REKLAMA

Spokojnie, innym też będzie źle. UE przykręci śrubę elektrycznym samochodom

Żebyście potem nie gadali, że tylko ze spalinowymi samochodami walczą w tej Brukseli. UE zajmuje się śladem węglowym baterii i ich czystością. Ktoś tu nie lubi samochodów.

ślad węglowy baterie
REKLAMA
REKLAMA

Może wam to umknęło na urlopie i trzeba przypomnieć, że spalinowe samochody czeka przyszłość niewesoła. Mają zostać wyparte przez samochody elektryczne i nad tym intensywnie pracują w Brukseli. Podali już nawet datę, kiedy chcieliby zakazać ich sprzedaży.

Ten plan nie przybrał jeszcze formy przepisów, ale jest prawdopodobny, bo trzeba być konsekwentnym w walce o redukcję emisji dwutlenku węgla i czystsze powietrze w miastach. Przeciwnicy tych zmian chętnie krzyczą, że to ślepy zaułek motoryzacji i czy ktoś w ogóle się nad tym zastanowił, bo przecież samochód elektryczny taki czysty i nieskazitelny wcale nie jest. Nie powstaje w procesie niepokalanego poczęcia, tylko trzeba go wyprodukować. No i ma akumulatory trakcyjne, zwane bateriami, których skład trudno nazwać polną koniczyną i źródlaną wodą. Baterie to problem, którym trzeba się zająć.

Co właśnie czyni europejski parlament, grając na nosie swoich przeciwników. Próbuje określić daty, kiedy producenci samochodów elektrycznych, będą musieli zająć się problem czystości ich baterii i... emisją dwutlenku węgla.

ślad węglowy baterii w samochodzie elektrycznym
Zestaw akumulatorów w Renault Zoe.

Argumenty wypadają z dłoni

Albo z ust, zależy gdzie odbywa się dyskusja. Oczytany przeciwnik samochodów elektrycznych lub chociaż elektrosceptyk, w dyskusjach podnosi, że samochody elektryczne też emitują dwutlenek węgla. Nie musi uciekać się nawet do naszego niekorzystnego miksu energetycznego, gdzie króluje energia z węgla.

Produkcja samochodu i jego akumulatorów powoduje emisję dwutlenku węgla, czyli zostawia ślad węglowy. Jeśli akumulatory płyną do Europy z Chin, to ślad jest szeroki jak kompetencje urzędu skarbowego. Dorzucimy jeszcze do tego, że utylizacja akumulatorów to proces bardzo energochłonny i mamy potężną pałkę, jaką blachosmrodziarze mogą okładać teslarzy. Nie jesteście lepsi od nas - tak krzyczą, bijąc. Potem zamykają się w sadomasochistycznych podgrupach i korzystając z różnych metodologii wyliczają ślad węglowy samochodu elektrycznego. Jedni, by dowieść ich przewagi nad samochodami spalinowymi, drudzy, by udowodnić ich bezsens.

ślad węglowy samochody elektryczne
Ten na górze jest elektryczny.

Spokojnie, Unia was pogodzi, bo nienawidzi was wszystkich, a najprawdopodobniej nienawidzi samochodów w ogóle. Gasi iskierkę nadziei u miłośników motoryzacji, którzy już zaczęli godzić się z tym, że będą dalej kochać samochody, tyle że elektryczne. Fajnie było zachęcać producentów do wytwarzania samochodów elektrycznych, teraz można im pokazać, że przyszłość jest jeszcze bardziej mało różowa.

Kolejna sprawa do ogarnięcia

Taki producent samochodów to ma trochę do ogarnięcia. Z jednej strony musi spełniać coraz bardziej rygorystyczne normy emisji spalin, z drugiej atakują go limity emisji dwutlenku węgla, choć w sumie to ta sama strona. Jak już się pogodził z tym, że musi sprzedawać elektryczne samochody i pomyślał, no niech będzie, mamy te elektryczne modele, to złapiemy teraz trochę oddechu, to nadchodzi projekt nowego kalendarza.

Projekt nowych regulacji UE dotyczący baterii przewiduje badanie ich śladu węglowego oraz tego co stanie się z nimi po ich śmierci. Regulacje będą dotyczyć każdego samochodu, który można ładować z zewnętrznego źródła energii, a jego bateria ma ponad 2 kWh pojemności.

Od 1 lipca 2024 roku producenci będą musieli liczyć, ile dwutlenku węgla zużywa się do produkcji baterii i jeszcze będą musieli tą wiedzą się podzielić w formie deklaracji.

W styczniu 2026 roku będą musieli już znakować swoje produkty posługując się klasami efektywności energetycznej.

Kolejny krok to lipiec 2027 roku, kiedy Unia zaproponuje limit śladu węglowego w produkcji baterii. Będzie nawet bardziej rygorystycznie niż przy samochodach spalinowych, bo tam płaci się kary za przekroczenie limitu średniej emisji w gamie producenta. Dla produkcji baterii będzie ustanowiony zakaz wprowadzania do obrotu, dla tych, którzy nie zmieszczą się w limicie. Teoretycznie, ten kto ma produkcję baterii w Europie może się cieszyć, a produkujący swe baterie w Chinach mogą być w kłopocie. Oczywiście, jeśli proces wydobycia surowców do produkcji nie będzie liczony do śladu węglowego, bo koniecznych surowców w Europie nie ma. Teoretycznie, bo to nie koniec planowania rygorów.

Kobalt, lit, ołów, nikiel i spółka

Baterie używane w samochodach elektrycznych wymagają określonych surowców, a te nie są specjalnie łatwo dostępne. Rynkowa wojna o zapewnienie dostaw tych surowców ma podobno wymusić zmianę konstrukcji baterii, trzeba zmniejszyć ich udział w składzie. Na wypadek jakby sama wojna między producentami to było za mało, to pomoże Unia.

Od stycznia 2027 producenci będą musieli podawać skład swoich baterii, wyszczególniając zawartość litu, ołowiu, kobaltu i przetworzonego niklu. W 2030 roku ustanowiony zostanie minimalny próg wykorzystania surowców z odzysku, żeby tak sobie ich niepotrzebnie nie wydobywać. Po pięciu latach ta proporcja może zostać zmieniona, czyli próg zostanie podniesiony.

Na koniec jest też smaczek, dla miłośników samochodów z rynku wtórnego.

Łatwiejsze sprawdzenie stanu baterii

Nie poziomu naładowania, tylko jej kondycji. Akumulatory z czasem tracą swą pojemność, a czas jest ważniejszy niż przebieg. Istotna jest też moc ładowania, częste szybkie ładowanie bateriom nie służy. Klienci na rynku wtórnym mają utrudniony dostęp do informacji o pozostałej dostępnej dla użytkownika pojemności baterii, a to ważny parametr decydujący o zasięgu samochodu. I właśnie to ma się zmienić, dostęp do tych danych ma być łatwiejszy, choć szczegółów jeszcze nie podano.

degradacja baterii w samochodach elektrycznych
REKLAMA

Nam może być źle, ale najważniejsze, żeby innym nie było dobrze

Dziś wiele osób będzie miało spokojniejszy sen. Walkę z samochodami spalinowymi mogli jeszcze przeboleć, ale że tym elektrycznymi jeszcze się nikt nie zajął, to już nie. To teraz się zajął i rozpoczyna się proces dokuczania producentom samochodów elektrycznych, czyli prawie wszystkim. Wszystkim w końcu będzie po równo źle, niezależnie od tego co myślą o elektrycznych samochodach. Będzie sprawiedliwie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA