REKLAMA

Uderzyłem się w głowę. Spałem w namiocie na dachu Forda Kuga

Spanie w namiocie na dachu samochodu nie jest tak dziwnym pomysłem, jak się wydaje. Sprawdziłem to w Fordzie Kuga.

Uderzyłem się w głowę. Spałem w namiocie na dachu Forda Kuga
REKLAMA
REKLAMA

Z dwa razy w życiu widziałem, jak ktoś na górskiej łące biwakował w samochodzie z namiotem na dachu.

To jeden raz, drugiego nie sfotografowałem. Coś mi się tu liczba miejsc noclegowych nie zgadza.

Teraz i ja mogłem spróbować. Ford ma taki pomysł, żeby do hybrydowej Kugi dokupić namiot na dach marki Thule, i jeszcze bagażnik rowerowy tej samej firmy. W ten sposób mamy otrzymać nowy sposób biwakowania. Czym to się różni od rozbijania namiotu, po staremu, na trawie i czy warto za to zapłacić?

Połączyłem kropki

Szczęśliwie lub nie, mamy już na Autoblogu test namiotu Thule. Wprawdzie to inny model, ale chyba nikt nie pisze tak szczegółowych testów jak Piotr Barycki, więc ja go nie przebiję. Na pewno bardzo krzywdzę nowszy model, ale z grubsza, a nawet z chudsza, to jest to samo. Rozpinasz zamek, ciągniesz za drabinkę i możesz spać w środku namiotu, na dachu.

Test namiotu na dachu:

Mamy też test bagażnika rowerowego Thule Epos, identycznego, jaki oferowany jest do Forda Kuga. Bardziej wnikliwej recenzji w internecie nie znajdziecie.

Test bagażnika rowerowego Thule Epos:

I na dokładkę, test Forda Kuga w wersji hybrydowej też na Autoblogu mamy. I co teraz? Lenistwo.

Test Forda Kuga Hybrid:

To pozwala mi specjalnie nie zajmować się tymi trzema produktami. Mogę za to poznęcać się nad samą koncepcją spania w namiocie na dachu.

Uderzyłem się w głowę

Jakże to zabawne, że wystarczy zamienić kolejność zdań i słowa zmieniają znaczenie. Uderzyłem się w głowę, spałem w namiocie na dachu samochodu, sugeruje, że trzeba mieć z głową coś nie do końca dobrze, żeby tak robić. Spałem w namiocie na dachu samochodu, uderzyłem się w głowę, jest już tylko początkiem relacji. Koncepcja jest faktycznie ciągle nieco egzotyczna, ale spróbuję obronić jej sens.

Po pierwsze, to musi być SUV, bo SUV jest wysoki. Umieszczanie namiotu na dachu niższego auta jest pozbawione sensu. Po rozłożeniu namiotu trzeba z nim żyć i pod nim też. Część materaca, tworzy dach nad naszą głową. Dlatego uderzyłem się głowę. Nawet namiot na Fordzie Kuga był dla mnie ciut za nisko, ale bliżej mi 190 cm niż półtora metra w kapeluszu. Człowiek naturalnie będzie chciał usiąść pod daszkiem, w trakcie picia herbaty, dlatego lepiej pić ją pod namiotem na dachu SUV-a.

SUV przyda się nam też do wjeżdżania tam, gdzie niżej zawieszone auto i bez napędu na cztery koła, wjechać nie da rady. Nie przeceniajmy możliwości terenowych hybrydowego Forda Kugi, ale jednak wolę na mokrej, błotnistej drodze ruszać pod górę z napędem także na tylną oś, niż bez. W dodatku, jeśli chcesz mieć benzynowego Forda Kugę, ale z napędem 4x4, musisz wybrać wersję hybrydową.

Jazda z namiotem na dachu

Załatwmy to szybko, bo to pytanie rodzi się naturalnie. Czy wożenie na dachu takiego klocka powoduje wir powietrza w głowie i w baku?

Nie, ale o ile zwiększa zużycie paliwa, nie dane było mi sprawdzić. Nie jest to raczej wielka różnica. W podmiejskiej jeździe udało mi się osiągnąć wynik 5 litrów na setkę, a na drodze ekspresowej 7,2 litra. Oczywiście nie pędziłem z zawrotną prędkością, tylko trzymałem się ograniczeń, ale to wciąż przyzwoity rezultat. Sam namiot też słychać, ale nie był to na pewno szum zniechęcający do jazdy, nic dyskwalifikującego. Ten spakowany namiot po prostu słychać i tyle. Acha, i jeszcze jedno, konstrukcja ma zamki na kluczyki, więc nie da się tak łatwo ukraść tego namiotu.

Rozkładanie namiotu na dachu

Samo składanie i rozkładanie jest banalne. Żeby rozłożyć, wystarczy rozpiąć zamek błyskawiczny, odpiąć drabinkę i pociągnąć. Potem dostosować tylko wysokość drabinki i gotowe. Nie ma w tym nic trudnego, choć oczywiście 190 cm wzrostu pomaga w tej operacji. Namiotu na dach nie musiałem wsadzać, ale przepuszczam, że w pojedynkę miałbym pewien kłopot.

Do zestawu dołączone były jeszcze dwie materiałowe powierzchnie. Przy pomocy jednej z nich powiększyłem zadaszanie, drugiej nie użyłem, bo miała zapewniać dodatkową ochronę przed deszczem i wiatrem, a było słonecznie.

Rozkładanie markizy było już trochę bardziej męczące. Trzeba rozłożyć słupki, napiąć materiał i wbić śledzie, jak w normalnym namiocie. Z tym jest więcej roboty, ale podkreślam, że samo rozkładanie miejsca do spania, to nie jest żadna kwestia. Składanie jest tylko trochę trudniejsze, bo trzeba uważać, żeby nie przyciąć materiału zamkiem.

Ile osób tam wejdzie?

Ta wersja Thule Approach waży 65 kg i ma mieścić do 3 osób, i lepiej, żeby nie ważyły łącznie ponad 160 kg. Tyle zostaje dla nich po odjęciu masy namiotu od wartości maksymalnego obciążenia statycznego dachu. Do dyspozycji mamy przestrzeń 240 na 130 cm i jeszcze 102 cm na wysokość. Te wszystkie cyferki dają nam wynik równy dwóm szczupłym dorosłym z jednym dzieckiem lub utuczonym psem.

Do dyspozycji w środku mamy różne przegródki i wielkie pole do popisu w konfiguracji tego, którędy ma lecieć świeże powietrze. Moskitier i rozpinanych zasłon jest tu całe mnóstwo. Można właściwie zrobić z tego namiotu jeden wielki wywietrznik lub szczelnie się zamknąć.

Sam materac jest bardzo wygodny. Nie jest to żadne poświęcenie, by tam spać. Trzeba jedynie rozstrzygnąć, gdzie trzyma się buty. Chyba wypada na dole je zostawić, na pastwę porannej rosy? Nie wiem, jakie są tu zasady.

A jak się sprawował bagażnik Thule Epos?

Tak jak w teście, tam dużo wyżej. Nie wiem, czy to jest bagażnik rowerowy ostateczny, ale na pewno blisko mu do tego miana. Ma wysoką ładowność (60 kg i trzy rowery), a jeden rower może ważyć nawet 30 kg. Nada się więc do wożenia jednośladów elektrycznych. Sposób mocowania rowerów jest doskonały, uchwyt dopasuje się do każdego rodzaju ramy i wystarczy tylko zacisnąć pasek. Gdy potrzebowałem dostępu do samochodowego bagażnika, opuszczałem bagażnik rowerowy jednym płynnym ruchem. A gdy bałem się zostawić go na noc, mimo zamków na kluczyk (na hak i na rowery), po prostu go złożyłem, zdjąłem i wsadziłem do bagażnika. Ford z bagażnikiem dogadywał się dobrze. Wyłączał czujniki parkowania z tyłu i do dyspozycji miałem dobrej jakości kamerę.

Czy warto jeździć z namiotem na dachu?

Jest to atrakcja dla dzieci, niewątpliwie. Można mieć bazę na górze, bez budowania domku na drzewie. Każdy musi rozsądzić, czy taki sposób na biwakowanie mu pasuje. Mym jakże skromnym zdaniem to jest wstęp do planu na wypady weekendowe, te cieplejsze, rzecz jasna. Żeby zjeździć tym cała Europę, na przykład, to może być nam przyciasno. Może nie z powodu samego Forda Kugi, po prostu w każdym osobowym aucie szybko skończy się bagażnik, gdy wrzucimy do niego turystyczną lodówkę, śpiwory, poduszki, składane krzesełka i zgrzewkę wody. Ford Kuga ma pojemność od 475 do 645 litrów, którą uzyskamy, regulując pozycję tylnej kanapy.

Sam pomysł spania w namiocie wielce mnie nie podniecał, przyznaję szczerze. Natomiast daje to możliwość przekształcenia samochodu osobowego w urządzenie, które może nam towarzyszyć w wielu dziwnych miejscach. Na pewno wolę spanie na dachu, niż na ziemi. Ford Kuga nadaje się do tego co najmniej przyzwoicie, bo w tej wersji miał napęd na cztery koła, wystarczającą moc (190 KM) i zapewnia dobry komfort w podróży.

Jak dla mnie jest to podobna koncepcja, co kampervan, bo tak samo nie mamy dostępu do toalety i myć musimy się na zewnątrz. Kampervan będzie miał ogrzewanie, więcej miejsca na bagaże i dla ludzi oraz da się przyrządzić posiłek w środku. Ma też wadę, bo potrafi kosztować kosmiczne pieniądze. Namiot za kilkanaście tysięcy złotych nie zbliża się do tego pułapu cenowego, nawet z samochodem. W obu tych koncepcjach i tak trzeba prowadzić życie na zewnątrz samochodu. To ja wolę prowadzić je za mniej.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA