REKLAMA

Przepraszam, że jechał pan po chodniku. Czy to chciał usłyszeć agresywny kierowca Jeepa?

Coraz rzadziej widuję na drodze Jeepa Grand Cherokee ZJ. To już pełnoprawny youngtimer. Niestety, nie należy zakładać że fani youngtimerów to mili i spokojni ludzie.

Przepraszam, że jechał pan po chodniku. Czy to chciał usłyszeć agresywny kierowca Jeepa?
REKLAMA
REKLAMA

Wyjątkowo nie lubię kierowców jeżdżących po chodniku. A nawet nie samych kierowców, ale tego, że jak samochód jedzie po chodniku, to wszyscy oczekują że pieszy zejdzie i mu ustąpi. To dość radykalne założenie, do którego nie mam zamiaru się stosować. Musiało ono być budowane przez lata w wielu społeczeństwach, bo przeważnie nikt na to nie reaguje. Spróbujcie natomiast iść po jezdni pod prąd nadjeżdżających samochodów i zobaczcie co się stanie. Tzn. nie, lepiej nie próbujcie, możecie źle skończyć.

Nagrywający zobaczył, że kierowca Jeepa jedzie po chodniku

Cała rzecz działa się w Koszalinie. Postanowił skarcić kierowcę Jeepa klaksonem, co wywołało u skarconego napad agresji. Wyskoczył ze swojego youngtimera i postanowił rozprawić się z trąbiącym. Najbardziej podobało mi się żądanie przeprosin ze strony nagrywającego. „Przepraszam pana, że jechał pan po chodniku” – te chyba byłyby najbardziej adekwatne.

„Coś ci nie pasuje że se po chodniczku jeżdżę?” - pyta agresor

Nie wiem czy bym wytrzymał, być może zacząłbym się śmiać. Coś ci nie pasuje że robię kupę na chodnik? Coś ci nie pasuje że ukradłem rower ze stojaka? W każdym z tych przypadków trudno o dobrą odpowiedź. Właściwie to wszystko mi pasuje, dopóki nie rozjedziesz mi dziecka - a nawet jeśli rozjedziesz, to też będziesz żądał przeprosin, bo po co się kręcił po chodniku przed maską samochodu? „Widzisz tutaj szmato ten zderzak porysowany? Pilnuj dzieciaka k....!” – totalnie to widzę, daję sto procent prawdopodobieństwa takiej reakcji kierowcy Jeepa, gdyby na chodniku doszło do wypadku.

Następnie padają groźby karalne, ale już ich dokładnie nie słyszę

W każdym razie kierowca Jeepa robi zdjęcie tablicom auta z kamerą, pewnie w celu „znalezienia i dojechania go”. Oczywiście zapewne tego nie zrobi, bo cóż mu po tych tablicach? Może jest policjantem i ma dostęp do bazy, przez co powiąże tablice z właścicielem. W każdym razie powoduje to zrozumiały dyskomfort czy nawet strach u nagrywającego - kierowca Jeepa, jeśli będzie chciał konfrontacji, zaatakuje raczej słabszego od siebie, a nie równego sobie. W każdym razie miałem taki moment, kiedy liczyłem na to, że nagrywający ruszy i przygniecie kierowcę Jeepa do jego samochodu.

Jak to wszystko się skończy?

Pewnie policja przyjmie zgłoszenie i umorzy z powodu niemożności wykrycia sprawcy. Nie widzę innej drogi, każda inna ewentualność jest idealistyczną wiarą w to, że system chroni nas przed agresorami, lub że mogą oni ponieść jakąś karę. Nawet gdyby kierowca Jeepa stracił prawo jazdy (co po skumulowaniu jego wykroczeń jest niemal pewne), będzie dalej jeździł bez niego, bo to charakterny człowiek, dobra morda, na psach się nie pruje i wie, że z frajerami trzeba krótko. Dlatego ja już przyjąłem taką metodę, że nic nie mówię, nic nie robię, nie zwracam uwagi, nie trąbię – nagrywam i wysyłam na policję, żeby to przestępca miał problem, a nie ja.

REKLAMA

Szkoda tylko, że policja potem to umarza

Ale przynajmniej mam poczucie, że się starałem. Mam więc radę dla nagrywającego - na drugi raz nie kozakuj z tym klaksonem, nie reaguj, bo skończysz z zębami na podłodze, zamiast tego donoś po cichu. To i tak nikogo niczego nie nauczy, ale przynajmniej będziesz miał poczucie spełnienia obywatelskiego obowiązku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA