Widziałem driftującą ciężarówkę i cały śmierdzę spalonymi oponami. Kocham targi motoryzacyjne
Widziałem driftująca ciężarówkę, śmierdzę spalonymi oponami, ale to nic, bo kocham targi motoryzacyjne. Jeżeli ktoś mówi, że taka formuła nie ma racji bytu, to powinien zająć się hodowlą jedwabników.
Zanim ktoś mi zarzuci, że po co na ogólnoświatowym portalu opisuję wydarzenie z małego Lublina, to muszę wyjaśnić, że postanowiłem skończyć z niepoprawnym warszawocentryzmem i dać głos mieszkańcom mniejszych miast. Tak się zupełnie przypadkiem złożyło, że sam jestem jednym z nich, więc z przyjemnością oddaję głos sobie. W weekend 27 - 28 maja w Lublinie odbywają się targi motoryzacyjne Moto Session. Z tego powodu nie mogłem sobie odmówić pójścia na nie i mam z mojej krótkiej wizyty kilka przemyśleń.
Klimat targów to coś wspaniałego
Nie miałem jakichś rozbudowanych oczekiwań, poszedłem, żeby się dobrze bawić, spędzić czas wśród ludzi takich jak ja - takich, którzy kochają motoryzację. Nie dość, że dostałem to, co chciałem, to jeszcze zaskoczyłem się liczbą ludzi. Mówi się, że targi motoryzacyjne nie mają sensu, że nikt na nie nie przychodzi, że teraz to wszystko odbywa się online. Otóż nie. Widziałem tam tłumy, a co najbardziej cieszy - w najróżniejszym wieku. Jestem zbudowany tym, że dorośli ludzie biorą swoje dzieci i pokazują im piękną stronę motoryzacji.
W internecie nie poczujecie zapachu palonej gumy, wasze bębenki nie zostaną zaatakowane wyciem silników, wasze oczy nie będą łzawić od dymu. To jest coś pięknego. Zanim wyszedłem z domu użyłem moich ulubionych perfum, a po kilku minutach na targach już ich nie czułem, bo całe ubranie miałem przesiąknięte zapachem palonej gumy. Wzruszyłem się, bo tego mi było trzeba.
Nie jestem wielkim fanem japońskich silników, ale mają w sobie coś magicznego, gdy wyją na wysokich obrotach, a co jakiś czas da się usłyszeć świst blow-offa i jakoś tak lepiej robi się na duszy.
Nie sądziłem, że spodobają mi się motory
Tymczasem pokazy stuntu i freestyle'u, były moimi ulubionymi. Co ludzie potrafią robić z motorami, to w głowie się nie mieści. Drift Harleyem? Proszę bardzo, Obroty w locie? Oczywiście. Stałem i oglądałem z rozdziawioną buzią.
A później nadjechała ciężarówka i życie już nie było takie samo. Nie sądziłem, że taką ciężką krową da się robić takie rzeczy.
Jeżeli chodzi o auta, to z roku na rok obserwuję rosnącą popularność firm zajmujących się oklejaniem samochodów. Wiedzieliście, że oklejenie takiego obłędnego Astona Martina DBS zajmuje około tygodnia? Samo auto ma zaledwie 25 km przebiegu. Nie mogłem oderwać wzroku od tego małego dzieła sztuki.
Jak zwykle nie zabrakło tuningu.
Jeżeli miałbym radę do czytelników, to tylko jedną - uczęszczajcie na takie wydarzenia.
Bez widzów targi stracą sens, więc nie wahajcie się wydać tych kilkudziesięciu złotych, bo to co zobaczycie na pewno wam się spodoba. A jak nie będziecie chodzić, to targi będą tylko w Warszawie i wtedy nie będzie dobrze.
PS Uwielbiam japońskie koronki. Może nie mają żadnego sensu, ale za to czujesz się jakbyś siedział u babci.
Czytaj również: