Mamy za mało znaków drogowych. Podobno te nowe kogoś uratują
Na drogach szybkiego ruchu stają znaki, które mają uniemożliwić jazdę pod prąd. Czekam na wyniki skuteczności.
Z pewnym wrodzonym sceptycyzmem przyjmuję wszelkie zmiany przepisów. Czasami jednak przynoszą efekt, da się zauważyć zmiany, choć oczywiście problemu nie rozwiązują. Ostatnio kierowcy chętniej zatrzymują się przed przejściami dla pieszych, a kierowcy siedzący zawodowo ludziom na tylnym zderzaku dalej siedzą tak, jak siedzieli. Tylko ci, którym się zdarzało zachowują się lepiej oraz większy odstęp od poprzedzającego ich pojazdu. Czuć jednak wiatr nadziei, że kiedyś będzie normalnie i drogi przestaną być miejscem do leczenia kompleksów i ścieżką do wychodzenia z impotencji. Najnowsza zmiana ciekawi mnie równie mocno, bo jak człowiek, który nie widzi nic, ma nagle dostrzec cokolwiek?
Jazda pod prąd na autostradzie - nowy znak
Polskie drogi mają wiele braków, ale brak znaków nie jest jednym z nich. Problem są za to kierowcy, którzy jeżdżą pod prąd na autostradach, czy drogach ekspresowych. Gubią się na wjazdach, zjazdach i pasach rozbiegowych. W tym tygodniu zginął kierowca, który jechał pod prąd po autostradzie A2 w okolicach Grodziska Mazowieckiego. Doprowadził do wypadku z udziałem dwóch innych pojazdów, w których podróżowało łącznie 9 osób. Zdaniem GDDKiA lekiem na takie przypadki jest nowe oznakowanie.
Powstrzymująca ręka z napisem Stop oraz Zły kierunek na żółtym tle trafia właśnie na drogę S3 na węźle Głogów, na węzeł Świlcza na S19 oraz na autostradę A4 na węzłach Opole Zachód, Rzeszów Północ, Przemyśl i w Korczowej. Trafią też w kilka innych miejsc. Grodzisk Mazowiecki akurat nie znalazł się na tej liście, ale to zupełnie nie szkodzi.
Wiara w znaki
Jednym z naszych problemów jest wiara w sprawczą moc znaków, połączona z przepisami, które pozwalają te znaki niemal wysiewać, zamiast w przemyślany sposób stawiać. I w ten bałagan wchodzą kolejne znaki, bo w innych krajach też są.
W takich sprawach życzę sobie, żebym się mylił, ale wrodzony sceptycyzm bije na alarm. Żeby pojechać pod prąd na autostradzie trzeba naprawdę bardzo się postarać, jeśli źle nie wjechało się z premedytacją, na przykład żeby nie nadłożyć drogi. Osoba, która myli się tak bardzo, że jedzie długotrwale pod prąd po autostradzie ma zapewne wiele innych problemów niż to, że nie napotkała ostrzegającego ją znaku. Po drodze nie rozpoznała właściwego kierunku jazdy w oczywistej sytuacji drogowej, a później nie umiała jej naprawić, podejmując najgorszą z możliwych decyzji, czyli jadąc zwykłym pasem ruchu pod prąd. Szanse na to, że nowy znak je otrzeźwi są naprawdę znikome.
Co zrobić, gdy wjedziemy pod prąd na autostradzie?
GDDKiA radzi jak się zachować, gdy wjedzie się pod prąd (można tu przeczytać, ile przepisów się wtedy łamie). Kontynuowanie jazdy nie znajduje się na liście zalecanych czynności do wykonania, nawet pasem awaryjnym. Należy zatrzymać się na pasie awaryjnym, włączyć awaryjne światła i zadzwonić po pomoc. Policja i służby drogowe powinny pomóc kierowcy wydostać się z pułapki. Ciekawe jak wiele osób się do tego z własnej woli stosuje, gdy już się zorientowały w pomyłce?
Przyczyny wjazdu pod prąd na autostradzie
GDDKiA wierzy w znaki, bo w 2017 roku przeprowadziła analizy, z których wynikało, że przyczynami jazdy pod prąd były przede wszystkim:
- nieznajomość przepisów ruchu drogowego,
- niestosowanie się do nich,
- chęć uniknięcia opłaty za przejazd odcinkiem płatnym,
- źle wybrany kierunek ruchu na MOP,
- wyjazd z zatorów spowodowanych zdarzeniem drogowym,
- oraz prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu.
Może ja coś źle tu odczytuję, ale większość z powyższych nie wygląda jak sprawa do rozwiązania nowym znakiem drogowym. Jak więc coś ma się zmienić, gdy połowa z tych przyczyn to czyn z premedytacją lub stan umysłowy, który nie uprawnia do poruszania się po drogach publicznych w ogóle?
Nie szkodzi, znak jest duży. Jak się nie sprawdzi, to będzie to... znak, że należy dać większe logo litery. To powstrzyma pijanych ludzi nie respektujących żadnych przepisów i pragnących uniknąć opłaty drogowej. Jeżeli znaki i przepisy nie działają, to bez dwóch zdań jest to sygnał, że jest ich za mało. Należy jeszcze poustawiać co kilometr i na każdej drodze, znak zakazu jeżdżenia w stanie po spożyciu alkoholu i w ten sposób wyeliminujemy problem pijanych kierowców. Dajmy żółte tło i przekreśloną flaszkę i od razu będzie lepiej.