REKLAMA

Wspominam upalny sierpień z Audi Q5 Sportback 55 TFSI e. Było miło, ale dajcie mi diesla

Hybrydowe Audi Q5 Sportback 55 TFSI e zawiozło mnie w góry i na Mazury. Jest dobre, ale ma groźnego rywala w tym samym cenniku.

Audi Q5 Sportback 55 TFSI e
REKLAMA
REKLAMA

Audi Q5 nie wydaje się rynkową nowością gorącą niczym ziemniak z ogniska. W oczach większości zainteresowanych tematem, to po prostu poprawny, dobrze znany SUV z prestiżowym znaczkiem, lubiany przez eleganckie panie wożące dzieci do eleganckich szkół. Dlatego gdy z przepraszającym wyrazem twarzy odmówiłem w pewien piękny, sierpniowy dzień mojemu koledze wspólnego spożycia kebabu, tłumacząc się odbieraniem testowego Q5, widziałem, że jest trochę zdziwiony.
„To jest jakieś nowe?” – zapytał. Trochę tak, ale nie do końca.

Testowy egzemplarz to – po pierwsze – wersja Sportback

Audi Q5 Sportback 55 TFSI e

Taka odmiana dołączyła do gamy Q5 dopiero niedawno, po liftingu i ponad 4 lata po premierze „zwykłej” wersji. Widocznie zarząd Audi zobaczył, że moda na SUV-y coupe ani myśli wyhamować i najwyższa pora jednak stworzyć rywala dla BMW X4 i Mercedesa GLC Coupe. Nie oferować podniesionego „coupe” to w realiach marki premium trochę tak, jakby nie sprzedawać frytek w burgerowni.

Jak przystało na SUV-a z opadającą linią dachu, jedni go kochają, a drudzy nie znoszą. Jest kontrowersyjnie i nietypowo, choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta wersja Q5 była robiona trochę w pośpiechu i na siłę. „Gunter, zobacz, BMW i Mercedes mają coupe, a my nie, co robimy?”. „Spokojnie, Uwe, zaraz coś wymyślę” – odparł stylista i… usiadł na glinianym modelu Q5. Ten wóz wygląda trochę jak spłaszczony na siłę, choć to samo da się powiedzieć i o rywalach. Taki to segment.

Audi Q5 Sportback 55 TFSI e

Na początku testu zupełnie nie mogłem przekonać się do tego wyglądu, ale pod koniec nawet przywykłem. Może za kilka kolejnych dni zacząłbym go lubić? Nie wykluczam tego. Na pewno pomogły mi w tym: ciekawy, niebieski, „soczysty” lakier (tylko czasami kojarzy mi się z bazowym kolorem Skody Octavii I!) i pakiet stylizacyjny S-Line.

Za modną linię nadwozia trzeba „zapłacić” przy pakowaniu bagażnika. Pojemność kufra wynosi 510 litrów, czyli o 40 mniej niż w wersji „klasycznej”. Na szczęście ilość miejsca nad głową pasażerów z tyłu nadal jest duża. Może gdyby była mniejsza, auto z profilu wyglądałoby trochę lepiej… Ale zostawmy stylistykę, bo jeśli komuś Audi Q5 Sportback się podoba, to nie interesuje go ani opinia moja, ani nawet brytyjskiej królowej (ona i tak woli Range Rovery).

Testowane Audi Q5 Sportback to wersja 55 TFSI e

To kolejna rzecz – po nowym nadwoziu – która odróżnia ten wóz od Q5 waszej dentystki. Ona pewnie jeździ zwykłym dieslem 2.0, a pod maską niebieskiego Sportbacka pracuje zestaw składający się z dwulitrowego benzyniaka i motoru elektrycznego. Ten pierwszy ma 265 KM, a wspólne wysiłki duetu skutkują liczbą 367 wpisaną w rubryce „moc” tabeli danych technicznych. Pod „moment obrotowy” możemy znaleźć okrągłe 500 Nm. W gamie jest jeszcze plug-in osiągający 299 KM, ale ja miałem szczęście i trafił mi się mocniejszy egzemplarz.

Przyspieszenie do 100 km/h takiego wozu zajmuje 5,3 s. Jest tu oczywiście napęd Quattro, a skrzynia automatyczna ma siedem biegów. Zasięg w trybie elektrycznym wynosi 54 km. Można więc jeździć przez jakiś czas, nie zużywając ani kropli benzyny. Tak robił red. Grzegorz, który jakiś czas temu dostał takie Audi Q5 Sportback 55 TFSI e na krótką, pierwszą jazdę. Moja jazda była długa, bo sierpień zachęca do dalekich wyjazdów. Raz pojechałem Q5 w góry, a raz na Mazury.

Audi Q5 Sportback 55 TFSI e bardzo dobrze nadaje się do połykania kilometrów

Audi Q5 Sportback 55 TFSI e
Wnętrze jest zmontowane solidnie niczym hollywoodzka superprodukcja.

Cicho, szybko i stabilnie – tak jeździ Q5 zarówno na drodze krajowej, jak i na autostradzie. Na mazurskich wybojach zwykle zachowuje klasę, choć nie udaje mu się w pełni ukryć nadwagi. Audi Q5 Sportback 55 TFSI e waży 2150 kilogramów, co czuć i przy mocnym hamowaniu i na ciasnych, następujących po sobie zakrętach. Z drugiej strony, stabilność w łukach autostradowych jest rewelacyjna – bardziej przypominająca porządnego hatchbacka niż SUV-a.

Audi Q5 Sportback 55 TFSI e

Osiągi zestawu napędowego są rewelacyjne. Duża moc i gigantyczny moment obrotowy, w dodatku dostępny niemal od razu, bo pochodzący od motoru elektrycznego, sprawiają że nabieranie prędkości odbywa się z wielką lekkością. Kierowcy niestraszne są ani wyprzedzające się ciężarówki (bo zaraz i tak wróci do szybkości przelotowej) ani krótkie pasy rozbiegowe. Ta wersja nie ma w nazwie litery „S”, ale swoimi osiągami puka już do segmentu „usportowiony SUV”. Ważne jest też to, że działa płynnie. Nie szarpie, nie wyje jak potępieniec i właściwie nigdy się nie gubi w kwestii biegów albo tego, który silnik powinien pracować.

W trasie nie zajmowałem się ładowaniem hybrydy plug-in

Oczywiście, mógłbym poszukać w specjalnej aplikacji ładowarek przy trasach, ale nie miałem na to czasu, bo albo spieszyłem się na prezentację nowego Audi (takiego, które już opisywałem i które potrzebuje ładowarek jak trawnik deszczu), albo chciałem jak najszybciej rozpocząć przedłużony, mazurski weekend.

Poza tym, doładowywanie plug-ina przy trasie uważam za trochę niekulturalne. Zajmowanie nieprzesadnie częstych miejsc przy ładowarkach autem, które i tak pojedzie bez energii w akumulatorach, jest robieniem pod górkę kierowcom coraz liczniejszych samochodów elektrycznych. Oni bez prądu nigdzie nie pojadą.

Energia w akumulatorach szybko się wyczerpała

Przetestowałem Audi Q5 Sportback 55 TFSI e w trybie elektrycznym i mieszanym w mieście. Spalanie spadło wtedy do ok. 2,5 litra na sto kilometrów. Wóz był niemal bezszelestny i bardzo przyjemny w użytkowaniu. Ale po kilku wyprawach do sklepu i załatwianiu różnych spraw, wskaźnik zasięgu w trybie EV pokazał zero. Mogłem go uzupełnić, wykorzystując do tego silnik spalinowy – ale benzyna jest na to zbyt droga.

Audi Q5 Sportback 55 TFSI e

Co ważne, w takiej sytuacji Audi Q5 Sportback 55 TFSI e nadal wykorzystuje silnik elektryczny do jazdy w korku albo wspomagania „spaliniaka” po zapadnięciu komendy „cała naprzód”. Tyle że więcej pali.

Na autostradzie zużyło 11 litrów na sto kilometrów

W mieście – 11-12 litrów. Do tego 9 litrów na trasie ekspresowej, 8 na krajowej i 7 podczas jazdy po remontowanym odcinku w drodze na Mazury. Mniej zużyć się już chyba nie da, bo spokojna, płynna jazda za ciężarówką była naprawdę „eko”. Aż czułem, jak przy drodze szybciej rosną drzewa.

Średni wynik z całego testu to 10 litrów na sto kilometrów. Dużo? Jak na 367 KM, niezbyt. Ale w gamie Audi Q5, wersja 55 TFSI e ma groźnego rywala.

Ma odrobinę mniejszą moc (341 KM), ale większy moment obrotowy (700 Nm - dałoby się tym chyba przestawić mały kościół) i załatwia temat przyspieszenia do setki o włos szybciej (5,1 zamiast 5,3 s). To diesel. Dla niektórych będzie to kłopot nie do przejścia, bo TDI kojarzy im się z minioną epoką w motoryzacji. Innym zaświecą się oczy, bo SQ5 to jedyna okazja na zakup Q5 z sześcioma cylindrami. Czyli owszem, trochę miniona epoka, ale jaka przyjemnie brzmiąca! Spalanie powinno być takie samo lub mniejsze.

SQ5 przekonuje w trasie większym zbiornikiem paliwa. Ma bak 70-litrowy zamiast przymałych 54 z hybrydy, wymuszających dość częste słuchanie pytania o kawę i hot doga. Lepiej się też nazywa, bo zawsze można mówić, że jeździ się topową odmianą.

Fizyczne pokrętła - niemodne, ale dobre.

Główna różnica to cena. Hybryda Sportback kosztuje od 284 200 zł, a SQ5 za sprawą wyższej akcyzy jest wycenione na 361 500 zł. W obydwu przypadkach trzeba dodać jeszcze kilkadziesiąt tysięcy złotych na opcje, bo Audi nie jest specjalnie hojne nawet w przypadku tak drogich wozów, ale w S-ce nie trzeba dopłacać za kilka sportowych gadżetów. Jeśli ktoś lubi wielkie felgi i tym podobne sprawy, różnica cenowa trochę stopnieje.

Tak czy inaczej, jeśli dla kogoś kilkadziesiąt tysięcy nie gra roli (co zapewne często się zdarza w segmencie SUV-ów premium), chyba lepiej byłoby wybrać diesla.

REKLAMA

Mimo że Audi Q5 Sportback 55 TFSI e to udany, wygodny i dopracowany SUV i dobra hybryda, w tym starciu i tak postawiłbym na Eskę. Póki jeszcze się da. A gdy w końcu przyjdzie pora, by pożegnać się z TDI, hybrydowa teraźniejszość też nie będzie bolała. Tylko może jednak lepiej byłoby z klasycznym nadwoziem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA