Pierwsza jazda: nowy Opel Crossland, czyli wujku, oto twój następny samochód
Nowy Opel Crossland stracił literę „X” z nazwy i zyskał nowy, modny przód. Ale nadal pozostaje mikrovanem, tyle że w sosie a’la SUV.
Mój wujek jeździ Oplem Merivą B. To ostatnia generacja tego modelu, jaka trafiła na rynek. Jedynym ciekawym elementem tego wozu są tylne drzwi otwierane „pod prąd”, jak w Maździe RX-8. Oprócz tego, to do bólu praktyczny samochód, idealny dla starszego, spokojnego kierowcy. Wygodnie się do niego wsiada, ze środka dużo widać (wysoka pozycja za kierownicą, duże szyby) i ma sporo przestrzeni we wnętrzu.
Chyba nigdy nie widziałem Merivy w innym kolorze niż brązowy albo beżowy. Wujek ma brązową… a może jednak beżową? Nie chodzi o to, że w gamie nie ma innych lakierów. Po prostu grupie docelowej na Merivę właśnie takie się podobają.
Meriva nie ma bezpośredniego następcy
Gdy mój wujek stwierdzi, że nadeszła już pora na zmianę auta (co na pewno nie nadejdzie prędko, bo po co zmieniać auto, które jest dobre – to przecież nie jest żaden leasing z ratą balonową), nie będzie mógł kupić Merivy C. Opel jej nie stworzył.
Ale czy zupełnie zapomniał o takim typie klienta? Nie do końca. Od 2017 r. w sprzedaży jest Opel Crossland. Przed liftingiem miał jeszcze literę „X” na końcu nazwy. Teraz z niej zrezygnowano.
Oto nowy Opel Crossland
„Nowy” to może trochę za dużo powiedziane, bo to lifting, a nie zupełnie nowy model. Co się zmieniło? Z rzeczy, których nie widać, poprawiono właściwości jezdne i zwrotność. Nowy Opel Crossland ma być wygodniejszy i pewniejszy w prowadzeniu, m.in. dzięki przeprojektowanemu układowi kierowniczemu.
Z zewnątrz widać za to przede wszystkim nowy przód, który teraz przypomina najnowszą Mokkę. Crossland wygląda świeżej, no i można go zamówić w bardziej sportowo stylizowanej wersji GS-Line. Wyróżnia się m.in. czerwonymi akcentami na nadwoziu i kokpicie.
Co Crossland ma wspólnego z Merivą?
Meriva była mikrovanem. Crossland też nim jest, tyle że – w związku z obecną modą – udaje SUV-a. Kształt tego samochodu, z krótką maską i dość wysokim nadwoziem, nadal jest typowy dla ulubionych samochodów osób na emeryturze, które nie chcą jeździć sedanem.
Wygląda na to, że dodanie do mikrovana kilku plastikowych nakładek na nadkola i progi okazało się strzałem w dziesiątkę. Crossland jest hitem sprzedaży Opla. Na całym świecie lepiej od niego sprzedaje się tylko Corsa. W Polsce zajmuje trzecie miejsce, za Astrą i Corsą, a przed Insignią.
Jak jeździ nowy Opel Crossland?
Miałem dziś okazję przez kilka godzin pojeździć odświeżonym Crosslandem, w dodatku z przebiegiem zaledwie 19 kilometrów. Wybrałem się z Okęcia do Żelazowej Woli, zawróciłem na ręcznym na placu pod muzeum wielkiego kompozytora i odjechałem z powrotem, marząc o bombonierce „Chopin” (bo przecież nie o innych produktach nazwanych podobnie).
Nowy Opel Crossland „bez iks” jeździ… po prostu jak mikrovan. Wsiada się do niego rewelacyjnie, nie trzeba się za mocno schylać ani wspinać. Fotel – w tym wypadku opcjonalny, „ortopedyczny” AGR – da się ustawić wysoko lub… bardzo wysoko. Fotel pasażera jest niemal pod sufitem na stałe.
Typowe dla różnych mini-, makro- i mikrovanów jest olbrzymie podszybie, na którym dałoby się rozegrać co najmniej mecz snookera, o ile nie futbolowy. Być może przejażdżka Crosslandem to jedna z niewielu szans na oglądanie takiego sportu na żywo w dzisiejszych czasach.
Typowa jest też spora przestronność wnętrza
Nowy Opel Crossland (stary zresztą też) nie jest szczególnie długi. Mierzy 4,2 m. Ma jednak naprawdę przestronne wnętrze. Gdy usiadłem „sam za sobą”, byłem zdziwiony, ile miejsca na głowę i na nogi mi zostało.
Głęboki bagażnik mieści 410 litrów, co też jest zaskakująco dobrym wynikiem. W środku do pełnej „vanowatości” brakowało mi może jeszcze kilku pomysłowych schowków i uchwytów.
Pod maską: 1.2 PureTech 130 KM
To silnik benzynowy. Wbrew pozorom, taka informacja ma sens, bo w gamie Crosslanda przewidziano także diesla. Tak, wiem, też skwitowałem to uśmiechem i zdaniem „kto w dzisiejszych czasach kupuje diesle w tej klasie?!” wypowiedzianym pod nosem. Otóż – według Opla – robi to aż 17 proc. klientów na Crosslanda. Dużo!
130-konny PureTech to idealny napęd do mikrovana… to znaczy, crossovera Opla. Zapewnia dobre osiągi (setka: w 10,2 s) i płynnie współpracuje z sześciobiegowym automatem. Część starszych klientów może nieufnie podchodzić do takiej skrzyni i decydować się na ręczną przekładnię, ale nie widzę w tym większego sensu. Automat doskonale pasuje do tego auta i trudno mu coś zarzucić. Sam silnik mógłby być cichszy i trochę mniej przypominać w brzmieniu gwoździe wrzucone do blaszanej miski, ale nie można mieć wszystkiego. Spalanie? Trudno je ocenić na tak krótkim odcinku i w tak nowym aucie, ale podczas spokojnej jazdy po zaśnieżonej drodze wyniosło ok. 6,8 litra na 100 km.
Po jeździe testowej rozumiem, po co istnieje Crossland
„Skoro w gamie jest podobna wielkościowo, ładniejsza i nowsza Mokka, po co komu ten model?” – pytałem w głowie sam siebie, jadąc po odbiór kluczyków do Opla. Po jeździe wszystko już wiem. Nowy Opel Crossland to wóz dla tych, którzy chcą wymienić swoją Merivę na coś nowszego (czyli dla Ciebie, wujku). Ma duże, wysokie wnętrze, wielkie szyby i proste w obsłudze, typowe dla Opla wnętrze. Niczym nie zaskakuje i nie zachwyca, ale jest rozsądnym autem dla osób, które po prostu potrzebują przedmiotu do przemieszczania się. W większości kategorii – takich jak wyciszenie, resorowanie, prowadzenie – jest „w sam raz” lub „niezły”, a to wystarcza.
Przez chwilę zastanawiałem się jeszcze, po co w takim kompletnie niesportowym wozie wersja GS-Line z tymi wszystkimi czerwonymi akcentami. Ale przecież nawet dojrzały klient lubi się trochę odmłodzić i założyć adidasy zamiast skórzanych kapci/laczków/papuci/bamboszy/mesztów (zaznacz właściwe dla twojego regionu Polski).