Jedna z najciekawszych i najbardziej konserwatywnych firm w świecie motoryzacji pracuje nad nowym modelem. Z tej okazji warto spojrzeć na ponad stuletnią historię Morgan Motor Company.
Jakie są najbardziej brytyjskie rzeczy na świecie? Herbatka o piątej, ryba z frytkami, Brexit… no i samochody Morgan. Ich założenia konstrukcyjne nie zmieniły się od czasów przedwojennych i są nadal tworzone ręcznie w małym zakładzie ukrytym między zielonymi wzgórzami. Załoga z pewnością robi sobie przerwę, gdy tylko wybije „five o’clock”.
Obecnie Morgan pracuje nad nowym modelem.
W przypadku tej marki to naprawdę wielkie wydarzenie, bo dzieje się to w najlepszym przypadku raz na kilkanaście lat. Tym razem będzie to topowy samochód w gamie: „najbardziej dynamiczny w historii firmy” i z wyjątkowo sztywną konstrukcją. Pod maską ma mieć „napęd, którego w historii firmy jeszcze nigdy nie zastosowano”. Wątpię, by ekipa z małego garażu w Malvern zdecydowała się na napęd hybrydowy czy (o zgrozo!) elektryczny. Nie będzie to jednak silnik V8.
Takie jednostki gościły w Morganach od lat 60.
Były niezwykle ważne dla marki i dla samych pracowników. Dlatego Morgan stworzył specjalny film, będący hołdem dla widlastych ósemek. Widać na nim jak Keith Dalley, główny kierowca testowy marki, wykonuje ostatnią jazdę próbną po zainstalowaniu silnika do samochodu. Konkluzja jest następująca: załoga Morgana będzie tęsknić za V8.
Taka rewolucja to dobra okazja do przypomnienia historii firmy.
Złośliwi powiedzą, że przecież nie ma o czym mówić: ktoś opracował jeden model przed wojną i produkuje się go do dzisiaj w niezmienionej formie. Cóż, jak to często bywa: niby tak, ale nie do końca. Zapraszam!
Zaczęło się w 1909 r.
To wtedy H.F.S. Morgan, przez przyjaciół i rodzinę zwany po prostu „Harry” skonstruował w swoim warsztacie pierwszy pojazd. Miał trzy koła, stąd mało odkrywcza nazwa „Three-Wheeler”. Taki układ mógł wydawać się dziwny, ale przemawiał za nim jeden konkretny argument – względy podatkowe. Pojazdy trzykołowe były w Wielkiej Brytanii zwolnione z podatku drogowego. Z tego samego powodu, wiele lat później, powstał i wywrócił świat motoryzacji do góry nogami Reliant Robin.
W 1910 r. pojazd trafił do sprzedaży.
Mógł być napędzany przez 4-konny, jednocylindrowy silnik lub dwukrotnie mocniejszy motor V2. Za sprawą bardzo niskiej masy własnej był – jak na swoje czasy – przerażająco szybki. Niestety miał tylko jedno miejsce. Z tego powodu nie zawojował rynku.
Dlatego kolejny krok był naturalny – pojawił się model dwuosobowy. Nosił nazwę Runabout. Miał nie tylko dwa miejsca, ale i kierownicę i dach. Układ trójkołowy pozostał jednak bez zmian. Ten model zrobił już furorę wśród klientów. Spodobał się nawet szefowi słynnego domu handlowego „Harrods”, który kazał postawić go na witrynie. Żaden inny samochód nie dostąpił tego zaszczytu – ani wcześniej, ani później. Można było więc kupić sobie Morgana w Harrodsie. Mało tego – dom handlowy oferował własne nadwozia do tego auta. Ciekawe, co oferowałyby teraz „Złote Tarasy” albo „Galeria Silesia”.
Do gamy dołączył później także model czteroosobowy.
Pan Morgan wraz z rodziną zaczął także startować w imprezach sportowych. Jego samochody stawały się coraz bardziej popularne. Na tyle, że w 1913 r. jego dotychczasowy warsztat stał się już zbyt ciasny. Kupił więc zakład na Pickersleigh Road w Malvern. To tam, gdzie Morgany powstają do dziś. W międzyczasie na drodze rozwoju firmy stanęła jednak I Wojna Światowa. Gdy się zakończyła, Morgan wznowił produkcję jako jedna z pierwszych firm w branży. Wszystko dzięki prostej konstrukcji.
Rok 1936 przyniósł debiut pierwszego czterokołowego Morgana.
Otrzymał nazwę 4-4: pierwsza czwórka oznaczała liczbę kół, a druga liczbę cylindrów. Pod maską pracował silnik o pojemności 1,267 ccm i mocy 40 KM. Samochód miał stalowe podwozie, zaś do wykonania ramy używano drewna jesionowego. Taka konstrukcja jest do dziś używana w samochodach Morgana, zaś model 4/4 (z nazwą zapisywaną w taki sposób) jest produkowany - oczywiście po pewnych zmianach - do dziś. To czyni go najdłużej produkowanym modelem w historii.
W 1950 r. zadebiutował z kolei model Plus 4 z 69-konnym motorem 2.1.
W latach powojennych warto zauważyć debiut Morgana Plus 4 Plus. To nie był sukces – model wykorzystujący technikę Morgana Plus 4, ale z innym nadwoziem, był wytwarzany tylko przez cztery lata. Powstało „aż” 26 sztuk.
Rok 1966 przyniósł pierwszego Morgana z silnikiem V8.
Był to Plus 8, a silnik to V8 konstrukcji Rovera. Plus 8 również był produkowany niezwykle długo, bo aż do 2004 r. Z jego powodu pod koniec lat 60. włodarze Morgana byli zmuszeni do dobudowania skrzydła do dotychczasowej fabryki. To największa jak dotąd rewolucja w Malvern. A teraz przenosimy się o kilkadziesiąt lat do przodu...
Rok 2000: rewolucja.
Nowe tysiąclecie, nowy model: Morgan zaprezentował model Aero 8. Jak na tę markę, to była prawdziwa stylistyczna rewolucja… choć na szczęście z zachowaniem wszystkiego tego, za co klienci kochają Morgana. Pod maską – nadal V8, ale tym razem z BMW. Mowa o silniku o pojemności 4.4. Wszystko to w aucie, które waży mniej niż BMW Z4: osiągi były niesamowite, na poziomie egzotycznych supersamochodów. Choć Morgan Aero 8 też był chyba jednym z nich.
Aero 8 doczekał się także limitowanej wersji Aeromax: jeszcze szybszej i sprzedawanej tylko w stu egzemplarzach.
Marka nie zapomniała jednak o bardziej klasycznych nadwoziach.
W 2005 r. zaprezentowano następcę modelu Plus 8 o nazwie Roadster V6. Pod maską: sześć cylindrów rodem z Forda Mondeo. Wystarczyło, by naprawdę szybko zmieniać kształt fryzury kierowcy.
W 2011 r. przywrócono do życia model Threewheeler.
Dziś nikt już nie ogląda się na względy podatkowe: Threewheeler stał się modny wśród ekscentryków i tych, dla których motocykl ma co najmniej o jedno koło za mało. Nie ma dachu, ale ma za to silnik V2 o pojemności dwóch litrów i mocy 68-82 KM, w zależności od rynku. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje 6 lub 7 sekund, ale w czymś, co waży nieco ponad 500 kg, a przy tym nie ma dachu i szyb, odczucia są takie, jak przy starcie na orbitę. Dopóki nie pada, zabawa jest przednia.
Model 4/4 ma teraz 110 KM. Można kupić też Morgana Plus 4 i 280-konnego Roadstera.
A marka Morgan zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Ma głęboko w poważaniu modę, nowoczesne gadżety i niespecjalnie zauważa, że świat się zmienia. I dobrze. Oby tylko nowy model nie był elektryczny. I oby nie zrezygnowano z używania drewna.