Czekał 3 godziny na ładowanie bo przed nim były 24 Tesle. Piękny świat nadciąga
Co zrobiłby użytkownik, gdyby miał przed sobą trzy godziny czekania na ładowanie samochodu elektrycznego? Radzę zacząć się nad tym zastanawiać, bo piękny nowy świat nadciąga.
Tegoroczny grudzień nie należy do najlepszego okresu dla samochodów elektrycznych. Opisywałem swoje problemy z ładowaniem na mrozie, przybliżyłem smutną historię człowieka, którego Tesla dwie godziny podgrzewała baterię, a i tak się nie naładowała, bo było zbyt zimno na ładowanie, ale to wszystko blednie przy najnowszych doniesieniach z Wielkiej Brytanii. Tam w pełnej krasie można było zaobserwować, co sie stanie, gdy popularność samochodów elektrycznych wzrośnie. Szykujcie się na kolejki.
Trzy godziny czekania na ładowanie samochodu elektrycznego
Kierowcy Tesli w Wielkiej Brytanii ruszyli spędzać świąteczny czas z rodzinami. Nie wiem, czy im się to udało, bo przy kilku Superchargerach musieli stać w olbrzymich kolejkach. Złośliwi mówią, że niektórzy spotkali się z rodziną tylko poprzez Zooma lub Teamsy, a jedyne ciepło jakie doświadczyli w Święta to blask wirtualnego kominka w Tesli. Ale do brzegu. Ile by się nie wybudowało ładowarek, to ich liczba zawsze jest zbyt mała dla potrzeb użytkowników, Doskonale widać to było 25 grudnia. W kilku miejscach kraju kierowcy stali po 3, 4, a nawet 6 godzin, żeby naładować swoje błyszczące Tesle.
A to inne miejsce:
Albo tak:
Stanie trzy godziny w kolejce to wspaniała perspektywa przed świętami. Wyobrażam sobie, że powstał tam komitet kolejkowy, a ktoś pilnował procentów naładowania się samochodów. Nie od dziś wiadomo, że samochody elektryczne najszybciej ładują się do około 80 proc., później prędkość spada, a ostanie kilka procent uzupełnia się niemiłosiernie długo. Na pewno ktoś pilnował, żeby użytkownicy nie byli świniami i nie ładowali się do końca, bo to nie fair. Na pewnej znanej patogrupce zrzeszającej kierowców samochodów elektrycznych co jakiś czas wybucha awantura o elektryczny savoir-vivre: ładować do pełna czy nie. Wróćmy jednak do Wielkiej Brytanii.
Brytyjczycy ambitnie założyli, że od 2030 r. wprowadzą zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych, a od 2035 r. zakażą hybryd. Jak widać już w 2022 r., mają problem ze stosunkowo niewielką liczbą samochodów elektrycznych. Obecnie jeździ tam lekko ponad 400 tysięcy takich aut, które mogą korzystać z 30 tysięcy punktów ładowania. Co roku oddaje się kolejne 2000 punktów, ale to ciągle zbyt mało. Wyobraźcie sobie stać trzy godziny w samochodzie z rodziną, która chce już do babci na świąteczny obiad. To jest po prostu dramat.
Kto odpowiada za 3 godziny czekania na ładowanie?
Zapewne niektórzy powiedzą, że infrastruktura, która nie jest przystosowana do dużej liczby aut elektrycznych na drogach. Inni powiedzą, że to wina długiego czasu ładowania i trzeba się z tym pogodzić. Tymczasem rycerze elektromobilności z całego świata znaleźli przyczynę kolejek pod ładowarkami. Otóż winni są kierowcy, którzy nie sprawdzili w pokładowej nawigacji zajętości ładowarek i bezmyślnie tam pojechali. W opinii swoistego zakonu rycerskiego świętej Tesli taki kierowca powinien był albo zmienić swoją trasę, albo pojechać w nocy, gdy tłum się już przewali. Nieodmiennie wzrusza mnie to, że tacy ludzie zawsze znajdują winę w kierowcach, a nie w samych samochodach elektrycznych. W psychologii takie coś nazywa się idealizacją. Jej istotą jest rozdzielenie obiektu idealizacji - w naszym przypadku samochodu elektrycznego, na dwie części - dobrą i złą, a następnie zaprzeczeniu istnienia tej złej. Obiekt idealizowany nie ma wad.
Wyobraźcie sobie co stałoby się, gdyby 20 proc. aut na drodze było elektrycznych
Cała przestrzeń zajęta na ładowarki, a do nich kilometrowe kolejki, kiśnięcie w upale latem, marznięcie zimą. Może w trakcie roku jakoś by się to rozłożyło, ale wtedy przychodzą tradycyjne okresy kumulacji dużej liczby samochodów w jednym miejscu takie jak Święta (zmarłych, Bożego Narodzenia, Wielkanoc), wakacje i nadmorskie kurorty latem, góry zimą i latem. To przepis na katastrofę. Już teraz stanie 5 - 10 minut na stacji benzynowej w okresie największych zapotrzebowań powoduje frustrację kierowców. Gdy będą musieli czekać kilka godzin na wolne miejsce do ładowania, to albo wyrobią w sobie anielską cierpliwość, albo zaczną się między sobą bić. Tertium non datur jak mówili Rzymianie.
Co będzie następne? Wokół ładowarek będą musiały powstać centra usług, które będą oferować jedzenie, napoje, może jakieś zakupy na czas oczekiwania w kolejce. Takie stacje paliw bez paliw. I gdy taki Charles będzie stał i czekał na wolne miejsce pod ładowarką, to obok z maksymalną dozwoloną prędkością będzie sobie jechał Nigell w spalinowym BMW za 2 tysiące funtów, który w ogóle nie będzie rozumiał zalet postępu. Na pewno jakieś są. Podczas stania w kolejce można wymyślić ich sporo, w końcu trzeba jakoś zabić nudę.
Zdjęcie tytułowe: Jamie Waters @Twitter.com