Oto nowy Volkswagen Arteon Shooting Brake. Pierwsza jazda wersją za 289 950 zł (ILE??!!)
Volkswagen Arteon Shooting Brake po liftingu ma między innymi nowy kokpit i inną gamę silników. Podobno jest bardziej premium. Również pod względem ceny (ILE??!!). Przejechałem się wersją 2.0 TSI o mocy 272 KM.
„O, to ten nowy Arteon? Bardzo ładny, tylko szkoda, że biały” – usłyszałem od pewnego człowieka, z którym spotkałem się na chwilę w dniu, w którym akurat jeździłem najnowszym VW. Nie mogłem się nie zgodzić. Biały lakier w połączeniu ze zwyczajnie wyglądającymi felgami i spokojnym pakietem stylistycznym Elegance (w odróżnieniu od bardziej agresywnego R-Line) sprawia, że ten samochód nie robi aż takiego wrażenia, jakie mógłby robić. A przecież to o wrażenie chodzi w Arteonie.
Volkswagen Arteon Shooting Brake też powstał głównie po to, by robić wrażenie
Czy lepiej wybrać „klasycznego” Arteona czy nową wersję Shooting Brake? To wyłącznie kwestia gustu. Praktyczność obu wersji jest właściwie taka sama. Nie wierzycie? Oto parę cyferek. Pojemność bagażnika Arteona Fastback: 563 litry. Shooting Brake do rolety zmieści 565 litrów. Porażająca różnica! Do dachu – owszem – wejdzie więcej, bo aż 595 l. Ale wydaje mi się, że miłośnicy ładowania bagażu po sam sufit raczej nie wybiorą tego modelu. Aha, rozstaw osi ani długość nie różnią się ani o milimetr.
Dlatego na pytanie postawione na początku poprzedniego akapitu odpowiedź brzmi: kup to, co ci się bardziej podoba. Cieszę się, że mogłem pomóc! Przejdźmy w takim razie do kolejnej kwestii…
Czy Volkswagen Arteon po liftingu jest lepszy od tego sprzed modernizacji?
Mam znajomego, który na co dzień jeździ poprzednim Arteonem. Po przejażdżce nową wersją stwierdził, że jego samochód już trochę mniej mu się podoba, bo po modernizacji rzeczywiście sporo się zmieniło na lepsze. Wierzę mu. Ja Arteonem zrobiłem w życiu jakieś 1200 kilometrów, ale też spróbuję dorzucić swoje trzy grosze na temat liftingu.
Co dokładnie odświeżono? Z zewnątrz główna zmiana to tylne lampy. Te, które są teraz, mnie akurat kojarzą się trochę z czasami świetności tuningu na początku XXI wieku. Zamontowano też modną listwę diodową z przodu, na grillu. Po zmierzchu ma to wyglądać efektownie. Na szczęście o 15 – gdy musiałem oddać auto – jeszcze nie robi się ciemno, więc nie mogłem ocenić, czy rzeczywiście tak jest.
Z gamy zniknął niestety złoty lakier „Kurkuma”, który był znakiem firmowym starszego Arteona. Zamiast niego: nowe odcienie czerwonego i niebieskiego. Tym bardziej szkoda, że „mój” egzemplarz był biały.
W środku: zmieniony kokpit
Wszystkich zmian nie zdołam wymienić, bo na pewno o czymś zapomnę. Ale najważniejsze we wnętrzu to: nowa kierownica, nawiewy, panel klimatyzacji, system multimedialny i system audio.
Kierownica nie ma już przycisków, a panele (jeszcze nie ekrany, choć to pewnie kwestia czasu) dotykowe. Po wyłączeniu silnika gasną, więc kierownica w niedziałającym samochodzie jest całkiem czarna i nie widać na niej żadnych przełączników ani symboli. Co najwyżej odciski palców.
Czy taki sposób obsługi jest lepszy od zwykłych przycisków? Nie poczułem dużej różnicy. Chyba nawet wolę klasyczne guziki, bo łatwiej wyczuć pod palcem, co wciskamy. Ważniejszą zmianą jest zapewne to, że kierownica jest od teraz pojemnościowa. Pod tym tajemniczym zwrotem kryje się następująca cecha: nie trzeba nią ruszać, by systemy bezpieczeństwa wiedziały, że trzymamy ręce na kółku, np. korzystając z aktywnego tempomatu. Czujniki wykryją dotyk.
Kształtu nawiewów nie ma sensu komentować…
…bo to, czy się komuś podobają, to wyłącznie kwestia gustu. Dla mnie najlepsze były nawiewy z klapką, z Phaetona. Za to nowy system multimedialny zasłużył na kilka słów. Świetnie, że ekran jest dobrej jakości i obsługuje nowe funkcje (na przykład kamery 360, zapewniające świetny obraz). Szkoda tylko, że podobnie jak w innych nowych Volkswagenach, wyświetlacz działa zaskakująco powoli i czasami się zawiesza. Ogólnie: mam mieszane uczucia.
Wyłącznie na pochwały zasługuje za to zestaw audio firmy Harman Kardon, który zastąpił wcześniejsze, opcjonalne głośniki Dynaudio. Bardziej prestiżowy (czy raczej: bardziej znany) znaczek to nie wszystko. Nowe nagłośnienie gra o wiele lepiej od poprzedniego, które cierpiało – niezależnie od ustawień – na potworny nadmiar basu, przenoszący słuchacza w krainę pikników audio i trzeszczącego boczka drzwiowego.
Panel klimatyzacji jest łatwy w obsłudze
Wygląda interesująco, ale tak jak przy kierownicy, tak i tutaj zacząłem się zastanawiać, czy pokrętła z poprzedniego Arteona nie były jeszcze wygodniejsze. Tutaj niby wszystko jest jasne, ale pokrętło jest o stopień wyżej w kategorii „intuicyjność obsługi”. Tak czy inaczej dobrze, że klimatyzacja nie jest sterowana z ekranu.
Poza tym, to stary, dobry Volkswagen Arteon
W kwestii jazdy nic się nie zmieniło, oprócz gamy silników. Bazowe, 150-konne 1.5 TSI i bazowy diesel o tej samej mocy zostały nieruszone, ale niezbyt pasują do ostrych linii Arteona. Lepiej jest w przypadku jednostki 2.0 TSI (190 KM), której akurat też nie zmieniano. Podobno spalanie tego motoru w trasie jest iście dieslowskie, przy zupełnie niedieslowskiej (czyli dobrej) kulturze pracy.
Małą rewolucją jest pojawienie się wersji hybrydowej plug-in (218 KM, do 54 km „na prądzie”, jak w Passacie GTE). Menadżerowie, którzy wybierają Arteona jako samochód służbowy, na pewno docenią zwiększenie mocy droższego z diesli. Zamiast 190, teraz ma 200 KM. To brzmi dumnie. Z gamy wypadł za to diesel 240 KM biturbo.
Ciekawa sytuacja występuje z najmocniejszym obecnie silnikiem benzynowym. Gdy ktoś zamówi go teraz, otrzyma wariant 272-konny, ale już za kilka tygodni do oferty powróci wersja 280 KM, która była dostępna w czasach pre-WLTP. Jeszcze później do gamy trafi Arteon R rozwijający 320 KM (szkoda, że nie z pięciocylindrowego silnika, a też z 2.0 TSI). Ale to już inna historia.
Ja jeździłem wersją 272 KM
Jak było? Jak to w mocnym Arteonie: bardzo żwawo, cicho i płynnie. Skrzynia jest szybka, a reakcja na gaz: wystarczająca (w przeciwieństwie do tej z nowych Audi). Twardość zawieszenia da się płynnie regulować, jest też sześć trybów jazdy do wyboru.
Prowadzenie? Bezpieczne i po volkswagenowsku neutralne. Oto samochód, który może pogonić spod świateł krzyczącą wydechem i spojlerami Hondę Civic Type R, ale kierowca Arteona słucha wtedy muzyki z markowego zestawu audio i siedzi na masującym fotelu (naprawdę jest tu taka funkcja i działa dobrze). Właściwie, przy tak świetnych osiągach doceniłem pewną niepozorność testowego egzemplarza. Nie wygląda na auto, które osiąga setkę w 5,8.
A czy Volkswagen Arteon Shooting Brake wygląda na samochód za niemal 300 tysięcy?
Wymieniona w tytule cena testowanego egzemplarza może zwalić z nóg. Jasne – lista wyposażenia, za które tu dopłacono, zajmuje kilka stron A4. Są m.in. wspomniany fotel z masażem, audio Harman Kardon, adaptacyjne LED-y, systemy wspomagające kierowcę, skórzana tapicerka, panoramiczny dach…. i jeszcze cała masa innych rzeczy. Nie ma za to wyświetlacza head-up.
290 tysięcy za Arteona to cena z okolic któregoś z księżyców Jowisza. Volkswagen zapewne będzie się bronił atrakcyjnymi ofertami finansowania i rabatami. Być może pojawi się tutaj argument, który „broni” też Touarega. Chodzi o to, że nie w każdym zawodzie i nie w każdej firmie wypada jeździć autem ze znaczkiem marki premium. Wtedy na ratunek przybywa wyposażony „po kokardę” Volkswagen. Sensowne? Pewnie czasami tak.
Kwestię ceny zostawmy klientom
Jeśli ktoś ma do wydania 290 tysięcy złotych, zapewne doskonale umie liczyć i wie, co może mieć w tej cenie. Decyzja należy do niego. Volkswagen Arteon Shooting Brake ma swoje zalety. Oprócz ciekawie narysowanego i zwracającego uwagę nadwozia, przekonuje tym, co można docenić w większości modeli Volkswagena. Jest po prostu dopracowany. I nie jest kolejnym SUV-em, co stanowi element wyróżniający. A ta biel właściwie nawet do niego pasuje.