Kupilibyście chińskie dziwactwo? To sprawdźcie ten przegląd ofert, tu się dzieją rzeczy
Znalazłem sześć najbardziej niecodziennych chińskich samochodów w ogłoszeniach. Są tak odjechane, że można tylko życzyć powodzenia ich nabywcy w razie konieczności naprawy.

Wersja dla zwykłych ludzi: jeśli chcesz chińskie auto, to idziesz do salonu MG, BYD albo Omoda-Jaecoo i wyjeżdżasz nowym cackiem z Chin. Ale tak to każdy potrafi, ja lubię dziwne pojazdy – im bardziej nietypowe, tym lepiej, im gorzej tym bardziej atrakcyjnie. Jestem zdumiony, że ktoś zaimportował to do Polski, ale jeszcze bardziej będę zdumiony, jak ktoś to kupi. Zresztą, sami oceńcie, może coś się wam spodoba...
Charakterystyczne dla chińskich aut jest to, że nikt specjalnie nie wie, jak się nazywają. Co jest marką, a co modelem – nie wiadomo. Ten pojazd to teoretycznie Dongfeng albo DFSK, ale na tylnej klapie mamy napis Fengon, a obok jeszcze – Glory i oznaczenie 220T. Nie oferowano go nigdy w Polsce, przez krótki czas istniał niemiecki dealer tych pojazdów. Nie ma żadnej hybrydy ani elektryfikacji, to po prostu benzynowy 1.5 turbo z automatyczną skrzynią biegów z nadwoziem podobno w stylu „SUV-a coupe”. Dla mnie to raczej wygląda jakby ktoś niósł projekty Kii XCeed do zatwierdzenia i jeden mu wypadł, a potem znalazł go ktoś z Dongfenga i tak powstał Fengon. Za ten ekstremalnie nieciekawy pojazd trzeba zapłacić 42 900 zł. Jak na 4-latka, to bardzo dobra cena. W razie stłuczki z naszej winy albo założymy części z innego auta, albo wyślemy Fengona na złom.

Nie jestem nawet pewien, czy ten wóz faktycznie znajduje się w Polsce, ale na zdjęciach ma chińskie tablice rejestracyjne dla samochodów elektrycznych. BYD Tang to SUV klasy wyższej, początkowo dostępny też jako spalinowy – teraz jest już elektryczny. Jest to idealny pojazd dla kogoś, kto bardzo chce mieć największy akumulator w samochodzie na prąd. BYD Tang z baterią Blade-LFP zmieści prawie 109 kWh energii. To niesamowita ilość, która przy rozsądnym używaniu pedału gazu pozwoli przejechać ponad 700 km między ładowaniami. Trzeba jednak pamiętać, że samochody importowane z Chin mają inne standardy wtyczek do ładowania, co wymaga korzystania z przejściówek. Poza tym podkreślam, że mowa o wozie z 2025 r. za 160 tys. zł, który nie ma gwarancji, bo ta chińska w Europie nie obowiązuje. Ktoś chętny?

Nowy SWM, którego nikt nie chciał od 2 lat
Mój kolega chciał wypożyczyć na wakacjach Nissana Qashqaia, a dostał ten wynalazek pod nazwą SWM. Jest to SUV marki Brilliance, tej samej która atakowała Europę swoimi sedanami we wczesnych latach 2000. bez istotnych sukcesów. W kategorii generycznych SUV-ów przebija nawet tego Fengona z początku przeglądu. Pod maską oczywiście silnik 1.5, prawdopodobnie spokrewniony z Mitsubishi. Nie spodziewałem się nawet, że w Polsce istnieje przedstawicielstwo SWM, ale jest i oferuje nam biały pojazd o wnętrzu zauważalnie innym niż w tym aktualnie oferowanym na stronie. Powiedziałbym, że ze zdjęcia tego auta z ogłoszenia już wyczuwam zapach tych foteli ze sztucznej skóry i tych chińskich plastików. Ale 80 000 zł za nowego SUV-a klasy Dacii Duster?

Geely chciało stworzyć idealną taksówkę. Wygląda jak londyński „black cab” wywodzący się ze starych Austinów serii TX, ale wyposażono ją w układ napędowy typu hybryda plug-in pochodzący z Volvo (które też przecież należy do Geely). Początki były obiecujące, kilka tych LEVC-ów nawet jeździło po Polsce. Szybko jednak okazało się, że to nie ma większego sensu, bo Toyoty są o wiele tańsze w eksploatacji, a hybryda plug-in jako taksówka nie sprawdza się zbyt dobrze, bo na prądzie jedziesz tylko pierwszy kurs, resztę już na benzynie. Nic dziwnego, że teraz kosztuje tylko 45 000 zł – nie wiadomo co z tym robić, ani to minivan, ani sedan, wiezie kierowcę i sześcioro pasażerów, ale w dość spartańskich warunkach. Cel ćwiczenia szczytny, wykonanie średnie.

Najtańsza oferta w tym zestawieniu - SUV z 2011 r. za jedyne 6900 zł. Marka Great Wall Motors niespecjalnie pcha się do Europy. Pod nazwą Haval miewa się doskonale w Rosji, gdzie ich modele typu Jolion okupują pierwszą piątkę listy bestsellerów. Model Hover był pierwszym dużym sukcesem komercyjnym Great Wall. Te samochody były szeroko eksportowane do licznych krajów, od Afryki przez Rosję aż po Amerykę Południową. Z daleka można go pomylić przez chwilę z Mitsubishi Pajero, choć bardziej z rzadko spotykanym w Europie Isuzu Axiom. Pod maską ma benzynowy silnik 2.4 z Mitsubishi połączony z manualną skrzynią biegów. W opisie napisano, że nie działają wskaźniki, więc auto sprzedający wystawia jako uszkodzone.
GWM Hover reprezentuje początki chińskiej motoryzacji w Europie, ale można kupić coś jeszcze tańszego: Brilliance.

Ostatnio internet obiegła wiadomość o tym, że ktoś wystawia na sprzedaż dwu- albo trzyletniego Seresa za ok. 50 tys. zł – auto jako nowe było warte 170 tys. zł. Tu mamy podobną sytuację, tyle że od drugiej strony: dealer oferuje samochód elektryczny zupełnie nieznanej marki Skyworth - gdyby ktoś był ciekaw, to Skyworth i Skywell to ten sam producent. Pojazd pochodzi z 2024 r., ale jest już zarejestrowany, więc biegnie mu gwarancja. Duży akumulator – aż 86 kWh – pozwoli przejechać ponad 400 km po naładowaniu do 100 proc., ale trudno mi się jakoś pogodzić z tym, że ktoś chce za to 200 tys. zł. Bardzo jestem ciekaw, jak to się dalej potoczy, czy ktoś faktycznie przyjdzie do salonu i powie „wezmę to”? Wydaje się to mało prawdopodobne, a jednak, jak uczy mnie wieloletnie doświadczenie – to się zdarza. Potem trzeba będzie poczekać jeszcze 3 lata i napisać wpis o tym, ile stracił na wartości taki Skyworth.








































