Leapmotor T03 szokuje cenami w Polsce. Czy naprawdę można nim jeździć za 99 zł miesięcznie? Sprawdzamy

Niedawno pisaliśmy o wycieku czegoś, co miało być oficjalnym cennikiem marki Leapmotor (czyli chińskiego „brandu” wchodzącego w składu koncernu Stellantis). Prezentowano tam wyjątkowo dobre ceny za miejski model T03 i ofertę, w której da się jeździć takim autem za 99 zł miesięcznie netto. Nie do końca wierzyłem, że gdy całość przestanie być wyciekiem, będzie wyglądać równie atrakcyjnie. A jednak.

Konkurent Dacii Spring kosztuje od 84 900 zł. W porównaniu ze Springiem to nieco więcej, mówimy jednak o aucie, które już w najtańszej specyfikacji ma dobre wyposażenie. Ile kosztuje Dacia? „Dacia Spring po liftingu staniała i została wyceniona na 76 990 zł, ale nie ma klimatyzacji i osiąga 100 km/h w prawie 20 sekund. Sensowniejsza - czyli mocniejsza - wersja z klimą kosztuje 86 000 zł” - pisałem przy okazji pierwszych jazd T03.

Tymczasem Leapmotor T03 ma 95 KM (setka w 12,7 s, ale do 50 km/h auto rozpędza się zaledwie w 5 sekund), akumulator 37,3 kWh (do 395 km zasięgu w mieście), klimatyzację, 10 systemów wspomagających kierowcę (w tym adaptacyjny tempomat), 3 kamery, 5 radarów i… ogólnie robi wrażenie o wiele bardziej „dojrzałego” samochodu niż Spring.

Cena to 84 900 zł za jedyną dostępną odmianę. Da się dopłacić tylko 1700 zł do lakieru (srebrny lub biały), ale jak komuś wystarczy biały, zaoszczędzi te pieniądze. Po uwzględnieniu dopłat z nowego programu „NaszEauto” kwota bazowa spada do 66 150 zł („zwykła” dopłata 18 750 zł dla osób fizycznych). Za tyle nie kupimy nawet nowej, spalinowej Kii Picanto. Gdy dodamy do tego ulgi dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny, cena spadnie zaledwie do 44 900 zł.

Taka informacja brzmi wręcz szokująco, rzeczywiście można ją jednak znaleźć w cenniku. Jakie są warunki takiego wynajmu? Trzeba prowadzić działalność gospodarczą. Brana jest pod uwagę cena bazowa w wysokości 84 900 zł, ale klient musi wpłacić 44 proc. wartości auta na początek. To ponad 37 tysięcy złotych. Umowa trwa 24 miesiące, a limit rocznego przebiegu to 10 000 km. Do kwoty trzeba doliczyć opłatę za obsługę umowy (9,90 zł netto miesięcznie). W warunkach nie ma słowa o wykupie, co sugeruje, że to raczej oferta typu „płać, jeździj, a potem do widzenia”. Do wszystkiego trzeba jeszcze dodać ubezpieczenie. Tak czy inaczej, wyjściowa rata w wysokości 99 zł netto wciąż jest szokująco niska - na poziomie ceny biletu miesięcznego na komunikację miejską. Na pytanie „czy za stówkę miesięcznie można jeździć nowym autem?” odpowiedź brzmi „tak”. A raczej „tak, ale…”.

W przypadku klienta indywidualnego (czyli bez JDG) rata to 189 zł brutto przy takich samych parametrach umowy. Trzeba jednak pamiętać, że najpierw trzeba "wyskoczyć" z równowartości kilkuletniego auta miejskiego na benzynę, a potem zostaje się z niczym. Ile wyszłoby bez wpłaty własnej i z wykupem? Przy uwzględnieniu „dopłatowych” cen, też niezbyt dużo. Jako wóz na dojazdy do sklepu i darmowe parkowanie w centrum, nie wygląda to źle. Argument o „drogich elektrykach” traci swoją moc. Co nie znaczy, że jest to wymarzony samochód dla rodziny albo dla kogoś, kto od czasu do czasu wybiera się za miasto.