Volkswagen ma plan. Jaki? Sprytny. Będzie sprzedawał małe auta elektryczne po 20 tys. euro

Elektryfikacja motoryzacji sprawi, że niektóre segmenty całkowicie znikną z rynku, bo producentom nie będzie się opłacać ich produkować. Taki los spotka segment A, który nawet w spalinowym wydaniu pomału znika z ulic. Wielu ludzi obawiało się o los segmentu B, który do tej pory był jednym z najchętniej wybieranych segmentów przez klientów, ale ostatnie lata spowodowały, że jego ceny drastycznie skoczyły do góry. Obecnie bez 60 tysięcy złotych nie mamy po co odwiedzać salonów, chyba że lubimy oglądać auta, na które nas nie stać. A i za 60 tysięcy nie poszalejemy z opcjami. Patrząc na przyszłość elektrycznej motoryzacji, może się okazać, że 60 tysięcy złotych za nowy samochód, to była świetna okazja, która już nigdy nie wróci.

Zgodnie z zapowiedziami producenta elektryczny segment B będzie występował w Seacie, Skodzie i Volkswagenie. Będą zarówno klasyczne nadwozia jak i crossovery. Pierwszym elektrycznym przedstawicielem tego segmentu będzie Skoda Elroq (crossover), która zadebiutuje w 2024 roku. W ślad za nią zadebiutują dwa samochody elektryczne pod znakiem Volkswagena. Będą to ID.1, który ma być crossoverem oraz ID.2, który zachowa linie hatchbacka. Ich premiery to odpowiednio 2025 r. i 2027 r. Natomiast Seat w 2025 roku ma wprowadzić sportowego hatchbacka Acandrę. Ten model ma trafić do młodych i dynamicznych klientów z wielkich miast. W takim razie nie wiem, kto ma być nabywcą pozostałych modeli w innych markach, ale zostawmy to działom marketingu.

Kaganek z prądem ma nieść Skoda, której grupa VW powierzyła odpowiedzialność za rozwój tanich samochodów elektrycznych. Produkcja elektrycznych zamienników Fabii, Ibizy i Polo ma odbywać się w fabryce w Hiszpanii. Samochody oparte będą na skróconej platformie MEB. Mówi się, że podstawowe wersje będą mieć zasięg około 200 km.

Każdy będzie startował z pułapu 19 tysięcy euro. To sporo. Obecnie każdego przedstawiciela tego segmentu z klasycznym silnikiem spalinowym możemy kupić znacznie taniej. Owszem, wersje elektryczne i hybrydowe są droższe, ale teraz mamy alternatywę i nie musimy dopłacać do napędu elektrycznego. W nieodległej przyszłości się to zmieni. 19 tysięcy euro będzie ceną na start. Większa bateria, lepsze fotele i magiczna bariera 100 tysięcy złotych zostanie bez trudu przekroczona. A nadal będziemy mówić o segmencie B, który owszem znacznie urósł przez ostatnie lata, ale nadal nie jest autem uniwersalnym tak jak auta z segmentu wyżej. Najtańsza Fabia startuje od 59 tysięcy złotych. Za 4 lata jej elektryczny odpowiednik będzie startować od około 85 tysięcy złotych. Za tyle obecnie możemy kupić Octavię.

Mówiło się, że upowszechnienie się samochodów elektrycznych spowoduje spadek ich cen. Zapomniano dodać, że równocześnie cena startowa będzie na poziomie wyższym niż w samochodzie spalinowym. Zamiast 28 tysięcy euro (średnia cena nowych elektrycznych aut z segmentu B) zapłacimy 19 tysięcy euro. Z drugiej strony za podstawowy samochód nie zapłacimy 13 tysięcy euro, tylko 19 tysięcy. Czyli niby jest lepiej, ale jakoś tak smutno się robi na sercu i w portfelu. To trochę jak promocja w markecie z elektroniką z okazji Black Friday. Niby kupujemy taniej, ale w ostatecznym rozrachunku i tak wyszło drożej niż przed promocją. Przy czym nie można zapomnieć o tym, że te auta mają być tanimi samochodami dla ludu. Najwyższy czas przestać być biednym i zacząć wcześniej wstawać albo podnieść podatki Bezosowi i czekać aż nam od tego przybędzie.