Producenci zamykają elektronikę auta na ingerencję z zewnątrz. Tuning ograniczy się do naklejek
Nowy Ford Mustang został zaprojektowany w taki sposób, by utrudnić lub wręcz uniemożliwić nieautoryzowane modyfikacje samochodu - czyli po prostu tuning. Nie jest to pierwsze takie auto na rynku, i z pewnością nie jest ostatnie.
Pamiętacie 2007 r.? Genesis dało wtedy koncert w Chorzowie, Polska przystąpiła do strefy Schengen, a Nissan rozpoczął produkcję niesamowitego modelu GT-R, następcy Skyline'a GT-R. To ostatnie wydarzenie miało znaczenie nie tylko ze względu na możliwości nowego auta, ale i dlatego, że Japończycy znacznie utrudnili proces modyfikowania oprogramowania komputera sterującego. Utrudnili to do tego stopnia, że pierwsze głośniejsze sukcesy na tym polu zaczęły się pojawiać dopiero w 2008 r. - np. znany amerykański zakład COBB Tuning w 2008 r. z radością informował, że udało się zdezaktywować ogranicznik prędkości w Nissanie z rynku japońskiego - seryjne auto mogło się rozpędzić tylko do 180 km/h, chyba że seryjny system nawigacji satelitarnej wykrył, że pojazd wjechał na tor wyścigowy - wtedy kaganiec się wyłączał. Tyle tylko, że ogranicznik prędkości to tylko niewielki wycinek z wielu linijek kodu - na konkretne modyfikacje samochodu trzeba było poczekać jeszcze nieco dłużej.
Niemal dokładnie taka sama sytuacja miała miejsce w przypadku Chevroleta Corvette C8
Auto pojawiło się na rynku w 2020 r. i również tam producent - czyli General Motors - mocno utrudnił firmom zewnętrznym grzebanie w elektronice auta. O dziwo niektórzy uznają, że to bardzo dobrze, bo blokuje się tym samym możliwość modyfikacji tym, którzy się na tym nie znają - i nie mówię tu o komentatorach z internetu, tylko o zakładach tuningowych. No ale mamy 2022 r. i powoli zaczynają się pojawiać pierwsze informacje o złamaniu zabezpieczeń - na przykład tutaj napisał o tym warsztat Trifecta Performance.
Modyfikacje samochodu będą lada chwila jeszcze trudniejsze
Jak wspominał w swoim tekście Krzysztof, Ford w najnowszym Mustangu S650 zasłania się troską o dane kierowcy. Oczywiście wszyscy wiemy, że to totalna bzdura, bo chodzi między innymi o to, by ci, którzy chcą więcej mocy, poszli po nią po prostu do Forda - lub ewentualnie do Shelby'ego. No, może jeszcze Roush czy Saleen się załapią na bezproblemowy dostęp do samochodu. Ale reszta tunerów? Eee tam, niech giną będą musieli sobie poradzić... lub zrezygnować z pomysłów dotyczących grzebania w elektronice auta.
W Mustangu oprócz faktu „zamknięcia dostępu” do komputera niepowołanym osobom mamy jeszcze dodatkowe zabezpieczenia - na przykład takie, że jeśli instalacja FNV (Fully-Networked Vehicle) wykryje jakieś zmiany, to może w skrajnym przypadku po prostu unieruchomić auto, a być może i zablokować dostęp do jego wszelkich systemów. Poza tym, jak na 2022 r. przystało, będziemy tu mieli do czynienia z aktualizacjami oprogramowania typu OTA (Over-the-Air). Być może słyszeliście o przypadkach, gdy czyjś samochód po chiptuningu brał udział np. w jakiejś akcji serwisowej w ASO - i tam z powodu aktualizacji oprogramowanie sterownika silnika było przywracane do stanu fabrycznego. Przy aktualizacjach OTA Ford - i wszyscy inni producenci, którzy podążą tą drogą - teoretycznie będą mogli zrobić takiego psikusa nawet bez wizyty pojazdu w serwisie. Oczywiście będzie można sobie do woli instalować elementy w rodzaju wydajniejszych wtryskiwaczy czy sprężarek mechanicznych - tyle że bez możliwości odpowiedniego zestrojenia tego modyfikacje samochodu nie będą ukończone. Nie uzyskamy oczekiwanych osiągów, a być może w zamian otrzymamy nieprawidłową pracę jednostki napędowej.
Łatwiej będzie oczywiście z modyfikacjami zawieszenia i hamulców, jako że wiele z nich nie wymaga grzebania się w elektronice - ale jeśli jednak będzie tego wymagać, by np. zdezaktywować ABS lub zmienić sposób działania systemu stabilizacji toru jazdy - no to dzień dobry, tu FNV, nie pozwalam.
Co użytkownik auta otrzyma w zamian? Poza aktualizacjami OTA, które faktycznie mogą być dość wygodne (np. dzięki dodawaniu nowych funkcji do systemu multimedialnego), to w zasadzie niewiele. Pojazd będzie natomiast wysyłał do producenta szereg danych - mają one m.in. usprawnić proces projektowania zmian dla modelu po liftingu lub nowej generacji, ale trudno traktować to jako korzyść dla nabywcy Mustanga S650.
To wszystko są i tak tylko takie przepychanki
Nie mam wątpliwości, że po jakimś czasie te wszystkie zabezpieczenia uda się złamać - to się niewiele różni od zabezpieczeń antypirackich np. w przypadku gier komputerowych. Ale pewnie przez ten rok, dwa czy trzy, kiedy tunerzy będą pracować nad nowym Fordem, to jego producent będzie sobie radośnie kosić kasę od klientów, którzy chcą czegoś więcej, ale nikt poza Fordem im tego czegoś więcej nie zaoferuje - a że Dodge Challenger jest na swej ostatniej prostej i podobnie jak Chevrolet Camaro zostanie zastąpiony przez auto elektryczne, to alternatywy za bardzo nie ma. Take it or leave it, jak by tam powiedzieli. A być może i wielokrotnie powiedzą.