Peugeot 508 w wersji PSE nareszcie jeździ tak, jak wygląda. Pierwsza jazda 360-konną hybrydą
Oto pierwsza jazda autem, które mogłoby świetnie nadawać się na marsylską taksówkę pewnego gościa. Przed wami hybrydowy, najmocniejszy w historii marki Peugeot 508 PSE.
Jestem fanem stylistyki Peugeota 508 i z tego względu żałuję, że ten model nie jest hitem sprzedaży. Wiem - to czyni ze mnie typowego internetowego specjalistę, który najpierw narzeka, że inni ludzie czegoś nie kupują, a potem sam albo nie kupuje nic, albo wybiera coś zupełnie innego.
Ubolewam też, że jeśli już widzę 508 na ulicy, to często jest w bazowej wersji wyposażenia i pokryto je lakierem w kolorze błota, niczym z kącika motoryzacyjnego czasopisma „Złota jesień życia”. Taka stylistyka zasługuje na odpowiednią konfigurację!
Peugeot 508 zasługuje też na „odpowiedni” silnik
Dynamiczna linia nadwozia pasuje do mocnego napędu. Oczywiście, frakcja marzycieli chętnie widziałaby w 508 jakieś V6, ale to równie możliwe, co wypuszczenie przez Apple na rynek nowego telefonu stacjonarnego z obracaną tarczą. Zamiast tego, „odpowiedni” – bo najmocniejszy i zapewniający dobre osiągi – napęd stał się hybrydą plug-in. Rozwija 360 KM i 520 Nm. Silnik benzynowy to 200-konne, czterocylindrowe 1.6 turbo. Do tego dwie jednostki elektryczne, dzięki którym 508 PSE (Peugeot Sport Engineered) zalicza się do aut 4x4, bo pierwszy motor napędza przednią, a drugi tylną oś.
Sprawdziłem, jak jeździ Peugeot 508 PSE
To było spotkanie krótsze niż kurs taksówką Daniela z filmu „Taxi”, który zrobił chyba Peugeotowi lepszą reklamę niż wszystkie możliwe billboardy. Takie są prawa pierwszych jazd, zwłaszcza w dobie wirusa, kiedy trzeba jeszcze dezynfekować auto, a czas na wszelkie rozmowy jest ograniczony do minimum.
Tak jak po przejażdżce marsylską taryfą, tak i po dzisiejszym teście mogło się zakręcić w głowie. Oprócz jazdy po ulicach, obejmował bowiem kilka kółek po torze. Żadnych wielkich prędkości tym razem nie było. Raczej kraina słupków, trening szybkiego przekładania rąk na malutkiej, peugeotowskiej kierownicy i zabawa na płycie poślizgowej. Najpierw jazda po śliskim okręgu (to właśnie powód zawrotów głowy), a potem próba, podczas której torowy Posejdon na etacie chlapie wodę pod koła 508 tak, by spróbować je wyprowadzić z równowagi. Kierowca ramię w ramię z systemami wspomagającymi walczy, by nie doszło ani do obrotu ani do wjechania w kurtynę wodną.
Zanim pojeździmy, kilka słów o tym, jak wygląda Peugeot 508 PSE
Projektanci tej wersji mieli trudne zadanie. Musieli dodać sportowego klimatu autu, które i tak wygląda już całkiem dynamicznie. Łatwo było przesadzić. Za dużo ostrej przyprawy zepsuje każde danie.
Czy im się udało? Moim zdaniem tak. Z tyłu widać zmieniony zderzak ze sporymi końcówkami wydechu. Są też nakładki progowe, nowe felgi, czarny grill z przodu i odblaskowe akcenty w kolorze żółtym. Na szczęście całość nie przypomina plakatu z niemodnego katalogu tuningowego. Wersja SW (nie Spider's Web) podoba mi się jeszcze bardziej od liftbacka. Wspomniane akcenty doskonale zrobiły temu nieprzesadnie praktycznemu kombiakowi.
Jedyne, czego żałuję w przypadku 508 PSE, to mały wybór kolorów. Można zamówić szary, biały albo czarny. Jestem fanem czerwonych aut, więc chciałbym widzieć w gamie i taki lakier (choć już ustaliliśmy, że tylko narzekam, a nie kupuję). Może sprawdziłaby się też modna, ciemna zieleń? Albo jakiś niebieski? Chętnym pozostaje telefon do zakładu montującego folie.
W środku zmian jest trochę mniej
Każdy Peugeot 508 PSE jest wyposażony właściwie we wszystko, co da się dokupić do innych, „cywilnych” 508-ek. Jest więc skórzana tapicerka, radar na podczerwień ułatwiający jazdę nocą, nawigacja, audio firmy Focal i są LED-owe reflektory. Na liście opcji widnieje tylko podgrzewana przednia szyba i szklany dach. Za nic innego dopłacić się nie da, bo jest już w standardzie.
Czym Peugeot 508 PSE różni się np. od „zwykłego” diesla? Główna różnica to… żółte przeszycia na kierownicy, drzwiach i desce rozdzielczej. Fotele dobrze obejmują ciało kierowcy, ale są przy tym – jak na usportowioną wersję – miękkie. Po francusku.
Uwaga: moja przygoda z 508 PSE przedłużyła się o kilka długich i stresujących minut. Okazało się, że mój telefon zbyt dobrze pasuje do małego schowka na tunelu centralnym. Na tyle, że do jego wyciągnięcia potrzebne było: coś cienkiego, zwinne palce i sporo cierpliwości. Bałem się, że się nie uda i będę musiał porzucić tam smartfon na zawsze. Albo wziąć do domu Peugeota, choć wtedy bym nie płakał.
Czas ruszyć na przejażdżkę. Na początku po ulicy
508 PSE odpala się w trybie „Electric”. Bez użycia silnika spalinowego może pokonać teoretycznie nawet 42 km, ale gdy ruszyłem testowym egzemplarzem, na zegarach wyświetlało się, że energia w akumulatorach wyczerpie się za 24 km.
Oczywiście jazda wyłącznie z użyciem silników elektrycznych jest cicha, płynna i przyjemna, ale – umówimy się – nie po to wsiadłem do 360-konnego Peugeota, by wyobrażać sobie, że jadę po strefie czystego transportu. Pora zmienić tryb. Tylko który z nich włączyć? Wybór jest ogromny niczym kolejka do kwiaciarni w Dzień Kobiet. Nie jestem pewien, czy wszystkie zapamiętałem: Electric, Hybrid, Comfort, Sport, 4WD… to chyba już.
Zacząłem w trybach Comfort i Hybrid
Jeżeli ktoś ceni francuskie auta głównie za wygodę, nie będzie zawiedziony 508 PSE. Mimo dużych felg i ogólnie bardziej drapieżnego charakteru, to nadal całkiem wygodny wóz. Jasne, nie oferuje komfortu latającego dywanu, ale jak na 360 KM, Peugeot w trybie „Comfort” udowadnia, że nazwa tego ustawienia nie została nadana na wyrost.
W tych trybach, 508 PSE ma w sobie niewiele pazura. Reakcja na gaz jest dość powolna, niczym u podpitego biesiadnika, który usłyszał długi dowcip historyczny. Dźwięk? Nijaki i trochę rozczarowujący. Gdyby nie kontrastowa nitka na kierownicy, szybko zapomniałbym, że jadę najmocniejszym seryjnym Peugeotem w historii.
Ratunkiem jest włączenie trybu Sport
Dźwięk „rasowego silnika” płynący z głośników robi się wtedy na tyle głośny, że w pierwszej chwili trochę skuliłem się na fotelu. Reakcja na gaz znacząco się poprawia, choć nadal nie jest tak dobra, jak w autach wyłącznie benzynowych. Swoje trzy grosze dodaje ośmiobiegowy automat: jego działanie przyspiesza w trybie Sport, ale gdyby ktoś organizował wyścigi skrzyń biegów, ta francuska dotarłaby do mety z klasą, ale w drugiej połowie stawki.
Sportowe ustawienia sprawiają też, że napęd na cztery koła cały czas działa, a oprócz tego usztywniają się amortyzatory i układ kierowniczy.
Czy Peugeot 508 PSE jest szybkim samochodem?
Jak najbardziej. Przyspiesza do setki w 5,2 s, a maksymalnie może jechać 250 km/h. Rzeczywiście, od zera startuje bez chwili zawahania (pomaga w tym napęd), a cyfry na zegarach zmieniają się błyskawicznie. Wyraźnie słabnie dopiero przy prędkościach, z którymi jeździć nie należy.
Dobrze też hamuje, choć ostre działanie układu wymaga przyzwyczajenia. Za pierwszym razem można szybko szukać numeru do dentysty. Po przerzuceniu lewarka skrzyni w tryb „B”, auto zwalnia po puszczeniu pedału gazu. Świetne, jak zwykle w hybrydach.
Na ciasnym torze Peugeot 508 PSE zaskakuje zwinnością. Mimo że wersja hybrydowa liftback waży 1850 kg, a kombi jeszcze o 25 kg więcej, slalom pokonuje z gracją. Na płycie poślizgowej spodobała mi się też płynna praca napędu, który dbał zarówno o sprawne ruszanie, jak i o stabilność. Dopiero mocne wdepnięcie gazu w nierozsądnym momencie skutkowało wyraźną podsterownością – a i to tylko na śliskiej nawierzchni. Na suchym najmocniejszy drogowy Peugeot w dziejach był posłuszny jak skromny uczeń.
Czy ma jakieś wady?
Odpowiedź na takie pytanie brzmi: owszem, ale to, co do nich zaliczymy, zależy od tego, czego się od niego oczekuje. Osoby liczące na brutalną, sportową zabawkę mogą być w ogóle trochę rozczarowane. Nie spodoba im się reakcja na gaz. Nie do końca polubią działanie układu kierowniczego, który pracuje – owszem – precyzyjnie, ale chyba nie jest wystarczająco bezpośredni, jak na wersje z dopiskiem „Sport Engineered”. Wreszcie: pewnie będzie im brakowało dźwięku silnika. Klang z głośników trochę męczy, a prawdziwy silnik… no cóż, też męczy, bo dość często zaczyna wyć. Dobrze, że jest przyzwoite audio Focala, bo inaczej w kategorii „udźwiękowienie podróży” musiałbym postawić 508-ce słabą ocenę.
Czy w takim razie Peugeot 508 PSE stanowi dobrą opcję dla osób szukających wygodnego i szybkiego wozu na trasy? Z jednej strony tak, bo jest przyzwoicie wyciszony, rewelacyjnie wyposażony i stabilny. Ale hybrydy plug-in nie są urodzonymi pożeraczami autostrad. Sytuacji nie poprawia skandalicznie mały, 43-litrowy bak. Owszem, w mieście przy naładowanych akumulatorach 508 może nie zużywać benzyny albo wcale, albo bardzo mało, w rodzaju 2-3 litrów na 100 km. Ale w trasie sytuacja się zmienia, a zasięg spada niczym jakość każdego kolejnego filmu z serii „Taxi”.
Jaki w takim razie jest Peugeot 508 PSE?
Krótka randka z tym wozem to za mało, by wyrazić o nim zdecydowaną opinię. Wygląda jednak na to, że Peugeot 508 PSE – mimo że w gruncie rzeczy dość udany – stanowi propozycję przede wszystkim dla zagorzałych fanów tego modelu i francuskiej myśli technicznej w ogóle. Ze swoją ceną na poziomie 300 tysięcy złotych (choć zauważmy, że już z pełnym wyposażeniem) nie będzie miał łatwego życia w świecie tanich leasingów na BMW M340i albo Mercedesy AMG. Niestety, pewnie będzie rzadkim widokiem na drodze. Znowu będę z tego powodu niezadowolony.
Czytaj również: