Recenzja limuzyny prezydenta Francji. Duży czy płaski DS Automobiles?
Zupełnie nieproszony, informuję prezydenta Francji, czy dokonał dobrego wyboru, wybierając DS7 Crossback na swą limuzynę, zamiast DS9.
Testowałem oba modele, jeden po drugim. Z DS7 Crossback przesiadłem się prosto do DS9. Nie mogłem się więc powstrzymać, żeby nie skomentować decyzji prezydenta Francji o wyborze modelu prezydenckiej limuzyny. Limuzyną został SUV, czyli DS7. DS9 nie mógł pełnić tej zaszczytnej funkcji, bo produkowany jest w Chinach i to tak nie może być. Nie po to Francja ma silny ruch narodowo-nacjonalistyczny, żeby miejsce producji samochodu mogło nie być przeszkodą. Dla niecierpliwych mam od razu odpowiedź: prezydent się nie pomylił wybierając SUV-a, choć ja wybrałbym kształt bardziej przypominający limuzynę.
Czy w ogóle powinien wybrać DS Automobiles?
Przecież to ładniej wystylizowane Peugeoty, tudzież Citroeny. W myśl polskich mądrości ludowych, nie zasługują by je cenić, dopłacać za to samo. Rzekomo mają nie nieść prestiżu i są to lisy farbowane. Ludowe mądrości nadają się głównie na memy w internecie i nijak nie przystają do tego, jak prezentują się oba samochody. Jest tylko jeden powód, by twierdzić, że DS Automobiles to żadne premium - ofertę silników to mają dość ograniczoną. Głównie to mają jeden silnik benzynowy, który potrafią połączyć z drugim, elektrycznym, choć gdzieś zaplątał im się jeszcze diesel.
DS7 Crossback trafił do mnie w wariancie E-Tense 300 4x4. Czyli miał napęd jak 300-konny Peugeot 3008, którym też jeździłem. Sposobem na dużą moc jest układ hybrydowy typu plug-in. Pasuje do tego samochodu lepiej, niż 130-konny diesel. DS9 nie miał wtyczki, ani elektrycznego silnika. Testowany egzemplarz miał benzynowy silnik o pojemności 1,6 litra, z którego wyciśnięto 225 KM. Napędy były różne, ale oba samochody mają coś wspólnego - wyglądają znakomicie.
Wygląd - wygrywa DS9
Wybieram bardziej klasyczną sylwetkę DS9, za ten pas wzdłuż maski na pewno też dostaje dodatkowy punkt. Prezydent nie powinien czuć wstydu też w DS7, bo może sprzedawanie DS Automobiles nie idzie znakomicie, ale projektowanie już tak. Wnętrze to również solidny argument, żeby twierdzić, że DS-y to auta z wyższej półki. Zarówno projekt, jak i jakość wykończenia budzą wyłącznie pozytywne odczucia.
Imponująca jest też konsekwencja. Jeśli stawiają na romby, to romby są wszędzie. Reflektory, tapicerka, system multimedialny, wszędzie romby. System multimedialny jest ten sam co w Peugeocie, ale dostojniej ubrany. Na szczęcie romby to bardzo eleganckie kształty, czarny kolor również. Jest bogato, żaden prezydent na pewno nie będzie czuł się rozczarowany. Komfortem też nie.
Komfort - DS7 wygrywa
DS9 niczego nie brakuje, ale podniesione nadwozie DS7 Crossback robi delikatną różnicę. Przejazd przez wyboistą drogę wypada lepiej w SUV-ie niż w sedanie. Dodatkowe kilogramy, które musi dźwigać DS7, nie wpłynęły na komfort jazdy. Jest miękko i dostojnie, aż się dziwię, że ludzie przejmują się liczbą koni mechanicznych w takich pojazdach. Wygoda w DS7 jest ważniejsza niż sportowe odczucia.
Sport - remis
O dziwo, bo DS7 dysponuje przyspieszeniem na poziomie 5,9 sekundy do setki. DS9 w niehybrydowej wersji potrzebuje na to 8,1 sekundy. Mimo tej sporej różnicy dalekie trasy wolałbym pokonywać DS9. Może i ma gorsze przyspieszenie i mniej koni, ale SUV od DS to nie żadne sportowe auto. To przecież prezydencka limuzyna. Te imponujące wartości z DS7 są bez znaczenia w tym samochodzie, tak jak mało sportowy jest tryb pracy oznaczony jako Sport.
Podobnie jest w DS9. Silnik 1.6 nie ma elektrycznego wsparcia, ale za to 8-stopniowa automatyczna skrzynia biegów niespodziewanie się nie gubi. Spodziewałem się jakiś rewelacji przy większych redukcjach, a spotkałem spokój i oponowanie. A to już wystarczy zamiast sportowych emocji.
Wyposażenie - remis, w tym przypadku z lekkim wskazaniem na DS9
Oba samochody mają prawie wyłącznie wysokie wersje wyposażenia, ale wciąż mają braki. Na testowanych pokładach obecne były liczne systemy wspierające kierowcę i działały poprawnie. Wisienką na francuskim cieście była funkcja nocnego widzenia, która pomaga wykrywać przechodniów, rowerzystów i zwierzynę. Tylko czasami alarmowała mnie, że ktoś idzie zupełnie przepisowo po odległym o kilka metrów chodniku. Za to raz, bardzo skutecznie, ostrzegła mnie przed nieoświetlonym rowerzystą.
Napotkałem też okrutne braki, w marce, która bardzo chce, żeby nikt nie miał wątpliwości, że oferuje produkt premium. DS7 może i miał elektryczne sterowanie kątem nachylenia oparć tylnej kanapy, ale podgrzewania tylnych siedzeń i ich wentylacji, już nie oferował. Podgrzewanie tylnych siedzeń jest możliwe w DS9. W DS9 napotkałem też sterowanie nawiewem w drugim rzędzie, a testowane DS7 skonfigurowano bez tej funkcji (jest dostępna). Trochę to nie po prezydencku.
Żaden z testowanych nie ma podgrzewanej kierownicy. Brzdęk, tu pękły moje marzenia. Funkcji Auto Hold, towarzyszącej automatycznym skrzyniom biegów, też brak, czyli jak w tańszych modelach francuskich marek. Słabiutko, tak słabo, jak słaby jest obraz z kamery cofania i nieodmiennie kulawy system symulowania widoku 360 stopni. Tańsze samochody i to nawet nie premium, potrafią mieć lepszej jakości kamery.
DS7 należy zapisać na plus zastosowany masaż w fotelach kierowcy i pasażera. Naprawdę masuje, a nie tylko spycha z fotela. Elektrycznie sterowane fotele mają pamięć ustawień, ale ustawienie kierownicy musimy sobie wyregulować ręcznie, bez elektrycznego wsparcia. Pamięć foteli jest więc bardzo fajna, ale dla kierowców, którzy preferują to samo ustawienie kierownicy. Oba te francuskie pociągi odjeżdżają tak w pół do premium, a nie o pełnej godzinie. No może za 5, bo wnętrze prezentuje się fantastycznie, a chowający się elegancki zegarek na desce rozdzielczej nieustannie cieszy.
Elementy wyróżniające - DS9, za klamki
DS9 ma klamki chowane w bryle nadwozia. Wysuwają się, gdy zbliżasz się z kluczykiem do pojazdu. Szach i mat, tu nie da się go pobić.
Zużycie paliwa - nie ta sama liga (pozornie)
Jak się Crossbacka DS7 ładuje, to wygrywa. Bez prądu osiąga słabe wyniki, nawet 13 litrów w mieście. Na samym prądzie też nie poszalejemy. Raz po naładowaniu akumulatorów do 55 proc., komputer wskazał 16 km zasięgu. Co oznacza, że z pełną baterią nie przejechałbym nawet 30 kilometrów. To wynik daleki od katalogowych wskazań (nawet 58 km). Samochód stał wtedy w garażu i nie nadeszły jeszcze mrozy.
Porównanie wyników spalania tych napędów nie ma dużego sensu. DS9 jest też dostępny jako hybryda plug-in. Bez elektrycznego wsparcia osiąga nawet 13-15 litrów w mieście, na krótkich dystansach oraz 10 litrów na setkę przy prędkości autostradowej. Czyli prawie jakby miał silnik o dużej pojemności, a nie 1,6 litra. Można prestiżowo pocieszyć się dużym spalaniem.
Małe rzeczy, a cieszą - DS9
Sprawa dość banalna spowodowała, że o miniendorfinę przyjemniej korzystało mi się z DS9. Miał w innym miejscu uchwyt, w którym mogłem umieścić telefon i to była lepsza pozycja. Poza tym, oba pojazdy zapewniają identycznie pozytywne doznania.
Puśćcie mimo uszu, że to tylko przebrane Peugeoty i nie warto przepłacać. Może i są przebrane, ale za to jak. Poczucia, że kupiło się coś wyjątkowo naprawdę nie zabraknie. Wygody i elegancji też.
Cena? Dla prezydenta to chyba nie ma znaczenia
DS7 Crossback w wersji plug-in kosztuje 225 400 zł. DS9 w wersji plug-in o 30 tys. zł więcej. Zwolennicy plug-inów raczej wybiorą SUV-a, ze względu na cenę. Takie sprawy, jak fakt, że oba pojazdy mają identyczną (bardzo dobrą) średnicę zawracania średnica zawracania (10,5 metra), raczej nie będą miały znaczenia. Może i DS9 ma więcej miejsca z tyłu, ale za to do DS7 się łatwiej wsiada i wysiada. Chętniej jeździłbym sedanem (chyba nawet przyznałem mu więcej punktów), ale prezydent Francji niczego nie stracił wybierając SUV-a. Bon appétit, Monsieur le Président.