Jaki dwutlenek węgla? KLIENCI CHCĄ 6 CYLINDRÓW. Oto nowa Kia Stinger
W Europie zdążyliśmy się przyzwyczaić, że jeśli gama jakiegoś samochodu jest uszczuplana, to często o najmocniejsze jednostki napędowe. Ale niektórzy robią odwrotnie - np. Kia.
Jeśli ktoś poprosi Was, byście pomyśleli o samochodzie klasy wyższej z silnikiem o mocy znacznie przekraczającej 300 KM, raczej wątpliwe, by jako pierwsza przyszła Wam na myśl Kia. A jednak - od 2017 w ofercie koreańskiej marki jest model Stinger - spory liftback, który w topowych wersjach napędzany jest mocarnym, podwójnie turbodoładowanym silnikiem V6.
Kia Stinger - co zmieni lifting w autach w specyfikacji europejskiej?
Przede wszystkim zdecydowanie ograniczy wybór w zakresie źródła napędu. Tyle że nie w taki sposób, jak można by się spodziewać w ogarniętej szałem emisji CO2 Unii Europejskiej - oto bowiem z gamy wylecą oba silniki 4-cylindrowe (benzynowy i diesel), a pozostanie tylko i wyłącznie wspomniana V-szóstka. Dlaczego? Wszystko przez to, że Stinger 3.3 V6 był jak dotąd jedynym, którego faktycznie wybierali klienci - słabszych modeli sprzedawało się zdecydowanie mniej.
Nie mam co prawda pojęcia, jak Kia chce to pogodzić właśnie z emisją dwutlenku węgla na terenie UE, ale w końcu to nie moja sprawa. Ja się po prostu cieszę, że to taki silnik pozostanie w ofercie. Tak jak dotychczas, będzie on mieć 370 KM i 510 Nm, prawdopodobnie więc i osiągi pozostaną niezmienione - napędzany na obie osie Stinger powinien rozpędzać się do 100 km/h w 4,9 s i osiągać maksymalnie 270 km/h. Za przeniesienie napędu nadal będzie odpowiadać 8-biegowa skrzynia automatyczna.
Co do innych zmian, to warto zerknąć do tekstu Mikołaja, który już je wypunktował. Ale w skrócie: nowe oświetlenie, nowe kolory nadwozia, nowe wzory felg. Do tego lepsze materiały we wnętrzu i większy ekran systemu multimedialnego, ale też uzupełniony pakiet systemów wspomagających bezpieczeństwo.
W tej ostatniej kategorii do nowości należą m.in. system ostrzegający przed otwarciem drzwi, jeśli wykryje pojazd nadjeżdżający z tyłu, a także system monitorujący obecność pasażerów (ze szczególnym uwzględnieniem dzieci) na tylnych miejscach, co ma zlikwidować ryzyko niezamierzonego pozostawienia latorośli w samochodzie. Do dyspozycji będzie też nowy system monitorujący martwe pole za samochodem - gdy kierowca będzie chciał zmienić pas, cyfrowy zestaw wskaźników pokaże obraz z kamery po lewej lub prawej stronie samochodu, zależnie od tego, który kierunkowskaz będzie włączony.
Kiedy i za ile?
Jeszcze dokładnie nie wiadomo, choć szczegóły mają być znane niedługo. Prawdopodobnie Kia Stinger po kuracji odmładzającej pojawi się w salonach pod koniec tego roku lub na początku przyszłego. Ostrożnie szacuję także, że tak jak i do tej pory, Stinger 3.3 T-GDi będzie dostępny jedynie w topowej wersji wyposażenia GT (co zarazem oznaczałoby usunięcie wersji L, XL i GT Line z cennika). Auta sprzed liftingu kosztują 237 900 zł (bez opcji), więc można szacować, że także i po modyfikacjach będzie mówić o podobnych kwotach. No dobra, odrobinę wyższych. Ale to chyba nie będzie problemem dla klientów, skoro i tak kupowali głównie wersję V6...