Garaż z PRL w cenie kawalerki. Wszyscy się śmieją, a potem ktoś to kupuje
Już prawie dwa tysiące reakcji „haha” zebrał post o sprzedaży garażu z 1983 r. na warszawskim Rembertowie. Boks znajdujący się w ciągu garaży został wyceniony na 115 tys. zł.
W 2010 r. kupiłem swój pierwszy garaż. Znajdował się w długim kompleksie garaży w Warszawie i służył mi znakomicie przez 13 lat. Trzymałem tam różne samochody, ale też wykonywałem proste prace mechaniczne, czasem nawet ładowałem auto elektryczne z gniazdka – bo garaż ten wyposażony był w prąd. W 2023 r. sprzedałem go za nieco ponad dwukrotność ceny początkowej, co było kwotą stosunkowo niewielką jak za taką lokalizację, ale kupił go znajomy, więc nie byłem niezadowolony. Już wtedy czytywałem w internecie o tym, że garaże z PRL to nowy hit inwestycyjny, bo tanie mieszkania się skończyły. Chyba jednak te inwestycje poszły ludziom średnio. A oto i ogłoszenie:
Garaż z PRL ma tę wadę, że jeśli nie masz do niego blisko, to on nie ma sensu
Po co kupować garaż, który jest oddalony o wiele kilometrów od domu? Poza trzymaniem w nim samochodu, motocykla lub „śmieci” niewiele da się w nim zrobić, ewentualnie można prowadzić małą działalność gospodarczą – ale na tyle cichą i nie angażującą sąsiadów, żeby nie uznali za stosowne złożyć na nas donosu. Ponadto trzeba byłoby mieć naprawdę drogi wóz, żeby warto było do niego kupować garaż za 115 tys. zł. Ktoś, kto ma taki pojazd, pewnie może go trzymać w ciepłej hali garażowej za 250 zł miesięcznie. Przyjmując, że te 250 zł to realny miesięczny koszt najmu miejsca garażowego, zakup zwróciłby się po 38 latach. Trochę absurdalne, ale oczywiście nie znaczy to, że taka transakcja się nie odbędzie. W Nowym Jorku ceny między 300 a 600 tys. dolarów za miejsca postojowe na zautomatyzowanym parkingu nie są niczym dziwnym.
Sprawdziłem jednak, czy da się kupić garaże w największych miastach Polski
I oczywiście ile kosztują.
Warszawa: wygląda na to, że ta cena 115 tys. zł za garaż na Rembertowie to jest całkiem niezła, lub przynajmniej realistyczna. Trudno znaleźć coś poniżej 90 tys. zł, jeśli chodzi o garaże wolnostojące, a te bliżej centrum znacznie przebijają 150 tys. zł. Moim faworytem jest garaż na Targówku za ćwierć miliona złotych. To wychodzi 14,3 tys. zł za metr kwadratowy powierzchni niemieszkalnej, bez okna, łazienki, bieżącej wody...
Kraków: ceny są takie jak w Warszawie, ale ofert wyraźnie mniej. Ceny 150-180 tys. zł nie należą do rzadkości. Ale absolutny hit to garaż na starym mieście przy ul. Retoryka (kim był Retoryk?) za 290 tys. zł. To wychodzi 20 863 zł za metr kwadratowy garażu. Chciałbym móc powiedzieć, że to ma sens, bo lubię samochody, garaże, parkingi itp., ale przypuśćmy, że mieszkam na krakowskim starym mieście i nie mam samochodu. W tygodniu wydaję 200-400 zł na taksówki, czyli miesięcznie jakieś 1200 zł. Gdybym jeździł wszędzie tylko taksówkami, to uzbieranie się kwoty równej wartości samego garażu (o samochodzie nie wspominając) zajęłoby mi ponad 20 lat.
Wrocław: tu jest zauważalnie taniej, choć ceny powyżej 100 tys. zł wciąż się zdarzają. Na garaż we Wrocławiu trzeba wydać 80-100 tys. zł.
Poznań: w Poznaniu prawie nie ma wolnostojących garaży na sprzedaż. Jeśli są, kosztują ok. 70 tys. zł. Bez problemu kupimy miejsce garażowe w hali za połowę tej kwoty.
Gdańsk: ceny jak we Wrocławiu, albo i wyższe. Rekordowa to ponad 150 tys. za garaż blisko dworca kolejowego, który ponoć jest „wynajmowany firmie i przynosi dochody”.
Podsumowując
Wszyscy mają bekę z ogłoszenia z garażem za 115 tys. zł, tymczasem bez problemu da się znaleźć oferty dużo droższe. Te 115 tysięcy to i tak przekroczenie granic zdrowego rozsądku, ale wcale nie wynika to z miłości Polaków do parkowania samochodów, tylko z nakręconego do absurdu „rynku inwestowania w nieruchomości”.
