REKLAMA

Samochody, których nie kupisz, bo właśnie pędzisz po Teslę Model Y za mniej niż 200 000 zł

Jest taki poziom cen elektrycznych samochodów, w przypadku którego - przynajmniej na razie - w głowie pojawia się myśl: eee, za tyle to można kupić Teslę. I Tesla po raz kolejny postanowiła trochę napsuć krwi innym producentom - w wyjątkowo efektowny sposób.

Samochody, których nie kupisz, bo właśnie pędzisz po Teslę Model Y za mniej niż 200 000 zł
REKLAMA
REKLAMA

Do tego, że Model 3 można kupić w okolicach 200 000 zł, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ale Model 3 to Model 3 i jego największą wadą jest to, że nie jest ukochanym przez mieszkańców Europy SUV-em, tylko w sumie jakimś tam tworem sedanopochodnym - kto to widział w obecnych czasach. Model Y to już inna sprawa, ale tutaj na dzień dobry trzeba wydać mniej więcej 225 000 zł. 20 000 zł to niby niewielka różnica, ale zawsze coś.

Chyba że...

WTEM. Tesla Model Y za mniej niż 200 000 zł. I do tego jeszcze kasa od rządu.

Nie zrywajcie się jeszcze z foteli, tych ofert już na stronie Tesli nie znajdziecie, prawdopodobnie propozycja była za dobra, żeby trwać wiecznie. Wystarczy bowiem na szybko policzyć, że z rządowym dofinansowaniem cały zakup elektrycznego SUV-a - i to od Tesli, więc cool-factor jest - zamknie się w kwocie ok. 170 000 zł, i to brutto. To z kolei oznacza, że można mieć nową, błyszczącą i całkiem amerykańską Teslę w cenie spalinowego albo hybrydowego SUV-a. Dla szybkiego porównania - Peugeot właśnie opublikował ceny nowego E-3008 - który z jakiegoś powodu niekoniecznie jest elektryczny - którego cena wynosi... ponad 169 000 zł. I to za hybrydę.

A to z kolei sugeruje, że gorąco może się zrobić nie tylko konkurencyjnym modelom spalinowym - w końcu one mają też swoje przewagi, np. w postaci zasięgu czy łatwości jego uzupełniania - ale i wszelkiej maści wtyczkowozom, mniej lub bardziej elektrycznym.

Skoro bowiem można kupić Teslę Model Y za mniej niż 200 000 zł (a z dotacją za 170 000 zł), to dlaczego w ogóle rozważać...

Opla Astrę Plug-in Hybrid Sports Tourer

Za niecałe 190 000 zł. Jasne, to bardziej praktyczne od SUV-a kombi, ale sens istnienia tej wersji od zawsze był w naszym kraju wątpliwy. Teraz, jeśli ktoś faktycznie chce posmakować tej całej elektromobilności, to może to zrobić... wyraźniej taniej z pomocą Tesli. Co tu się wydarzyło, to nawet nie wiem.

Inna sprawa, że jedyny przypadek, kiedy ludzie kupują w Polsce plug-iny, to wtedy, kiedy pracują dla dużych zagranicznych korporacji, w których nikt nie sprawdził, że w Polsce nie ma z tego tytułu ulg podatkowych. Więc większego sensu w tym modelu nigdy nie było.

Peugeota E-3008

Przyznaję - auto wygląda świetnie i do tego gra w tej samej lidze SUV-o-coupe. Ale czy sam wygląd i potencjalnie lepszy zasięg sprawi, że kupujący byliby w stanie odrzucić elektryczną renomę (zwał jak zwał) Tesli i wybrać produkt z grupy Stellantis, do tego droższy o ponad 30 000 zł (cena na start - 233 000 zł brutto)?

Wątpię, chociaż trzymam kciuki za ten model, bo wygląda dobrze.

Volkswagen ID.3

Tak, po liftingu poprawiło się sporo, zresztą i wcześniej był to uczciwy wóz. Ale w tym momencie, jeśli zignorować niedawną mocną wyprzedaż, kosztuje niewiele mniej niż Tesla Model Y w promocji, czyli ok. 194 000 zł.

Honda e:Ny1

Pomijając dziwaczną nazwę - startujemy tutaj od 220 000 zł. Nie jest to może taki absurd jak CR-V PHEV za prawie 280 000 zł (?!) na start, ale chyba nie ma się co zastanawiać, do którego salonu pójdzie większość klientów polujących na elektryki.

Renault Megane E-Tech

185 000 zł za bazową wersję i musimy się pogodzić z teoretycznym maksymalnym zasięgiem na poziomie 300 km. Można mieć więcej, ale wtedy musimy już dopłacić i przekraczamy 200 000 zł. Oraz prawdopodobnie przekraczamy również próg salonu, tylko że w kierunku wyjściowym.

Jeep Avenger

Ok, tutaj jest jakieś 12 000 zł różnicy w stosunku do Tesli, ale też auto jest o co najmniej rozmiar mniejsze. Możliwe, że klienci w Polsce na elektrycznego Avengera jednak zdecydują się na dopłatę. I to nawet wszyscy dwaj!

Tę listę można byłoby ciągnąć i ciągnąć.

REKLAMA

Oczywiście Tesla nie obniżyła na stale ceny Modelu Y do mniej niż 200 000 zł i tę okazję można traktować jako czarnopiątkowy wypadek przy pracy. Prawdopodobnie i tak zostawi to jednak w umysłach klientów permanentny ślad w postaci towarzyszącej zakupom myśli "ej, ale przecież Model Y *daje się kupić* za mniej niż 200 000 zł". Sam zresztą wielokrotnie przy poszukiwaniu kolejnego samochodu i analizowaniu opcji elektrycznej odbijałem się w pewnym momencie od ściany pt. "ok, fajnie, ale za to mógłbym mieć Model 3, więc po co kombinować". Tutaj będzie pewnie bardzo podobnie.

Nie wspominając już o tym, że Tesla Model Y w takiej ofercie kosztowała mniej - z dopłatami - niż najtańszy nowy Passat z silnikiem wysokoprężnym pod maską. W sumie <sprawdza notatki> kosztuje od niego mniej... nawet bez dopłat. Może i to dwa różne auta i dwa różne typy klientów, ale i tak to porównanie wypada dość szokująco.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA