Sprawdziłem, czy Nissan Qashqai ma e-power na pokonanie Chińczyków. W Polsce nie sprzedaje się samochodów
Bogato wyposażony Nissan Qashqai z napędem e-power jest samochodem wielce przyzwoitym. Nie można tego powiedzieć o wielu jego rywalach, w związku z tym oni wygrywają.

Jest taka sytuacja, że marki typu Nissan czy Honda potencjalnie mają najmniejsze szanse w rynkowej w walce z chińskimi samochodami. To się nawet już dzieje. To Chińczycy świętują sukcesy, zdobywając kolejne procenciki. Nietrudno się domyślić, kto je traci.
Wybrane chińskie modele już jakiś czas temu wyprzedziły takie hity jak Nissan Qashqai, który jest prekursorem crossoverów. Klienci bezlitośnie wykorzystują okazję, za jaką uznają zakup bogato wyposażonego chińskiego samochodu w cenie odległej od cenników starej gwardii. Rozumiem nawet, że wszyscy są przeszczęśliwi ze swoimi chińskimi SUV-ami, ale też nie do końca rozumieją, że gdzie indziej jest lepsze życie. Wypróbowałem nową generację napędu e-power, czyli hybrydy szeregowej, w Nissanie Qashqai. Jest bardzo dobrze, czyli bez szans.

Potrzebne przewartościowanie rubryczek
Nie bardzo da się o coś przyczepić do Nissana Qashqaia. Większość chińskich konkurentów nie zbliża się do niego poziomem (zaraz ustalimy jakim). W związku z tym ta sama większość pokona go poziomem sprzedaży. Co musiałoby się wydarzyć, żeby to Qashqai pokonał Chińczyków?
Klienci musieliby dać cenie pojazdu czwarte, albo nawet piąte i dalsze miejsca w swoich notatniczkach, w których notują argumenty za zakupem pojazdu. Co wpisywaliby wtedy w najważniejsze rubryki?







Wygodny — to musiałoby zaistnieć wysoko. Zwarty, nawet przy wyższych prędkościach — też co najmniej już w drugim wierszu. Przyzwoicie wyciszony i solidnie wykonany, niech materiały wykończeniowe robią porządne wrażenie — niech te pozycje biją się trzecie podium notatnika.
To są cechy Nissana Qashqaia, w których przewyższa większość chińskiej konkurencji. Widzieliście kiedyś kogoś napalonego na chiński samochód, kto powiedział: faktycznie niezła ta cena, ale chyba dołożę kilkadziesiąt tysięcy złotych do czegoś o mniej więcej 25 proc. wygodniejszego i stabilniejszego przy wysokich prędkościach? No właśnie.
Klamki się nie chowają, jakże po staremu
W Nissanie Qashqai nie znajdziemy chowanych klamek, co nie znaczy, że niczym nie może przypszpanować. Możemy zamówić panoramiczny dach, czy kamery dające obraz 360 stopni i wtedy nie różni się gadżetami od tego, co oferują Chińczycy. Ma nawet opcję masażu w przednich fotelach, trochę udawaną, ale doceńmy zrozumienie dla tego, czego oczekują klienci już w tym segmencie.
Nie dość, że nie zastosowano tu chowających się w skrzydłach drzwi klamek, to obsługa klimatyzacji jest fizyczna, a nie z poziomu ekranu. Jakby tego było mało, są tu pokrętła. Który mamy rok? Piłsudski właśnie idzie po władzę? Tak naprawdę to olbrzymi atut tego auta, szczególnie wśród klientów, którzy sądzą, że motoryzacja skręciła w złą stronę.









Polecam im również docenić inny duży atut, bo od ekranizacji wszystkiego i tak nie uciekną. Nissan Qashqai korzysta z systemu Google, a to dobrze. Obraz niedużego, jak na obecne realia, ekranu to bardziej żyleta niż maszynka jednorazowa. Rozdzielczość jest tak wysoka, że ikony mogą dla niektórych osób być aż za małe.
Nieśmiało tylko zauważę, że system dwa razy odmówił mi współpracy z telefonem, z którym przed chwilą współpracował, nazywając go niezgodnym urządzeniem. Niestety muszę wyrazić żal, że wyświetlacz przed kierowcą jest wciąż w japoński w stylu. Oznacza to, że ma trochę archaiczny wygląd. Tu uparcie Japończycy, nie tylko z Nissana, nie chcą nadążać za światem. Mimo to - wróćmy na chwilę do głównego ekranu - system oparty na Google jest o dwie długości przed chińskimi systemami multimedialnym, integrującymi wszystko na środkowym ekranie. Naprawdę wolicie klikać w ten ekran niż w innym aucie zastanawiać się, ile kliknięć trzeba, żeby włączyć podgrzewanie foteli.
Zanim przejdziemy do esencji tego pojazu, czyli układu hybrydowego, odnotujmy, że bagażnik (posiadający możliwość tworzenia przegród) jest całkiem pojemny, czyli może mieścić od 436 do 504 litrów.







Jest ciszej
E-power miał zostać ulepszony, stać się jeszcze lepszą hybrydą. Elementy wyciszające są widoczne pod maską. Wydaje się, iż dużo słabiej czuć moment załączania się silnika spalinowego. Niestety auto z tym napędem ciągle potrafi dużo palić, szczególnie na krótkich dystansach, gdy jest zimno i na drogach szybkiego ruchu też.
8,5 litra na autostradzie nie przynosi żadnej hybrydzie wielkiej chluby. 6,2 l na drodze ekspresowej to już znacznie lepsza wiadomość. Najniższy wynik w trakcie jazdy miejskiej, jaki odnotowałem to 4,9 litra. To auto ma być doskonałe w jeździe miejskiej i podmiejskiej. Mogłoby odrobinę mniej palić. Jeździ się nim i manewruje faktycznie bardzo płynnie, ale różnica w cenie (w porównaniu z silnikiem wspieranym układem mild hybrid) jest tak duża, że e-power powinny wybrać tylko osoby, które naprawdę dużo jeżdżą.







W Polsce sprzedają ceny, nie samochody
Żeby mieć wielowahaczowe zawieszenie z tyłu i układ e-power trzeba wziąć minimum wersję N-Design lub Tekna+. Piszę to dlatego, by wskazać, że system konstruowania cennika jest odmienny od zwyczajów chińskich marek. Tam, żeby mieć lepszy element wyposażenia, należy po prostu kupić samochód. Względnie wybrać wersję którą wybiera 90 proc. klientów. W Polsce sprzedaje się dobre ceny samochodów, a nie samochody. Poczucie, że auto się nam podoba, dorabia się potem.
Nissan Qashqai z systemem e-power w topowej wersji wyposażenia kosztuje ponad 200 tys. zł, co czyni go praktycznie niesprzedawalnym samochodem. Dla porównania, większy od niego hybrydowy MG HS w wyższej wersji wyposażenia kosztuje ponad 140 tys. zł, a i tak jest w ciągłej promocji, która obniża cenę poniżej tego progu.







I jeszcze jeden przykład. Omoda 5 HEV (również pełna hybryda) kosztuje jeszcze mniej, a dopłata za układ hybrydowy wynosi tam 10 tys. zł. Nie słyszałem narzekań na ich układy hybrydowe, sam też ich nie zgłaszałem w trakcie jazd testowych. Nissan Qashqai jest od obu tych przykładów lepszym samochodem, co mówię w pełni władz umysłowych i z dużą pewnością. Natomiast nie da się kupić go za podobną cenę. W wersji bogato wyposażonej i z systemem e-power robi się zbyt drogi, by rywalizować z Chińczykami.
Najtańsza wersja, w której możemy mieć układ e-power (Acenta) kosztuje 169 200 zł, czyli o prawie 30 tys. zł więcej od podstawowej, z układem mild hybrid i ręczną skrzynią biegów, a jednocześnie o 15 tys. zł więcej od najtańszej wersji z automatyczną skrzynią biegów. Polecam tam wyżej popatrzeć jeszcze raz, ile się dopłaca obecnie do układu hybrydowego w Omodzie 5.







E-power zawsze łączy się z automatyczną zmianą biegów i wyklucza w tym modelu napęd na cztery koła. Po takie luksusy trzeba iść do X-Traila. I tam łatwiej jest sprzedać układ e-power, łącząc go z 4x4. Do głowy przychodzi mi tylko jedna grupa zawodowa, która jest w stanie wyjeździć takie różnice w cenach wersji, ale niekoniecznie widuję ją w Nissana Qashqaiach.
I może jeszcze jedno dodam. Są chińskie modele, które są bardzo cywilizowane w kwestii większości wymienionych tu elementów, ale żaden w pełni. A Nissan Qashqai jest, i mimo tego tej rywalizacji nie wygra.








































