Zrzutka na renowację Subaru weterana Powstania Warszawskiego powoduje u mnie mieszane uczucia
To typowa sytuacja z gatunku „tak, ale nie”.
Chodzi o znane w Warszawie beżowe Subaru Leone na czarnych tablicach WIN, które wielokrotnie widziałem „na mieście”. Zrzutkę rozpoczął Jacek Pieśniewski, wieloletni dziennikarz motoryzacyjny i były redaktor naczelny tygodnika „Motor”. Według opisu dostępnego na stronie zrzutki, potrzeba jest 75 tys. zł na odbudowę samochodu i spełnienie marzenia kapitana Janusza Walędzika.
Jacek Pieśniewski pisze, że takie Subaru Leone jest jedyne w Polsce
No raczej nie.
Fot. Michał R, Paweł Walczak
Dalszy plan jest nieznany
Moim zdaniem zabrakło jakiegoś dalszego planu, co zrobić gdy już uda się nawet zebrać pieniądze i odrestaurować ten samochód. Czy będzie wystawiony w jakimś muzeum? Chyba średnio, bo jego związek z historią jest tylko taki, że miał ciekawego właściciela. Tak poza tym to zwykły samochód z taśmowej produkcji. Czy będzie dalej eksploatowany? Nawet jeżeli, to raczej nie przez kapitana, który jeśli dobrze obliczyłem, ma ponad 90 lat i raczej na co dzień samochodem się już nie przemieszcza. Miejmy nadzieję, że zdąży zobaczyć efekt ewentualnej renowacji. A co później? Być może pozostanie na wieki wieków jako pamiątka rodzinna, ale za równie prawdopodobny uznaję scenariusz, w którym auto po prostu zostanie sprzedane. I nie jest to zupełnie nic, co należałoby krytykować, ponieważ każdy ze swoją własnością może zrobić co chce. A zrzutkowicze zrzucają się dobrowolnie, więc nie istnieje żaden „moralny obowiązek” tłumaczyć się im lub cierpieć z poczucia winy, że się ich zawiodło.
Ale tak naprawdę, to mam inny problem
Oczywiście organizator zbiórki ma rację, pisząc że do tego samochodu nie ma żadnej części. Zgadzam się – to jak do wszystkich starych „japońców”, a nawet aut europejskich. Jeśli chce się coś takiego odrestaurować, to wszystko co się nie nadaje, trzeba dorobić lub zastąpić innym. Wiem o czym mówię, historia mojego życia.
Na razie zebrano 16 tys. zł. Sądzę, że to wystarczyłoby na podstawowy remont blacharski i lakierowanie. Nie wiadomo jednak dokładnie, w jakim stanie jest pojazd. Kwota 75 tys. zł została ponoć określona przez profesjonalny zakład renowacji pojazdów zabytkowych. Moim zdaniem jest trochę wygórowana, czyli zasadniczo zbieramy na wynagrodzenie dla blacharza i lakiernika, którzy pewnie poczuli pieniądz i rzucili kwotę z kosmosu. A może to blacharz i lakiernik powinni poczuć potrzebę wspomożenia zbożnego celu i wykonać remont po własnych kosztach? Aż zacząłem rechotać, jak to przeczytałem. Ta, jasne. Kierownik tam obliczył roboczogodziny, koszt dorobienia części, potem na wszelki wypadek pomnożył przez trzy. Normalnie mnoży przez dwa, ale tu to hehe zrzutka, to można pocisnąć. I cyk, mamy cel zbiórki: wynagrodzenie dla przedsiębiorcy, który ze wszystkich osób w to zaangażowanych nie musi odczuwać, że to jest coś specjalnego, wyjątkowego i że warto może poświęcić odrobinę swoich zysków, żeby to zrobić, tylko traktuje to jako kolejne zlecenie.
Najważniejsze jednak jest to, że...
...zrzutki nie są obowiązkowe, więc jeśli coś komuś nie pasuje, to może nie wpłacać, a ktoś inny może uznać, że to świetny cel i wpłacić dychę. Jak ja – dowód poniżej: