Niby można jeździć na rowerze obok siebie, ale czy warto? Film daje do myślenia
Teoretycznie, w szczególnych warunkach, jazda na rowerze obok siebie po drodze publicznej nie jest karalna, chociaż zarazem jest też sprzeczna z przepisami. A co na to zdrowy rozsądek?
Zdarzyło mi się pokonywać trasy rowerowe po 300-500 km, chociaż żaden ze mnie kolarz. Przyznam jednak, że nigdy nie jeździliśmy obok siebie. Wydaje mi się to po prostu nieefektywne, o wiele lepiej jest jechać jeden za drugim i co jakiś czas się zamieniać. Ustawodawca przewidział jednak ten wyjątek od zasady ruchu prawostronnego, że rowerzyści mogą jechać obok siebie, o ile nie utrudnia to ruchu lub nie zagraża bezpieczeństwu. W ustawie Prawo o ruchu drogowym pada nawet słowo, że rowerzyści mogą „wyjątkowo” jechać obok siebie, co podkreśla, że nie jest to standardowa sytuacja i normalnie trzeba jechać blisko prawej strony.
Jazda obok siebie a kwestia wyprzedzania
W niektórych krajach jazda obok siebie jest wręcz zalecana, ponieważ dwóch rowerzystów jeden koło drugiego to o wiele krótszy „pojazd” do wyprzedzenia. Poza tym kierowca jest wtedy niejako zmuszony do zjazdu na przeciwległy pas, więc w naturalny sposób – teoretycznie – zachowuje większą odległość od „zewnętrznego” rowerzysty. Trochę naciągane, ale może tak jest.
Powstaje pytanie, czy w polskich warunkach, gdy rowerzyści jadą obok siebie, a ktoś chce ich wyprzedzić, powinni zjechać do prawej strony. Moim zdaniem tak, dlatego właśnie w ustawie pada słowo „wyjątkowo” – jeśli jadą obok siebie, kiedy są wyprzedzani, to jest to rodzaj utrudniania ruchu. To już jednak kwestia interpretacji ustawy, bo dla odmiany mój kolega uważa, że skoro nic takiego literalnie w przepisach nie pada, to można jechać obok siebie nawet, gdy się jest wyprzedzanym, o ile nadal jedzie się możliwie blisko prawej krawędzi jezdni.
Ale po obejrzeniu poniższego filmu jeszcze mniej chce mi się jeździć obok siebie
Zwracam uwagę na to, co dzieje się w szesnastej sekundzie. Dochodzi do kolizji między jadącymi obok siebie rowerzystami, a wtedy rowerzysta „zewnętrzny”, chcąc instynktownie uniknąć wywrotki, zostaje wypchnięty na przeciwny pas ruchu. Gdyby z naprzeciwka nadjeżdżał samochód, to nastąpiłby koniec gry. Kiedy jedziemy jeden/jedna za drugim, przy krawędzi jezdni, to o wiele mniejsza jest szansa, że w razie wywrotki wpadniemy pod auto z naprzeciwka. Dlatego skłaniam się ku niejeżdżeniu obok siebie nie dlatego, żeby nie denerwować kierowców samochodów, tylko dla własnego bezpieczeństwa.
A kiedy jazda obok siebie jest bezwzględnie zakazana?
Tu właśnie powstaje problem, bo ustawa tego nie określa i trzeba kierować się tzw. zdrowym rozsądkiem. Jeśli na jezdni jest duży ruch, jeśli kursują tam regularnie autobusy miejskie, to nie należy jechać obok siebie. Na pewno nie można jechać obok siebie, jeśli jezdnia jest tak wąska, że rowerzysta „zewnętrzny” uniemożliwia już wyminięcie go pojazdowi z naprzeciwka - to znaczy można, ale jak coś nadjeżdża, to trzeba już zjechać na prawo. Nie sądzę, żeby było można jechać obok siebie np. po moście. Uznaję, że w strefie zamieszkania jest to ogólnie niekarane. Regularnie natomiast widzę rowerzystów obok siebie na drodze dla rowerów, co wydaje mi się zupełnie niedozwolone, bo wtedy jeden z nich jedzie zupełnie przy lewej krawędzi drogi.