W domu zabrakło mi kawy. To nic, jest przecież „Stop Cham”. Ciśnienie już mi wzrosło
Najnowszy odcinek bardzo skutecznie podnosi ciśnienie. Zwłaszcza fragment z kierowcą dostawczaka, który najpierw bardzo się spieszy, a potem jednak znajduje czas na awanturę.
Z jednej strony bardzo mnie cieszy, że nowe filmy z kompilacji „Stop Cham” pojawiają się codziennie. Mogę wtedy porządnie się rozbudzić, mimo braku kawy w kuchennej szafce. Z drugiej, to oczywiście przerażające, że na polskich drogach dzieje się aż tyle złego – zwłaszcza że „Stop Cham” nie jest jedynym kanałem, który z podobną regularnością publikuje kilkunastominutowe składanki trąbienia, wymuszeń, brawury i giętej blachy.
Odcinek numer 738 jest wyjątkowo mocny
Już sam początek sprawił, że złapałem się za głowę i głośno zapytałem samego siebie „co tu się dzieje?!”. Był też groźny wypadek, który wydarzył się tak nagle, że aż podskoczyłem na krześle (5:43) albo autostradowe potyczki dwóch kierowców, którzy nie wpadli na to, że nawet delikatny kontakt między wozami przy 150 km/h może skończyć się dachowaniem albo dramatycznym tańcem między barierkami (5:59).
Ale najbardziej oburzyła mnie sytuacja z 2:13
Cała sprawa wydarzyła się na ulicy Konarskiego w Warszawie. Znam te rejony, bo kiedyś niedaleko mieszkałem i chodziłem do szkoły. Osiedle Przyjaźń to dobra na niedzielny spacer, spokojna okolica drewnianych domków powstałych pierwotnie dla budowniczych Pałacu Kultury i Nauki. Ulice są tam wąskie, a ruch spowalniają progi. Nawet dwie dekady temu, gdy rodzice podwozili mnie tamtędy na lekcje, a ruch w Polsce był o wiele bardziej „dziki”, na Konarskiego nikt się raczej nie wyprzedzał.
Niestety, kierowca białego busa jednak porwał się na wyprzedzenie lawety (zgodność tego zestawu z przepisami budzi zresztą moje wątpliwości). Źle wszystko wymierzył i wymusił pierwszeństwo na samochodzie, którym jechał autor nagrania. Zmusił nagrywającego do hamowania i został potraktowany mocnym słowem – choć słyszalnym tylko w zaciszu auta. Być może w ruch poszła też dźwigienka od świateł drogowych. Obyło się nawet bez trąbienia.
Potem stało się coś dziwnego
Autor nagrania jechał sobie dalej, jak gdyby nigdy nic, ale kierowca Mastera zawrócił, dogonił go i się z nim zrównał, wjeżdżając na pas do jazdy w przeciwnym kierunku. Doszło do wymiany zdań. Trudno zrozumieć coś z kwestii „załogi” dostawczaka. Jedno jest pewne – nie padło tam „przepraszam, źle wymierzyłem”. Nie mam pojęcia, o co mieli pretensje. Stawiam, że chyba o to, że auto nagrywającego się nie zdematerializowało albo nie wzniosło w górę, przelatując nad białym Renault. Mam nadzieję, że autor nagrania wyciągnie z całej sprawy wnioski i następnym razem zadba o odpowiednie manewry!
Najzabawniejsze jest to, że kierowca auta dostawczego najpierw bardzo się spieszył i wyprzedzał na złamanie karku, a potem – być może na widok migania „długimi” stwierdził, że jednak ma czas na zawracanie i dyskusje. Po wszystkim pojechał w zupełnie inną stronę.
Mam nadzieję, że film trafił na policyjną skrzynkę „Stop Agresji Drogowej”. Pasuje tam jak mało co. Nawet bardziej niż do publikowania w internecie.