Przegląd ogłoszeniowy: najlepsze SUV-y do 12 000 zł
Ostatnio na Facebooku natknąłem się na gorącą dyskusję na następujący temat: jakie są najlepsze SUV-y do 12 000 zł. Wydała mi się bardzo interesująca, więc postanowiłem stworzyć taką listę w postaci przeglądu ogłoszeń.
Wydawałoby się, że trzy średnie pensje krajowe to za mało na SUV-a. Nic bardziej mylnego. W ogłoszeniach można znaleźć całą masę takich aut – zwykle produkcji dalekowschodniej, ale nie tylko.
Przejrzałem więc ogłoszenia i znalazłem 5 ciekawych SUV-ów do 12 000 zł. Oto one.
Zacznę od czegoś dziwnego. Tym dziwnym czymś jest pierwsza Kia Sportage. Czy ktoś pamięta w ogóle pierwszą Kię Sportage? To był samochód terenowy na ramie skonstruowany na bazie busa Mazda Bongo, tyle że z dodanym napędem 4x4. Nikt już chyba nie pamięta, że oferowano go w trzech wersjach nadwozia: soft-top 3d, 5d i 5d LONG albo „Grand Wagon”, a już tylko zagorzali miłośnicy Kii przypomną sobie, że wytwarzano go w zakładach Karmanna. Jechałem takim autem raz. Było miękkie, w środku wykonane z elementów pękających pod palcem i jak twierdził właściciel – nigdy się nie zepsuło.
Znalazłem uczciwie wyglądające ogłoszenie i to właśnie mało popularnej wersji wydłużonej z dużym bagażnikiem. 9900 zł do negocjacji – proponuje handlarz, więc 12 000 zł starczy na auto zarejestrowane i z pakietem startowym w postaci wymiany oleju oraz czego tam trzeba. Proporcje auta są dość trudne do zaakceptowania, ale zachwyciły mnie boczne poduszki tylnej kanapy.
Forester S-Turbo pierwszej generacji (1997-2002) to w odróżnieniu od Sportage samochód, który ma wiernych fanów.
Nie wiem, czy to typowy SUV, czy podwyższone kombi – nie ma to aż takiego znaczenia. Liczy się jego oryginalność techniczna w postaci silnika bokser i to z turbodoładowaniem. Auto ma urok cegły, ale zarazem moc 177 KM. Trafiłem na egzemplarz w świetnej konfiguracji: czerwony, z manualną skrzynią biegów i w wersji europejskiej, w dodatku z tempomatem (ponoć każde S-Turbo ma tempomat). Przejechałem się kiedyś takim samochodem i był po pierwsze zaskakująco szybki, po drugie w pełni „japoński” jeśli chodzi o wnętrze i obsługę. Czyli: wszystko w środku jest brzydkie i bez sensu, ale za to działa idealnie. Pod maską silnik EJ20 z turbo, ponoć można założyć do niego LPG i nie trzeba co kilkadziesiąt tysięcy wyjmować silnika do regulacji zaworów. Tak przynajmniej twierdzi mój znajomy gazownik. Czy tu są samopoziomujące amortyzatory tylne SLS? Bo w katalogach części one występują jako zwykłe po ok. 360 zł za sztukę.
Ten przegląd wygląda, jakby takie auta robili prawie tylko Japończycy, ale faktycznie te 15-20 lat temu SUV-y były domeną producentów z Dalekiego Wschodu. Był jeszcze Land Rover Freelander, ale mimo całego mojego zamiłowania do dziwnych samochodów nie mogę go polecić. Nie dlatego, że wypala się uszczelka pod głowicą w silnikach benzynowych z powodu ich dziwnej konstrukcji skręconej śrubami przez całą długość. I nie dlatego, że psuje się wiskotyczne sprzęgło napędu 4x4, choć faktycznie się psuje i zaczyna „sklejać” gdy nie powinno. Problem jest inny: większość aut na rynku to albo przełożone „angliki”, albo „angliki”, ale nieprzełożone.
A z „anglikami” lepiej nic do czynienia nie mieć (i nie chodzi o Brexit).
Dlatego zwracam jeszcze uwagę na Hondę HR-V. Auto obecnie ma następcę, a było jednym z pierwszych miejskich crossoverów – na prawie 9 lat przed Nissanem Qashqaiem. Z początku dostępne tylko jako 3d, nie budziło zainteresowania. Gdy dodano wariant 5d z wydłużonym rozstawem osi, zaczęło się sprzedawać. Niestety poskąpiono wyboru silników, bo były tylko dwie jednostki benzynowe, to jest 1.6 16V albo 1.6 VTEC. Mój znajomy dłuższy czas miał taki samochód i to w niecodziennym, malinowym kolorze. Auto wprawdzie ciasnawe, ale kompletnie bezawaryjne. Źle toleruje gaz, tzn. jest czułe na byle jaką instalację i zaniedbywanie regulacji. Koledze tylko psuł się układ napędu 4x4, tzn. przestawał działać, ponoć z powodu zawilgocenia układu. W przypadku opisywanego ogłoszenia tę kwestię można pominąć – sprzedający uczciwie podaje, że to 2WD. Auto zestarzało się z gracją, i choć oferowany egzemplarz wygląda na lekko podmęczony, to przynajmniej opis jest uczciwy, od właściciela. Nie wygląda mi to na sposób wyrzucenia w błoto 9900 zł.
Nie mogłem pominąć Toyoty RAV4 I generacji (1994-2000).
Ma ona coś wspólnego z Foresterem, ale nie chodzi o technikę, a o charakter. Też jest trochę ciasna i nieco ascetyczna. Nie ma wyboru silników, pod maską montowano wyłącznie benzynowy silnik 2.0 z serii 3S-FE. Zresztą znakomity i idealnie pasujący do tego samochodu. Główny problem RAV4 jest rynkowy, tzn. w ogłoszeniach są głównie wersje 3-drzwiowe, bo i takie wtedy najczęściej kupowano. Uparłem się oczywiście na 5d i znalazłem, tyle że z gazem. Bagażnik tego wozu nie jest zły, bo ma wyjątkowo nisko poprowadzoną podłogę – koło zapasowe wisi na drzwiach bagażnika. Jednak po montażu butli z LPG praktyczność spada w sposób drastyczny. Moje doświadczenia z RAV4 I są takie, że było to auto niezwykle przyjemne do jeżdżenia: ciche, stabilne, w niczym nieodbiegające od osobówek. W porównaniu choćby z Suzuki Vitarą – przepaść. Miało też stały napęd na 4 koła (seryjny, z elektrycznie uruchamianą blokadą). Następnie zakopałem się nim w nadwiślańskim piachu i poszedłem po traktor.
RAV4 I generacji ma wielki potencjał na klasyka – ostatni moment, żeby się zainteresować.
Moim typem został Jeep Grand Cherokee ZJ. Była to pierwsza seria Grand Cherokee. Auto w swoim czasie było popularne w Polsce i w pewien sposób wyprzedziło aktualną modę na SUV-y. Grand Cherokee powstawał w latach 1993-1998, jest więc pełnoprawnym youngtimerem. Ten samochód nie należy do gigantów i nazwa Grand jest trochę na wyrost, bo ma ok. 454 cm długości (po liftingu nieco więcej, bo przerobiono zderzaki). Wprawdzie nie ma ramy oddzielnej od nadwozia, ale za to ma „męskie” dwa sztywne mosty w zawieszeniu.
Jest to samochód niedoceniany, bo jest dość ciasny w środku i ma niezwykle miękkie zawieszenie, co nie każdemu się spodoba. Poza tym słabo z wyborem silników: albo bardzo paliwożerne 4.0, 5.2 V8 i 5.9 V8 (ale wtedy użyteczną przestrzeń zabiera butla na LPG), albo beznadziejny diesel 2.5 od VM. Jakościowo jest znośny. Zwykle gniją mu progi i coś z niego cieknie...
...ale jak to amerykański wóz, jedzie niepowstrzymanie dalej.
Znalazłem ciekawe ogłoszenie – wprawdzie absolutnie nie wierzę w przebieg 139 000 mil, ale 11 500 zł za ładnego ZJ-a w obowiązkowym ciemnozielonym kolorze to niezła cena. Ten samochód już nie stanieje. Pod maską 5,2-litrowy silnik Magnum V8 z centralnym wałkiem rozrządu, który powstał przez rozwinięcie jednostki z serii LA. Zaprezentowano ją w 1964 r. Coś, czego nie trzeba było znacząco modyfikować przez ponad 30 lat, nie może być złe (nie dotyczy Syreny). Niestety nie wiadomo, czy auto ze zdjęć ma prosty napęd Command-Trac dołączany ręcznie czy elektronicznie sterowany Quadra-Trac. Na pewno nie ma natomiast możliwości wyświetlania dziennego i ogólnego licznika kilometrów równocześnie.
Potem wprawdzie okazało się, że chodziło o SUV-y do 120 000 zł, ale to nie szkodzi, bo lista i tak powstała. A ponadto SUV-y za 12 000 zł wydają mi się 10-krotnie atrakcyjniejsze niż te za 120 000 zł, bo są od nich 10 razy tańsze.