Codzienne życie to nie wyścig po górskich serpentynach. SUV-y są wygodniejsze i po prostu lepsze, jeśli ktoś jeździ normalnie. Tak właśnie uważam.
Negowanie popularnych rzeczy to ulubiony sport internautów, którzy lubią poczuć się wyjątkowo. Lubisz pizze? Bez sensu, przecież jest okropna, ja to bym nigdy czegoś takiego nie zjadł. Słuchasz muzyki, która jest akurat często emitowana w radiu, a ludzie chętnie kupują bilety na koncert tego wykonawcy? Co za chłam, kiedyś to była muzyka. Nosisz modne ubrania? Beznadzieja, teraz to ludzie wyglądają jak klauny, nie to co dawniej…
W motoryzacji też jest taki temat
Za każdym razem, gdy na którejś z grupek „fanów motoryzacji” ktoś pyta o opinie na temat jakiegoś SUV-a, społeczność jest oburzona. Z odpowiedzi wynika, że SUV - niezależnie od tego, czy mówimy o starym RAV4 czy nowym X5 - przewraca się na zakrętach, pali cysternę paliwa na każdy przejechany metr, a w środku mieści się mniej niż w przeciętnej walizce. To idealny przykład narzekania na coś dlatego, że jest popularne.
SUV-y mają swoje zalety
Pewnie są kombi, które zaoferują większy bagażnik. Pewnie znajdzie się coupe, które będzie prowadzić się lepiej. Da się też na pewno znaleźć oszczędniejszego sedana albo vana z przestronniejszym wnętrzem. Problem w tym, że na rynku jest całkiem sporo SUV-ów, które udanie biorą trochę z każdego z tych światów i tworzą niezły miks. I za to lubią je klienci.
Poza tym, SUV-y naprawdę przydają się w codziennym życiu. Wczoraj stałem w korku. Dało się go ominąć skrótem, ale wymagało to pokonania małej przeszkody. Autem z niskim zawieszeniem mógłbym mieć problem. Kawałek dalej była za to wysoka mulda na remontowanym odcinku. Miała na sobie pełno śladów podwozi aut. Raczej nie były to SUV-y.
Czasami jeżdżę wozem z wyższym zawieszeniem, a kiedy indziej - z „typowym”. W tym pierwszym nigdy nie musiałem zrezygnować z parkowania w danym miejscu, bo krawężnik był za wysoki. W drugim - owszem.
Zalety SUV-ów docenia się częściej niż ich wady
Z całą pewnością w szalonej gonitwie po krętej drodze niższe auto uciekłoby SUV-owi o porównywalnych parametrach. Tym, którzy nieustannie narzekają na „kiepskie prowadzenie SUV-ów” wydaje się chyba, że całe życie to wyścig jak w grze na konsoli. Ewentualnie najnowszy i najlepszy SUV, jakim jechali, to pierwsza Kia Sportage albo Suzuki Vitara sprzed dwóch dekad.
Jeśli ktoś codziennie jeździ do pracy 50 kilometrów po autostradzie, niższy samochód przyniesie mu realne oszczędności na paliwie. Ale dla większości ludzi SUV sprawdzi się lepiej. Wygodniej się wsiada, a jadąc w odwiedziny na działkę do znajomych nie trzeba się zastanawiać, czy po tej trasie się przejedzie, czy zostawimy na muldzie pół auta. Poza tym, ze środka więcej widać - można zauważyć, że auta z przodu hamują i łatwiej można sprawdzić, jakie światło wyświetla się na sygnalizatorze.
Klientów do SUV-ów nie trzeba raczej przekonywać
Ale ci, którzy tak alergicznie reagują na jakiekolwiek wozy z większym prześwitem, powinni przejechać się jakimś dobrym SUV-em. Świeżym, wystarczająco mocnym, z napędem na cztery koła. Na co dzień trudno o coś lepszego.
Co z argumentem o tym, że SUV-y są za wielkie? Jest bez sensu, bo przeciętny SUV jest krótszy od przeciętnego kombi. Ci, którzy na to narzekają, zwykle sami marzą o jakiejś limuzynie segmentu F. I wtedy już oczywiście wymiary są w sam raz.
Możecie się śmiać, że wskazuję na zalety, które brzmią jak lista marzeń emeryta. Tyle że na co dzień liczy się właśnie wygoda, a zalety „sportowe” są równie istotne, jak funkcja wyświetlania faz księżyca w zegarku na basen.
PS No dobrze, istnieją jeszcze podniesione kombi, zwłaszcza z regulowanym prześwitem. Są dobre i łączą dwa światy. Ale prawie żadne już nie zostały. Bo ich nie kupujecie…
PS2 Hejtowanie SUV-ów nie robi z ciebie prawdziwego fana motoryzacji. Jeżdżenie 25-letnim sedanem zamiast SUV-a też niespecjalnie.