Przejechałem 743 km elektrykiem jednego dnia. Dało się? Dało, ale za jaką cenę
Prawie 750 km to spory odcinek do pokonania jednego dnia, niezależnie od tego, czym to robimy. Ja postanowiłem wybrać się w taką podróż elektryczną Cuprą Born e-Boost z 231-konnym silnikiem oraz akumulatorem 77 kWh. Czy długa podróż elektrykiem jest możliwa w naszym kraju?
Producent podaje, że nowa Cupra Born z większym akumulatorem o pojemności 77 kWh netto przejedzie na jednym ładowaniu nawet do 548 km. Oznaczałoby to, że na dystansie 743 km będę musiał dotankować energię jedynie raz i to raptem do połowy. W praktyce wyglądało to zupełnie inaczej.
To, że maksymalna wartość zasięgu liczona w laboratoryjny sposobów nie odzwierciedla rzeczywistości, nie jest niczym nowym. Można przyjąć, że jest to standard w elektromobilności. Praktyczny zasięg Cupry podawany przez komputer pokładowy wynosił 384 km - takie wskazanie widziałem, kiedy miałem naładowany do pełna akumulator przed wyruszeniem w podróż. To niezły wynik, ale to miało ulec zmianie.
Moja długa podróż elektrykiem odbywała się na popularnej trasie, czyli po autostradzie A1 i obwodnicy Trójmiasta na odcinku Łódź - Gdynia - Łódź. Na pokładzie miałem ze sobą komplet pasażerów oraz pełen bagażnik bibelotów. Początkowo założyłem, że spróbuję jechać normalnie, czyli z klimatyzacją/ogrzewaniem, muzyką i będę operował gazem tak, żeby jechało się sprawnie i wygodnie.
Pierwsze ładowanie i od razu problem
Rzeczywistość szybko zaczęła weryfikować moje założenia. Przejechaniu 113 km miałem zużycie na poziomie 28,9 kWh na 100 km, a w moim akumulatorze zostało jedynie 50 proc. energii. Takie wskazania instrumentów pokładowych skłoniły mnie do zatrzymania się przy ładowarce na MOP Ludwinowo, czyli wcześniej, niż zakładałem, ale za to z zapasem prądu. Ta ładowarka jako jedyna sprawiła mi kłopoty. Samochód przyjął 21 proc., po czym ładowarka zaświeciła się na czerwono i ładowanie zostało przerwane. Niestety zorientowałem się dopiero po jakimś czasie, przez co straciłem cenne minuty. Restart pomógł, ale zamiast czekać do pełnego naładowania, odjechaliśmy, gdy samochód miał 80 proc. baterii.
Zmiana taktyki
Wysokie zużycie na pierwszym odcinku zmusiło mnie do zmiany podejścia. Zdecydowałem o przełączeniu Cupry w tryb Range. Ten tryb m.in. ogranicza prędkość maksymalną do 130 km/h (szybciej można pojechać jedynie po wciśnięciu kick-downu).
Drugie ładowanie - Cupra przyjęła 53,6 kWh w 49 min
Kolejny postój na ładowanie miał miejsce na MOP Olsze, gdzie znajduje się ładowarka Ionity. Od poprzedniego ładowania zużycie spadło do równych 25 kWh na 100 km i dojechaliśmy na miejsce, mając jeszcze 24 proc. energii w zapasie. Podłączenie do ładowarki na 49 min zaowocowało naładowaniem 53,6 kWh energii - do 93 proc. pojemności. Zaplanowałem, że ten prąd musi mi wystarczyć na poruszanie się po Trójmieście. Szczególnie że (ku mojemu zdziwieniu) dysponując kartą Shell Recharge nie mogłem znaleźć przyzwoitej ładowarki w Gdyni - najmocniejsze pompowały z prędkością 22 kWh na godzinę, więc wolałem wrócić na Ionity w Olsze w przeciwnym kierunku.
Trzecie ładowanie - 49,1 kWh w 55 min
Kolejny odcinek to 183 km pokonane po obwodnicy Trójmiasta oraz w warunkach miejskich. Przewidywalnie zużycie paliwa spadło i wynosiło 22,8 kWh na 100 km. Taki pobór pozwolił zameldować się z powrotem w Olszy na drugim Ionity z 35 proc. prądu w akumulatorze. Mocna ładowarka Ionity tym razem wepchnęła do Cupry 49,1 kWh w czasie 55 min. Ponownie mieliśmy prawie pełny akumulator.
Pamiętacie, jak napisałem, że przed wyjazdem samochód przewidywał 384 km zasięgu na pełnym akumulatorze? Teraz, po przejechaniu 460 km głównie po autostradach, przewidywany zasięg zdecydowanie się skurczył i wynosił jedynie 300 km. Przed nami było jeszcze niecałe 300 km trasy. Jeden rabin wolałby oszczędnie jechać do celu. Drugi wcisnąłby gaz do dechy i zrobił jeszcze jeden przystanek na ładowanie. My wybraliśmy tę drugą opcję.
Czwarte ładowanie, ostatnie - 25,92 kWh na dojechanie do domu
Ostatni raz akumulator trafił do wodopoju ponownie na MOP Ludwinowo, ale po przeciwnej stronie autostrady niż rano. Miał być gaz do dechy, ale my nadal jechaliśmy w trybie Range. Mimo to zużycie wzrosło, tym razem do 23,8 kWh na 100 km. Ostatni postój był odrobinę krótszy niż poprzednie, bo wiedzieliśmy, że mamy do pokonania jedynie 120 km, a samochód po całodniowej kalibracji estymowanego zasięgu podawał bardzo rzeczywiste wartości. Dlatego wyruszyliśmy, mając 80 proc. prądu, a tryb Range poszedł definitywnie w odstawkę.
Na ostatnim odcinku zużycie ponownie wzrosło. Tym razem do do 25,1 kWh przez agresywniejszy styl jazdy.
743 km elektrykiem - długa podróż elektrykiem zakończona po całym dniu
Ostatecznie na mecie zameldowaliśmy się po przejechaniu 743 km w czasie 8 godzin i 28 minut. Średnia prędkość z całej podróży wyniosła 89 km/h, a średnie zużycie wyniosło 24,9 kWh. Przypominam, że jechaliśmy w cztery osoby. Przez większość dnia temperatura oscylowała w okolicach 10 stopni Celsjusza, a Cupra była wyposażona w opony zimowe Pirelli.
Czy jazda samochodem elektrycznym na opisanym odcinku była kłopotliwa?
Nie, zdecydowanie nie wydarzyło się nic (poza jednym łatwym do naprawienia incydentem na GreenWay), czego byśmy nie przewidzieli. Przy A1 nie brakuje ładowarek i to nawet, gdy dysponuje się kartą współpracującą jedynie z wybranymi dostawcami.
Długa podróż elektrykiem - czy trwa tyle samo, co samochodem spalinowym?
Niestety nie. Co prawda, jadąc autem spalinowym, również zatrzymalibyśmy się na postoje, ale nie zajęłyby by nam one aż trzech godzin. Warto też wziąć pod uwagę, że nawet trzy godziny to wersja optymistyczna, poza sezonem, bo nie musieliśmy czekać do ładowarek. Latem z pewnością będzie trzeba doliczyć czas oczekiwania na wtyczkę (ładowarki, na których byliśmy, miały po dwa stanowiska - trzecie auto musi czekać w kolejce), a takie potencjalne kolejki mogą nas spotkać na każdym postoju. Poza tym auto elektryczne jedzie nieznacznie wolniej. Nie dlatego, że szybciej nie może, ale po prostu nie opłaca się to ze względu na szybko rosnące zużycie.
Koszty
Stałą jest opłata 30 zł za odcinek A1 z Torunia do Trójmiasta, którą zgodnie z komunikatem na stronie AmberOne można odzyskać w ramach programu „Autostrada dla elektromobilności”. Następnie zużycie prądu. 102,7 kWh zostało pobrane ze stacji Ionity. Pozostałe 82,3 kWh potrzebne do przejechania tej trasy były pobrane ze stacji ładowania sieci GreenWay. Ze względu na bardzo dużą ilość możliwości finansowania doładowań: bezpośrednio u dostawców, poprzez producentów pojazdów lub za pomocą pośredników (w moim przypadku karta Shell Recharge); nie można jednoznacznie określić kosztów 1 kWh. Obecnie na stronie Ionity widnieje informacja o koszcie 0,79 eurocentów za 1 kWh (ok. 3,6 zł). Z kolei GreenWay podaje, że 1 kWh kosztuje obecnie 2,95 zł (DC <= 100 kW).
Czy więc da się pojechać z centrum kraju nad polskie morze autem elektrycznym? Da się, bez najmniejszego problemu, ale nie oszukujmy się - zajmie to więcej czasu, niż pojazdem spalinowym. Podany wyżej czas 8:28 to niestety jedynie czas jazdy. Do tego należy doliczyć godziny spędzone na ładowarkach.
Test Cupry Born już niebawem.
Czytaj dalej: