Luksusowe tablice rejestracyjne za 40 zł. Płacisz i wszyscy na żółtych blachach ci zazdroszczą
Tym razem jednak wyjątkowo nie chodzi o te żółte tablice. Ale o bezcenną zagraniczną ciekawostkę, którą możecie zaskoczyć znajomych oraz ciekawy i prosty sposób, jak wyróżnić się tablicą rejestracyjną bez wydawania fortuny.
W Polsce, jeśli chodzi o wyróżnianie się tablicą rejestracyjną - a któż nie lubi się czasem wybić z tłumu - mamy dwie opcje. Pierwszą, kosztowną, jest indywidualna tablica rejestracyjna. Płacimy okolice tysiąca złotych, wybieramy sobie jakieś literki i cyferki, i z daleka widać, że mamy nadmiar pieniędzy. Drugą opcją są "krótkie" tablice, w zamyśle przygotowane dla osób, których pojazdy nie miały po prostu miejsca na klasyczne tablice. W rzeczywistości jednak rzucili się na nie po prostu ci, którzy chcieli mieć "coś fajnego". Po czym albo ponieśli konsekwencje takiego zachowania, albo zaczęli się bawić w klejenie zderzaka szpachlą tak, żeby jednak wszystko się zgadzało.
Czyli mamy zapotrzebowanie i mamy dwie opcje - drogą i niedostępną albo nielegalną dla wszystkich. A może dałoby się zrobić to jeszcze inaczej?
Na zachód od nas ktoś podumał i wymyślił - tablice luksusowe. Za grosze.
A dokładniej za mniej więcej 10 dodatkowych euro (od sztuki) w porównaniu do zwykłych tablic, czyli w przeliczeniu na nasze - mniej więcej 40-50 zł w zależności od dnia i kursu. Takie tablice można zobaczyć w Holandii i nie, nie jest to nic porażająco nowego, ale jeśli kiedyś odwiedzicie kraj najlepszy prawie pod każdym względem, to będziecie mogli opowiedzieć tę ciekawostkę znajomym, a oni będą pod niesamowitym wrażeniem waszej wiedzy. Albo i nie.
W każdym razie zwykłe tablice rejestracyjne w Holandii nie różnią się jakoś znacząco od naszych - ot, wytłoczone cyfry i litery, tyle że tło jest żółte:
Bez problemu jednak znajdziemy samochody z nieco bardziej wyróżniającymi się tablicami, choć na dobrą sprawę - trzeba wiedzieć, czego się szuka albo po prostu przypadkiem zwrócić uwagę na to, że coś tu jest nie tak. To coś nie tak albo bardziej wygląda tak:
Może i przykład jest trochę pognieciony, ale widać, o co chodzi - jest dużo bardziej trójwymiarowo, widać, że jest trochę bardziej postarane. A że dopłata do takich tablic to grosze - nie trzeba się najwyraźniej aż tak przejmować i tu oraz tam można bez wyrzutów sumienia stuknąć.
O co dokładnie chodzi z tymi tablicami? Czy coś z nich wynika?
Chodzi dokładnie o to, żeby... można było sobie sprawić fajniejsze niż zwykłe tablice rejestracyjne, nie płacąc przy tym fortuny. To tak naprawdę tyle - nie ma z tego żadnych dodatkowych obowiązków ani przywilejów, tablice - poza wyglądem - nie różnią się pod względem użytkowym od zwykłych. Nie można też sobie do woli odczepiać i zmieniać wciskanych w tablicę plastikowych literek i cyferek, bo są one - przynajmniej patrząc na to zdjęcie - i tak podłożone wytłoczeniem z konkretną cyfrą lub literą, więc takie zabawy na niewiele się zdają. Patrząc też na holenderskie ulice - raczej nie widać, żeby oznaczenia odpadały przesadnie często same z siebie, więc tak - jest po prostu... trochę ładniej.
Nie jest to oczywiście rzecz, bez której nie da się żyć, więc raczej nie będę postulował natychmiastowego wprowadzenia tego rozwiązania do Polski, ale przy jakiejś okazji - dlaczego nie. Kto by chciał, mógłby przy okazji wymiany tablic albo rejestracji nowego samochodu dodać sobie trochę szyku - o ile pasowałoby mu to oczywiście do definicji szyku - a kto nie, ten zostałby ze zwykłymi tablicami.
Aczkolwiek nie będę ukrywał - gdyby cena była taka, jak w Holandii, pewnie byłbym jedną z pierwszych osób w kolejce. I od razu kupiłbym trzy.