Kupujesz nową Toyotę Land Cruiser i nie wolno ci jej sprzedać przez rok. Bo terroryzm
Nowa Toyota Land Cruiser budzi duże zainteresowanie ludzi, którzy nie powinni się nią interesować. Dlatego japońscy klienci nie mogą jej odsprzedać przez rok po zakupie.
W naszym „klimacie motoryzacyjnym” Toyota Land Cruiser jest jedynie ciekawostką i dziwnym pomysłem na luksusowego SUV-a. Są jednak kraje, gdzie takie auto to reprezentacyjna limuzyna, którą jeździ minister, prezydent i szef gangu (to może być ta sama osoba). Oczywiście, że Toyota oferuje Land Cruisera na całym świecie, ale zachowując pewną kolejność. Zauważono, że w krajach szczególnie zagrożonych niestabilnością polityczną (delikatnie mówiąc) występuje ogromne ciśnienie na nowego Land Cruisera. Lokalni lordowie bardzo chcieliby już go mieć i są gotowi za niego zapłacić. Problem w tym, że nikt na razie im go nie sprzedaje. Ale mógłby, bo w Japonii już 22 tys. klientów złożyło zamówienie na nowego Land Cruisera J300.
I musieli podpisać przyrzeczenie, że nie sprzedadzą go przez rok
Oraz jeden klient mógł kupić tylko jednego Land Cruisera. Trochę jak za komuny, gdzie obowiązywał 3-letni zakaz sprzedaży nabytego pojazdu. Nabywcy nowej Toyoty Land Cruiser z Japonii to na pewno bardzo porządni ludzie i ani myślą sprzedawać swojego nowego auta do Nigerii lub Pakistanu, nie zmienia to jednak faktu, że należy dmuchać na zimne i zabezpieczać się na wszelkie możliwe sposoby. Toyota twierdzi nawet, że nieuprawniona sprzedaż Land Cruisera na eksport mogłaby doprowadzić do zagrożenia bezpieczeństwa światowego. Coś w tym jest. Przywódca grupy partyzancko-terrorystycznej wozi się nowym LC J300, widzi to konkurencyjny boss, który cały czas jeździ starym J200 i nie może tego znieść, więc przypuszcza atak na rywalizującą grupę, dochodzi do strzelaniny, a wszystko razem rozwija się w stronę wojny domowej.
Toyota od dawna ma problem z odbiorcami swoich produktów
Oglądając obrazki z czasów wojny przeciwko ISIS, wojny domowej w Libii czy konfliktów w Afryce, możemy zauważyć jedno: niezależnie po której stronie się walczy, należy jeździć Toyotą. Najlepiej Land Cruiserem albo Hiluxem. Nie dziwię się, że Toyota nie chce, żeby ich samochody trafiały w ręce ludzi tego typu. Obstawiam jednak, że nie ma się czego bać, jeśli chodzi o klientów japońskich. Japończycy są honorowi, nie są cwaniakami-januszami, nie skuszą się na łatwy zysk i droższą odsprzedaż dla jakichś podejrzanych typów. Z tego co zdążyłem się zorientować, to dla większości Japończyków sam kontakt z nie-Japończykiem jest już czymś nieprzyjemnym. Takie mają zamknięte, wyspiarskie, homogeniczne społeczeństwo. A jeśli chodzi o niesympatycznych panów z karabinami, to już oni sobie swoje Toyoty zorganizują, choćby na drodze stanęło im sto podpisów i dwieście dokumentów. O to nie trzeba się martwić. Podobnie jak północnokoreański dyktator Kim Jong Un jeździ Mercedesem klasy S, a Mercedes „nie ma pojęcia” jak ten samochód do niego trafił.