System eCall strzela z ucha, że jest rzeźnia. Czy da się go wyłączyć?

System eCall w założeniu ma ratować ludzkie życie. Od 4 lat jest obowiązkowym wyposażeniem samochodów, niektóre modele miały go nawet wcześniej. Jest to standard łączności awaryjnej i automatyczny system wzywania pomocy. W teorii, gdy ulegniemy wypadkowi to auto wyśle do centrum alarmowego informacje o położeniu auta, jego numerze VIN i rodzaju paliwa, liczbie pasażerów (zapiętych pasami), liczbie odpalonych poduszek i czy system uruchomił się automatycznie, czy został włączony ręcznie. O tym, że jest skuteczny niemiło przekonała się pewna nastolatka.

W Rawie Mazowieckiej doszło do stłuczki. Serwisy lokalne określają takie zdarzenia mianem typowego najechania na tył. 19-latka za kierownicą BMW (nie podano modelu) wjechała w tył Toyoty, którą kierował 70-latek. Nieustalony model Toyoty (jak w Rawie, to mam nadzieję, że było to RAV4) zatrzymał się przed przejściem dla pieszych, czym zaskoczył kierującą BMW. Zdarza się każdemu. Nie było żadnych ofiar, nikt nie wzywał policji, a ta nagle zjawiła się na miejscu z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Okazało się, że system eCall zadziałał automatycznie, nawiązał połączenie z operatorem, a ten nie mógł skontaktować się z osobami w samochodzie. Zapewne kierowcy wyszli z aut, żeby przedyskutować problem i zastanowić się, czy dzwonić na policję czy nie. Wizyta mundurowych nie skończyła się dobrze dla nastoletniej kierującej. Została ukarana 1100 zł mandatem i 6 punktami karnymi. Dodatkowo obu pojazdom zatrzymano dowody rejestracyjne ze względu na rozmiar uszkodzeń. Nie znam sprawczyni, ale nie zdziwiłbym się, gdyby po powrocie do domu wpisała w wyszukiwarkę takie zapytanie:

W teorii się nie da, bo auto, które miało go na wyposażeniu przestaje spełniać warunki homologacji i nie powinno jeździć po drogach. Żaden producent nie podaje procedury całkowitego wyłączenia tego systemu. Niektórzy sugerują wydłubanie karty SIM odpowiedzialnej za nawiązanie połączenia, ale lepiej tego nie robić. Taka operacja może skutkować unieruchomieniem pojazdu. Na niektórych forach są instrukcje do wybranych modeli, ale ich zastosowanie wymaga dużej wiedzy, bo trzeba grzebać w kodzie oprogramowania.

Z drugiej strony trochę słabo zginąć gdzieś na poboczu w oczekiwaniu na służby, bo wyznajemy zasadę śmierć konfidentom — nawet tym wirtualnym. Dlatego lepiej zostawić ten system w spokoju. Jeżeli nie chcemy wzywać policji, to zamiast od razu wyskakiwać z samochodu po kolizji, odczekajmy chwilę, do momentu nawiązania połączenia z operatorem. Trochę to ironiczne, że system, który ma ratować życie, może wpędzić w tarapaty. Ale już dawno wieszcz śpiewał, że pewien numer to kłopoty.