Cholibcia, miało wyjść inaczej. Spalił się samochód elektryczny na parkingu podziemnym
Skandal! Wszystko miało być takie proste - pożar samochodu elektrycznego na parkingu podziemnym miał skutkować jego wyłączeniem i rozbiórką budynku. Tymczasem okazało się, że nie różni się niczym od pożaru samochodu spalinowego.
Wierni czytelnicy na pewno pamiętają dramat z parkowaniem na parkingu podziemnym znanego basenu Warszawianka. Zarządzający obiektem postawili znak zakazujący wjazdu dla samochodów elektrycznych. To obostrzenie motywowali obawą o bezpieczeństwo obiektu, bo pożar samochodu elektrycznego na podziemnym parkingu miał nieść za sobą ryzyko uszkodzenia całego obiektu. Chwilę później zdjął ten zakaz, bo okazało się, że taki znak nie występuje w przyrodzie. Podobno i tak samochody elektryczne nie będą mogły na niego wjeżdżać.
Część ekspertów z internetu podzieliła stanowisko zarządcy basenu. Nawet zza ekranu monitora można wyczuć niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą pożar samochodu elektrycznego. W końcu w Warszawie dwa lata temu w podziemnym garażu szalał pożar, a w jego wyniku blok był wyłączony z użytkowania. Jego przyczyną miał być samochód elektryczny. Wprawdzie w wyniku toczącego się śledztwa okazało się, że na parkingu nie było żadnego samochodu elektrycznego, ale jak to mówią - niesmak pozostał. Wizja palących się parkingów rozpaliła (he he he) internet. Na szczęście w końcu doszło do takiego pożaru.
Pożar samochodu elektrycznego na parkingu podziemnym w Czechach
Udało się, mamy w końcu próbkę badawczą, na której podstawie można wyciągnąć już pierwsze wnioski. W czeskiej Pradze (magiczne miasto, polecam się tam wybrać) zapalił się Jaguar i-Pace.
Strażacy przybyli na miejsce, zlali samochód wodą, podnieśli go później na podnośnikach hydraulicznych, dzięki czemu mogli uzyskać lepszy dostęp do akumulatora. Czescy strażacy dysponują urządzeniem o nazwę COBRA, którego zadaniem jest przebicie obudowy akumulatora, żeby łatwiej było go schłodzić.
Przy okazji pobrano próbkę wody gaśniczej do zbadania na obecność chemikaliów, ale nie znamy jeszcze jej wyników.
Jak przy każdym pożarze odłączono prąd na parkingu, więc pojawił się lekki problem, bo po dwóch godzinach akcji gaśniczej podjęto decyzję o wywiezieniu samochodu z parkingu, żeby wstawić go do kontenera gaśniczego. Na szczęście strażacy podłączyli windy transportowe znajdujące się w budynku do zapasowego źródła prądu i wyciągnęli samochód na zewnątrz. Tam umieścili go w kontenerze, który jest używany na wypadek ponownego zapłonu akumulatorów. Przyczyną pożaru była usterka techniczna pojazdu.
Przebieg akcji gaśniczej:
Było to w kolejności:
- ugaszenie pojazdu,
- przygotowanie go do wywiezienia z parkingu,
- wywiezienie z parkingu,
- umieszczenie samochodu elektrycznego w specjalnym kontenerze.
Oprócz punktu czwartego nie ma żadnej różnicy w porównaniu z samochodem spalinowym. Nie trzeba było rozbierać budynku, akcja została przeprowadzona bez żadnego problemu (poza problemem z prądem, ale on wystąpiłby również podczas gaszenia pojazdu spalinowego). Jaki płynie z tego wniosek? Nie ma sensu demonizować samochodów elektrycznych, bo palą się praktycznie tak samo jak te spalinowe, tylko zdarza się im to o wiele rzadziej. Prowadzi nas to do jednego wniosku.
Strażacy musieli popełnić jakiś błąd podczas tej akcji i późniejszej oceny uszkodzeń budynku, bo nie dopuszczam opcji, że panel internetowych ekspertów mógł się tak sromotnie pomylić. Przecież wszyscy wiedzą, że pożar samochodu elektrycznego ma temperaturę ogni piekielnych i topi wszystko wokół.
Czytaj również: