BMW: samochody są zbyt ciężkie, to musi się skończyć. Także BMW: zrobimy opancerzone i7
Powstanie opancerzone BMW i7, ale najbardziej mnie zastanawia ile będzie ważyć i jaki będzie miało zasięg. Coś tu poszło nie tak.
Jakiś czas temu BMW dokonało zdumiewającego odkrycia, że samochody robią się zbyt ciężkie. Doskonale widać to na przykładzie ostatnich premier marki. BMW i7, czyli elektryczna seria 7 waży 2715 kg bez kierowcy, a jego DMC wynosi 3250 kg. Jeszcze więcej ma ważyć nowy przerażający SUV oznaczony literami XM, którego wynik ma zbliżyć się do 3 ton. Gdyby nie zmiana przepisów, to za chwilę trzeba byłoby wyrabiać prawo jazdy kategorii C, żeby móc się przejechać flagowym modelem bawarskiej marki. Ale to odkrycie, którym podzielono się z prasą, jakoś nie dotarło do siedziby niemieckiego producenta. Szef wszystkich szefów w BMW — Oliver Zipse zapowiedział, że marka szykuje opancerzoną wersję elektrycznej limuzyny.
Opancerzone BMW i7 z pewnością będzie cięższe niż słoń afrykański
Ten waży trzy tony. Już w 2023 r. powstanie specjalna wersja i7 oznaczona jako Protection, która w założeniu ma trafić w gusta europejskich polityków. Nieprzypadkowo samochód został ogłoszony zaraz po szczycie G7, który odbywał się w bawarskim zamku Elmau. Bardzo ważnych ludzi woziła flota BMW i7 w wersji xDrive60. Najwidoczniej tak się im spodobało, że trzeba było kuć żelazo, póki gorące. Pan Zipse powiedział, że opancerzone BMW i7 będzie unikalnym połączeniem komfortu i bezpieczeństwa oraz świetnych właściwości jezdnych. Nie zabrakło kultowego już zwrotu o tym, że samochód udowodni, że zrównoważony rozwój (sustainability — za każde użycie tego słowa dostaję 5 minut życia więcej. Mam już jakieś 40 lat w bonusie) i bezpieczeństwo mogą iść w parze.
Ile to będzie ważyć? Jaki będzie zasięg?
Nie od dziś wiadomo, że dodatkowe kilogramy są wrogiem zasięgu w samochodzie elektrycznym. Dodatkowe opancerzenie, kuloodporne szyby, wzmocnienie podłogi, instalacje oczyszczające powietrze, zestaw ratunkowy – to wszystko waży. Robienie takiego samochodu na bazie wersji elektrycznej wydaje mi się kompletnym bezsensem. Owszem — do ucieczki przed atakiem nie potrzeba ogromnego zasięgu, ale jednak głupio byłoby stać pod ostrzałem, bo akurat skończył się prąd. Wydaje mi się, że poszliśmy trochę za daleko z tą elektryfikacją. W którymś momencie zapominamy, że potencjalne korzyści w liczbie wyemitowanego CO2 nie mają znaczenia, bo samochody specjalistyczne mają inne zadanie. Jest ich niewiele, więc ich emisja jest marginalna. A na końcu i tak może trafić się jedno Seicento, końcu potrafi rozwalić nawet opancerzone Audi A8. Zastanawiam się, w którym momencie ktoś się zorientuje, że wpychanie silnika elektrycznego wszędzie gdzie się da, jest bez sensu.
Chyba że ten samochód powstaje tylko po to, żeby polityk, który zakazuje samochodów spalinowych, mógł radośnie mówić, że on już się przesiadł na samochód elektryczny i nie rozumie problemu. Ale prawda, że tak nie jest? Prawda?