatego np. w reklamach samochodów nikt nie pozwoli na niebezpieczną jazdę, a samochody nie mogą przekraczać dozwolonej prędkości. Nie wolno też wykonywać niebezpiecznych/nierealistycznych manewrów typu skoki nad przepaściami, czy manewry wyprzedzania na zapałki.

Volkswagen wprowadzając na rynek Amaroka z silnikiem V6 pozwolił sobie zażartować z tych zakazów. Wprowadza auto na rynek jako „zbyt mocne na TV”. W klipie reklamowym możemy zobaczyć ekscentrycznego reżysera, który chce zaprezentować ponadprzeciętne możliwości auta w kinowy sposób. Chce stworzyć „najbardziej imponującą reklamę samochodu na świecie” pokazując jak Amarok skacze nad przepaścią, pędzi slalomem zboczem góry omijając lawinę spadających głazów i wyprzedza drogowe pociągi, wracając na drogę na moment przed zwężeniem.

Wszystko jest przesadzone i przerysowane, a najbardziej niebezpieczne sceny pokazano za pomocą makiety z modelami samochodów i  rysunków pomocniczych towarzyszących scenariuszowi. Wszystkiemu towarzyszy ktoś a’la inspektor BHP, który co chwilę zaznacza - a to, że „ten stok ma ponad 45 stopni”, „nie wolno wyprzedzać poboczem”, albo że „samochody nie mogą jechać szybciej niż 90 km/h”. Reżyser zdaje się nie przejmować jego komentarzami i na koniec jest bardzo zaskoczony tym, że reklama nie może trafić do emisji. 

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to zabawa, filmowa fikcja i żart z zakazanych reklam. Niemniej jednak Ad Standards otrzymało zgłoszenia, że reklama m.in. „zachęca do wykonywania niebezpiecznych manewrów wyprzedzania”. A z tego w Australii nie można żartować. I dlatego reklama musiała zniknąć z anteny.

REKLAMA

Oczywiście - podobnie jak w przypadku M Town mamy do czynienia z przerysowaniem, przesadą, zabawą z konwencją i żaden zdrowomyślący człowiek nie będzie próbował naśladować tego co ogląda. Ale z drugiej strony, zawsze może się znaleźć jakiś wesołek, który stwierdzi, że jak to, on nie da rady?! I pewnie z myślą o takich, podobne reklamy muszą znikać z TV. 

A może po prostu ten ekscentryczny reżyser na końcu klipu niepotrzebnie mówi „nakręcimy to wszystko kamerą, bo skoro Amarok to potrafi, to my to sfilmujemy”? Skoro Amarok to potrafi to… potrzymaj mi piwo! 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA