SsangYong Rexton przetestował moją cierpliwość. Tajemnicze pikanie pokazało, że jej nie mam
Do tej pory uznawałam SsangYonga za przeciętną, tanią markę z Korei. Pierwsze, zaskakująco miłe spotkanie z Rextonem zmusiło mnie do zmiany zdania. Ale potem ten samochód zaczął mnie denerwować.
Terenowy SUV wielkości czołgu (dł. 4,85 m, szer. 1,96 m, wys. 1,82 m), w środku wykonany został całkiem elegancko. Brązowe skóry, mocne i liczne przeszycia oraz elementy z aluminium zdecydowanie podnoszą prestiż w kabinie. Uruchomiłam zapłon i od razu, wraz z ekranem powitalnym usłyszałam melodię jak z windy w luksusowych wieżowcach... Okej.
Prowadzi się go bardzo przyjemnie, mimo że zawieszenie jest zaskakująco twarde – to samochód z dość silnym zacięciem offroadowym, zbudowany na ramie. Słyszę pracujący silnik Diesla 2.2 o mocy 202 KM, zastanawiam się co kupić na obiad i nagle w kabinie rozbrzmiewa głośne „pipipip”.
Skończyło się rumakowanie
Pierwsza myśl – system utrzymywania samochodu w pasie ruchu? Nie, odzywa się też na prostej. To może światła? Nie, są włączone. Alert z czujników martwego pola? Nie, brzmi inaczej, a poza tym wokół pusto…
Uznałam, że dam radę, posłucham radia i zajmę się tym później. Wytrzymałam jakieś 7 kilometrów. Kolejne pipipip i parę ***** później zaczęłam po kolei odłączać systemy i sprawdzać, czy to zażegna problem. Wyłączyłam TCS, potem TSR, potem CLKA, ale natrętne pikanie nie ustępowało. *****!
Poddałam się i zaczęłam przeglądać fora internetowe
W dyskusjach pojawiały się tropy, które już wcześniej wykluczyłam. No trudno, może ten typ tak ma? Może SsangYong ma jakieś dziwne, nowatorskie podejście do bezpiecznej jazdy i ktoś w Pyeongtaek nagle wpadł na pomysł, że najskuteczniejszym sposobem na utrzymanie przytomności kierowcy będzie irytowanie go nieokreślonym pikaniem. Zaoszczędzę na kawie.
Grzebiąc w internetach trafiłam na sugestię, jakoby odpowiedzialny był uszkodzony czujnik termostatu. Wobec tego, następnego dnia ruszyłam na zimnym silniku i obserwowałam rozwój akcji. Faktycznie, pikanie poprzedzało każde podbicie temperatury oleju. Z tym, że gdy osiągnęłam docelową temperaturę, dalej miałam ochotę uderzyć się pięścią w twarz, pipipi, pipipi, pipipi!
Wyświetlacz udawał, że nie ma problemu
Przeskoczyłam przez wszystkie karty i zakładki, ale ekran nie pokazywał żadnej informacji o usterkach, alertach czy czymkolwiek, co w minimalnym stopniu wskazałoby na przyczynę pikania.
Samochód później przejął ode mnie nasz fotograf, który zasugerował, że wpływ na ciągłe „pipipip” mają samochody jadące obok Rextona. Ponoć, gdy wokół nie było nikogo, była cisza.
Może w Południowej Korei każdy ma ulicę zarezerwowaną na wyłączność. Śledztwo nadal trwa, a test już wkrótce.
Fot. Chris Girard