REKLAMA

Te samochody miały jeździć prawie za darmo. Teraz rozdają je prawie za darmo

Upadła firma Sono Motors rozsprzedaje swoje „solarne samochody”, czyli prototypy zasilane częściowo panelami słonecznymi. Pomysł okazał się świetny i całkowicie niedochodowy jednocześnie.

Te samochody miały jeździć prawie za darmo. Teraz rozdają je prawie za darmo
REKLAMA

Sytuacja idealna: zamiast wstawiać auto do garażu, zostawiasz je na cały dzień na słońcu i ono się ładuje. Przy intensywnym usłonecznieniu przybywa mu nawet 30 km zasięgu. Wiem, brzmi nierealnie... i okazało się również nierealne. Oto historia Sono Motors.

REKLAMA

W 2016 r. powstał startup Sono Motors z siedzibą w Monachium

Już po dwóch latach, to jest w roku 2018, odtrąbiono wielki sukces: pojawił się prototyp pojazdu o nazwie Sion, cały oklejony panelami słonecznymi. Oczywiście nie obiecywano, że auto będzie jeździć tylko i wyłącznie na energii ze słońca, ale podkreślano, że przy zasięgu ok. 200 km z 35-kilowatogodzinnego akumulatora można liczyć na dodatkowe 30 km dziennie za darmo przy założeniu, że jest ładna pogoda. Czyli wielu odbiorców mogło założyć, że w rzeczywistości będą jeździć do pracy i z pracy za zero euro. Sono Motors poinformowało też, że na pojazd ma już 6500 chętnych. Pojazd miał kosztować 20 tys. euro, czyli o połowę mniej niż typowe dla ówczesnego czasu samochody elektryczne. Od tamtych deklaracji minęło siedem lat.

Długa historia w skrócie: nic z tego nie wyszło

Projekt okazał się niezbyt dochodowy i bardzo trudny w realizacji. Samochód oklejony bateriami słonecznymi ma nadzwyczaj delikatne nadwozie – właściwie to jego karoseria stanowi element układu napędowego, a jednocześnie musi zapewniać bezpieczeństwo. Przy planowanej cenie 20 tys. euro skala produkcji tego pojazdu musiałaby być ogromna, żeby to się opłacało, nie wspominając o sieci sprzedaży czy naprawach gwarancyjnych. W roku 2023 ogłoszono, że sory, nie damy rady, może spróbujemy montaży paneli słonecznych do istniejących już samochodów elektrycznych, żeby zwiększyć ich zasięg. Przy okazji zwolniono 300 pracowników – trochę mi ich żal, pewnie czuli że robią coś wspaniałego.

Teraz resztki projektu Sono Motors można odkupić za grosze. Na austriackim serwisie aukcyjnym pojawiło się parę prototypów w różnym stadium rozpadu/funkcjonowania, z których żaden nie jest dopuszczony do ruchu, ale niektóre potrafią przemieszczać się o własnych siłach. Najlepiej prezentuje się ten:

 class="wp-image-661985"

Pojazd ten wygląda na kompletny. Ma wnętrze z jakimś dziwnym zielonym elementem, a nawet hak holowniczy. Nie wiadomo z czego pochodzą światła ani szyby, ani czy pojazd w ogóle jest sprawny. Na pewno nie ma na niego żadnego dokumentu, ale przecież dokumentem się nie jeździ. Występuje też we wcieleniu z nieco innym przodem.

Samych pojazdów jest dwanaście, w tym niektóre rozbite. Wśród nich jeden pojazd naprawdę mnie zafascynował, ponieważ jestem absolutnie pewien, że bazą do jego zbudowania było Twingo pierwszej generacji.

Z boku próbowali coś jeszcze zmienić.
We wnętrzu nie zmienili nic.

Nie bardzo wiadomo, po co ten pojazd powstał, może jako „muł testowy” dla jakichś elektrorozwiązań. Ceny wywoławcze są śmiesznie niskie i oscylują między 500 a 700 euro, choć do końca aukcji jeszcze daleko. Wygląda na to, że powstało ok. 10 sztuk samochodów Sono i żaden prawdopodobnie nie doczekał się pełnego oklejenia w panele słoneczne. Nie chcę być nadmiernie złośliwy, ale wygląda jakby jakaś grupa ludzi świetnie bawiła się przez kilka lat za cudze pieniądze, wiedząc doskonale że to wszystko nie ma żadnej szansy. Zbudowali sobie trochę samochodów, zebrali trochę śmiecia...

REKLAMA

Rozsprzedaż projektu Sono to głównie części samochodowe

Fotele - niezbyt interesujące, szkielety pojazdów, ale też sporo silników elektrycznych za niewielkie pieniądze. Może ktoś to kupi i do czegoś jeszcze wykorzysta, typu wózki widłowe albo inne mało emocjonujące pojazdy. W rzeczywistości wykorzystanie energii słonecznej do ładowania samochodów nie jest wcale niemożliwe, tyle że bez sensu jest wozić dość ciężkie i delikatne panele na samym pojeździe. Lepiej postawić fotowoltaikę na dachu lub na podwórku i z niej doładowywać na przykład plug-ina lub auto elektryczne. Wydaje się to dość oczywiste rozwiązanie, o wiele prostsze niż budowa auta z karoserią z paneli solarnych. W motoryzacji panele stosuje się od dawna – Audi wykorzystało je w szyberdachu modelu Coupe w 1990 r., a Mazda w 1992 roku montowała je w modelu 929. Służyły do zasilania wiatraków, które wyciągały ciepłe powietrze z wnętrza auta. Przez lata pojawiały się też w innych samochodach. Toyota Prius IV generacji wykorzystała je do przedłużania zasięgu pojazdu o 3 do 6 km. I to jest pewnie realna wartość jaką można osiągnąć montując panel na nadwoziu.

Ale takie Sono to dobry wóz, zawsze marzyłem o aucie elektrycznym, którego nie ma nikt.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-08-11T19:14:50+02:00
Aktualizacja: 2025-08-11T18:30:11+02:00
Aktualizacja: 2025-08-11T16:07:10+02:00
Aktualizacja: 2025-08-11T11:00:59+02:00
Aktualizacja: 2025-08-11T09:48:09+02:00
Aktualizacja: 2025-08-10T17:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-10T16:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-10T11:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-09T17:20:51+02:00
Aktualizacja: 2025-08-08T18:14:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA