Jestem wymarzonym klientem na Mercedesa zagrożonego pożarem. Stosuję się do absurdalnych wytycznych
Czasami zdarza się, że twój Mercedes jest zagrożony pożarem, ale nie ma go jak naprawić. Co wtedy robisz?

Jeździsz ostrożnie. W BMW to pewnie byłoby trudno, ale w statecznym Mercedesie to powinna być łatwizna.
Akcje serwisowe i przywoławcze w branży motoryzacyjnej nie są niczym nadzwyczajnym. Właściwie trwają cały czas, obejmując raz większą, raz mniejszą, liczbę pojazdów. Wiedzieliście, że 37 motocykli jednego z japońskich producentów ma niewystarczająca szczelność uszczelki pomiędzy korkiem, a wlewem chłodnicy? Dziś rano o tym przeczytałem. Projektujesz skomplikowane urządzenie, jakiś element procesu produkcji szwankuje, poprawiasz proces i naprawiasz wadliwe pojazdy. Dalej jest elegancko, świat toczy się dalej. Przynajmniej w teorii. Problem pojawia się, gdy usterki nie da się naprawić. Oto co dzieje się wtedy.
Mercedesem jeździj statecznie
Niedawno testowałem Mercedesa klasy C, ale nie zaliczał się do grupy pojazdów zagrożonych pożarem. Nawet gdyby się zaliczał, to szansa na pożar była raczej niska. Mam też inne atuty. Wrodzona flegma sprawia, że jeżdżę statecznie, a swoje potrzeby komunikacyjne tak ograniczyłem, że okresowo nie jeżdżę prawie wcale. Co czyni mnie wymarzonym klientem Mercedesa.
Około 800 tys. samochodów marki Mercedes jest zagrożona pożarem, teoretycznie. Informacja o usterce pojawiła się w listopadzie, ale teraz doszedł dodatkowy wątek. Mercedes nie bardzo ma jak wadę usunąć. Dlatego, dla użytkowników przygotował zalecenia.
Mercedesem jeździj minimalnie mało
Uszkodzeniu może ulec pompa cieczy chłodzącej. Może to spowodować wzrost temperatury elementów układu. Nie można wtedy wykluczyć pożaru. Mercedes informuje o tym klientów, ale od razu dodaje, że chwilowo nie może usunąć wady, bo... nie ma części. Nie da się więc przywołać samochodów do serwisów w ramach akcji technicznej, bo i po co.
Nie tylko półprzewodniki są trudne do zdobycia. Zakłóceniu uległy dostawy wielu innych towarów, co najwyraźniej dotknęło Mercedesa. Nie pozostawił jednak klientów z szeroko otwartymi ze zdumienia ustami, tylko podparł je patyczkiem. Samochód się naprawi, jak będą części, a tym czasem, drodzy państwo: pojazd, którego dotyczy problem, powinien być prowadzony w sposób szczególnie ostrożny, a użytkowanie ograniczone do absolutnego minimum. Takie pouczenie zawierała informacja skierowana do właścicieli pojazdów.
Myślałem, że uświadomieni ekologicznie klienci już wykorzystują swoje pojazdy tylko w niezbędnym minimum, nie chcąc przyczyniać się do zagłady świata, ale widać da się jeszcze bardziej minimalnie jeździć Mercedesem. Wizyta u kosmetyczki chyba odpada, dozwolony powinien być wyjazd po chleb. Lecz co z apteką? Po antybiotyk to pewnie tak, można, ale wyprawa po zwykły paracetamol, to już chyba wersja jeżdżenia maxi?
Gdzie jest instrukcja?
Mercedes nie załącza szczegółowej instrukcji. Należy więc odgadnąć, co to znaczy jeździć szczególnie ostrożnie. Nie wiadomo też, jakie są kryteria przemieszczania się ograniczonego do minimum. Trzeba sobie jakoś to przetworzyć w głowie, w oczekiwaniu na części. Ciekawe, czy jak samochód faktycznie się zapali, to Mercedes sięgnie po zapisy samochodowej czarnej skrzynki, dokona analizy i powie: nie, no ale ten sobotni wypad do parku, mógł pan sobie darować, odszkodowanie się nie należy, pańska wina. I cyk, wyciera ręczniczkiem z logotypem starannie umyte rączki. Było napisane nie jeździć (tak za bardzo)? No było.
Zagrożenie pożarem może być niewielkie i nie jest nietypowe. Słynny był przypadek BMW i awaria chłodzenia EGR, gdzie faktycznie pojazdom zdarzyło się płonąć. Tam klienci byli wzywani do serwisu i niektórzy też wyjeżdżali z niego bez wymienionej części. Byłoby tylko miło, gdyby komunikaty kierowane do klientów konstruowano odrobinę bardziej precyzyjnie. W zasadzie w żadnym samochodzie nie można wykluczyć pożaru i każdym należałoby jeździć szczególnie ostrożnie. Może ponalepiajmy takie naklejki na każdej kierownicy, ubiegając wszystkie przyszłe usterki.