Dobre wieści dla właścicieli „elektryków”. Będą mogli denerwować kierowców autobusów jeszcze przez 2 lata
Jest ogromna szansa, że poprawka wydłużająca możliwość jazdy autem elektrycznym i motocyklem po buspasie do 1 stycznia 2028 r. zostanie przegłosowana i zyska moc prawną. Wydłuża to panującą u nas sytuację prawną, którą nazwałbym „pomieszaniem z poplątaniem”.

Buspas: w założeniu genialny, bo wydzielamy jeden pas ruchu tylko dla transportu publicznego. Kierowcy aut prywatnych nie mogą go zajmować, muszą kisnąć w korku na pozostałych pasach. Dzięki temu więcej osób wybierze autobus, ponieważ po prostu dojedzie on szybciej na miejsce. Przypomnę, że główny powód niewybierania autobusu na co dzień, to długotrwały czas dojazdu i stanie w tym samym korku co transport prywatny.
A teraz weźmy tę szczytną ideę i zacznijmy ją rozpuszczać w kwasie
Najpierw dodajmy taksówki. Nie bardzo rozumiem dlaczego taksówki mają jeździć po buspasie, skoro wiozą po 1-2 osoby, a korek robią taki sam jak zwykłe auta osobowe. Pomysł z piekła rodem, ale przecież na tym skończyć się nie mogło. Uczyńmy wyjątek dla właścicieli samochodów elektrycznych, żeby ich nagrodzić za bezemisyjność. Ale przecież ich samochody tworzą korek tak samo jak zwykłe, więc gdzie tu sens i logika? Jej nie szukajcie, trzeba promować elektryczność nawet kosztem tworzenia nonsensu. Na końcu dorzućmy jeszcze motocykle, które i tak pojadą którędy chcą choćby nie wiem co, a łamanie przepisu o zakazie jazdy buspasem obwarujmy śmiesznie niską sankcją: 1 punkt i 100 zł, i mamy to: pasy DOP, czyli dla pojazdów dopuszczonych, gdzie autobus musi stać na światłach za siedmioma autami w godzinach szczytu, z tego pięć to taksówki, a dwa to nowe, drogie pojazdy elektryczne. Cudowny nonsens.
Poprawką Konfederacji nonsens zapewne zostanie przedłużony
Sejmowe komisje ds. deregulacji i infrastruktury przegłosowały poprawkę zgłoszoną przez Konfederację, a wydłużającą możliwość korzystania z pasów DOP dla wszystkich, których obejmowało to do tej pory – czyli samochody elektryczne i wodorowe oraz motocykle niezależnie od źródła zasilania. O dziwo, kwestii taksówek nikt do tej pory nawet nie próbował podnosić. Teraz poprawka ta musi zostać jeszcze przegłosowana przez Sejm i podpisana przez prezydenta, i będziemy znowu to mieć: ci, którzy kupią sobie nowy wóz za często 150-200 tys. zł, dostaną ten sam przywilej co komunikacja zbiorowa. Przecież to jest wszystko postawione na głowie.
To zapewne wszystko z powodu wciąż za małego udziału aut elektrycznych w naszym rynku
Niektóre kraje europejskie doszły już do ponad 30-procentowego odsetka aut na prąd w sprzedaży nowych samochodów, a Polska nadal w ogonie z miernymi sześcioma procentami. Tyle że te wyniki są mylące, bo nie odzwierciedlają udziału samochodów bezemisyjnych w ogólnym ruchu drogowym tam, gdzie buspasy faktycznie są. Polecam wizytę w podwarszawskim Piasecznie, połączonym długim buspasem z Warszawą wzdłuż ulicy Puławskiej. W godzinach szczytu mkną po nim nowe, błyszczące „elektryki” – a wiecie dlaczego? Bo mogą. Mieszkańcy powiatu piaseczyńskiego, drugiego najbogatszego w Polsce, kupują dużo nowych samochodów i o wiele więcej z nich niż 6 procent jest elektryczna. A dlaczego? Bo te wozy pozwalają im dojechać do centrum Warszawy buspasem i jeszcze zaparkować za darmo. Czyli obchodzą system przez furtkę, którą ten system sam im zostawia.
Taka sama sytuacja narosła parę lat temu w Oslo
Okazało się, że na buspasach tworzą się korki z samochodów elektrycznych, a autobus nie ma ich jak ominąć. Skończyło się ucięciem przywileju i zdaniem sobie sprawy, że buspas powinien być dla transportu publicznego, a nie dla bogatych. U nas musimy jeszcze nad tym myśleć przez kolejne dwa lata, chyba że posłowie jednak coś zrozumieją i poprawkę tę odrzucą. Oceniam jednak szanse na to nadzwyczaj nisko.