Fotel w Tesli cię szpieguje. Nie wierć się, bo nie poregulujesz
Tesla sprawi, że regulacja fotela będzie niemożliwa. Wie o każdym twoim ruchu, więc przestań się wiercić i siedź prosto.

Trzy razy samodzielnie sprawdzałem datę, poprosiłem o to żonę i kolegów z pracy. Po szeroko zakrojonych konsultacjach udało nam się wypracować wspólne stanowisko — mamy 31 stycznia 2022 r. Tymczasem w Tesli jest już 1 kwietnia, tylko nie wiem którego roku, bo ten news wydaje się przybywać z odległej przyszłości.
Regulacja fotela może zostać zdalnie wyłączona, gdy Tesla uzna, że kierowca jej nadużywa
Tesla Model 3 jest stale podpięta do sieci, dzięki czemu na bieżąco przesyła dane na serwery producenta. Dane te są anonimowe i służą do monitorowania pracy samochodów, poprawiania usterek. Niestety, czasami mogą zostać wykorzystane w niecnym celu.
Pan Green, który podobno jest hakerem, dokonał analizy kodu źródłowego Tesli i odkrył, że ostatnio dodali nowe linijki. Samochód sprawdza, ile razy kierowca regulował fotele i przy dużej liczbie następujących po sobie użyć, wyłącza regulację na 5 minut. Na ekranie centralnym wyświetla się komunikat o nadmiernym używaniu silnika prowadnicy fotela i koniec zabawy. Ale dlaczego tak robi? Podobno w celu ochrony silnika odpowiadającego za regulację. Przy zbyt intensywnym użytkowaniu miałby się spalić. Teslamiści twierdzą, że to odpowiedź producenta na nielegalną ingerencję w fotel, której skutkiem ma być pseudomasaż.
Po podłączeniu urządzenia do fotela i złączy w samochodzie, użytkownicy mogą doznać uczucia zbliżonego do masażu. Siedzisko i oparcie ruszają się wtedy w przód i tył. Podobno to urządzenie może spalić silnik fotela, ale nawet jeśli, to przecież jego użycie wyłącza gwarancję. Dlatego nie chce mi się wierzyć, że to w tym urządzeniu leży przyczyna blokady regulacji foteli. Wyznaję zasadę, że proste wytłumaczenia są najlepsze, więc najprawdopodobniej silniki do foteli zostały kupione w sklepie „wszystko za jednego juana”.
Ale nawet słaba jakość części nie tłumaczy producenta
Niezmiernie bawi mnie to, że płaci się co najmniej 200 tysięcy złotych za samochód, w którym nie można sobie dowolnie regulować foteli, bo producentowi się to nie podoba. Oczywiście sądząc po forach właścicieli Tesli — im to zupełnie nie przeszkadza, a ja po prostu nie potrafię zrozumieć, że to dobra rzecz. Nie mogę pojąć, że ograniczenie regulacji fotela to ukłon w stronę użytkownika. W końcu producent dba o to, żeby regulacja się nie popsuła. Ale nie wiem, dlaczego nie robi tego w swoim egzemplarzu Tesli, tylko w cudzych. Jak się okazuje, stałe podłączenie do internetu niesie za sobą również negatywne konsekwencje. W dawnych czasach, za wprowadzenie silników, które nie wytrzymują obciążenia, do prowadnic, odpowiadał producent. Teraz Tesla sprawdzi logi w komputerze i powie, że zepsuło się nie dlatego, że jest podłej jakości, tylko dlatego, że właściciel zbyt intensywnie korzystał z tej funkcji.
I jeszcze trzeba się z tego cieszyć. Postęp.