Smuteczek: kierowca Tesli utknął pod ładowarką w Święta, bo było za zimno na ładowanie
Właściciel samochodu elektrycznego utknął pod ładowarką w Święta, bo było za zimno na ładowanie. Nie mogę przestać się śmiać.
Opisywałem swoją smutną przygodę z Zakopanego, gdzie z powodu wyjątkowo niskich temperatur (-18 stopni) nie byłem w stanie naładować wieczorem Porsche Taycan Turbo S Sport Turismo, gdy obok ładowało się inne auto. Ładowarka nie dawała rady, więc musiałem wrócić do hotelu i spróbować ponownie rano. Wtedy się udało, bo ładowałem się sam, ale jak o tym wspominam to jeszcze teraz trzęsą mi się ręce z zimna. Ile się wtedy nasłuchałem od niezwykle mądrej społeczności kierowców samochodów elektrycznych, że zrobiłem wszystko źle. Trasa nie taka, planowanie nie takie, prędkość nie taka, ładowarka zła, auto złe, zbyt małe doświadczenie za kierownicą. Po prostu popełniłem milion błędów, ale żaden nie wynikał z tego, że samochody elektryczne zimą to średni pomysł. Nie znam się i już. Ciekawe co niezwykle mądrzy ludzie powiedzą temu użytkownikowi. W końcu wybrał uwielbianą Teslę pojechał do najlepszego Superchargera. Gdzie zrobił błąd?
Za zimno na ładowanie samochodu elektrycznego
O takiej sytuacji jeszcze nie słyszałem. Pewien użytkownik Tesli Model S pojechał przy temperaturze wynoszącej -7 stopni Celsjusza do Superchargera naładować samochód, bo miał tylko 19 mil zasięgu. Podłączył samochód do prądu i zobaczył komunikat o tym, że konieczne jest podgrzanie baterii, trzeba chwilę zaczekać. To normalne, ale to co wydarzyło się później, normalnym nie jest. Pomimo upływu dwóch godzin auto nie zaczęło się ładować, ciągle podgrzewało baterię. Co się wydarzyło? Tego nie wie nikt, bo właścicielowi nie udało się skontaktować z serwisem Tesli, a samochód się nie naładował.
Jak zwykle w komentarzach zlecieli się rycerze elektromobilności, którzy szybko doszli do wniosków, że autor nagrania wszystko robi źle. Po pierwsze powinien był wprowadzić punkt ładowania do nawigacji samochodowej, żeby auto mogło rozpocząć procedurę rozgrzewania baterii już w trakcie jazdy. Poza tym, po co w ogóle wyjeżdżał w mróz? Jak jest zimno, to się w domu siedzi, a nie szwenda się po mieście. Inni mówią, że powinien się cieszyć, że Tesla dba o to, żeby nie uszkodzić akumulatora ładowaniem w zimnie.
Być może ta Tesla Model S była zepsuta
Jednak bardziej w tym wszystkim śmieszy to, że według komentatorów to zawsze jest wina wkładki mięsnej w samochodzie elektrycznym, a nigdy pewnych ograniczeń wynikających ze specyfiki takich aut. Niski zasięg? To nie problem, ja to lubię sobie zjeść cztery obiady podczas 600 km trasy. Konieczność jazdy w zimnej kabinie, żeby zmniejszyć zużycie? To nie problem, po coś ludzkość wymyśliła kurtki. Brak możliwości ładowania? Amator nie wiedział, że trzeba rozgrzać baterię wcześniej, niech się cieszy, że samochód myśli za niego. A ja zaprawdę powiadam wam: jak w XXI wieku trzeba planować podróż, tak jak Wikingowie planowali swoje wyprawy łupieżcze, to wiedzcie, że coś jest nie tak z produktem. Nic tak nie zniechęca do elektromobilności, jak zachowanie jej społeczności.