2 litry za 400 000 zł. Przyzwyczaj się, tak to teraz wygląda
Wchodzisz do konfiguratora, żeby złożyć sobie rozsądnego sedana albo kombi z dieslem z segmentu E, a tam wita cię niemal 300 000 zł bez żadnych dodatków. Zaznaczasz kilka opcji i już wędrujesz w okolice 400 000 zł. Cały czas mają pod maską swojego kolejnego samochodu 2 litry pojemności skokowej.

Niestety komentarz do tego może być tylko jeden: tak już jest, pora się przyzwyczaić. Tak samo jak do tego, że 400 000 zł nie jest wcale górą granicą i nie mówimy tutaj ani trochę o wersjach sportowych czy nawet usportowionych. Zresztą doskonale pokazały to dwie niesamowicie ważne premiery na polskim rynku.
Mercedes klasy E? Proszę, tutaj E 200 za 450 000 zł

Cena na start? Około 270 000 zł za sedana i ponad 280 000 zł za kombi - jedno i drugie w wersji z podstawowym silnikiem benzynowym, czyli 2 litrami, 4 cylindrami i przyspieszeniem do setki w okolicach 8 sekund (kombi, sedan jest trochę szybszy). Nic przy tym nie stoi na przeszkodzie, żeby podbić końcową cenę opcjami do okolic 450 000 zł - i to dla tańszego na start sedana, więc kombi może gdzieś już tam w najbogatszej opcji skrobać o pół miliona. I tak, dalej będziemy mieć pod maską tę samą jednostkę.
Jednostki benzynowe jakoś jednak niekoniecznie pasują do krążowników autostrad - spora część klientów pewnie chętniej zerknie na wciąż oszczędniejszego diesla. Efekt? W przypadku kombi startujemy od niemal równych 300 000 zł, ponownie dostając 4 cylindry, 2 litry i tym razem niemal idealnie 8 sekund do setki. Nie, bez napędu na obie osie. Tak, bez żadnych dodatków, na 17-calowych felgach, z podstawowym lakierem i tapicerką ze sztucznej skóry.
Zróbmy z tego chociaż "wersję salon Polska", czyli dorzućmy pakiet AMG i na tym zakończmy konfigurację, i mamy - dla kombi - 326 321 zł. Standardowe wyposażenie obejmujące m.in. LED-owe reflektory, Distronic, Parktronic, adaptacyjne zawieszenie czy podgrzewane przednie fotele raczej nie osładza tego, że taniej to chyba nie będzie.
No ale dobrze, Mercedes to Mercedes, może konkurencja ma taniej.
BMW 5 - sedan w dieslu? Szykuj trzy stówki. I najlepiej jeszcze trochę.

Tak, jest odrobinę taniej, ale w kategorii "różnica w wysokości raty" raczej zbyt wielu punktów nie będzie. Na start - 255 000 zł za 20i i również 7,5 s do setki. Jeśli chcemy diesla - i to 20d - to 270 000 zł to minimum, a z uwielbianym xDrive cennik pokaże co najmniej 285 000 zł. Przy czym dalej na pierwszą setkę będziemy musieli czekać ponad 7 sekund.
Dorzućmy do tego jeszcze niezbędny pakiet M, jakiś ciekawszy lakier i tapicerkę... i już dawno przekroczyliśmy z hakiem granicę 300 000 zł. Kilka kolejnych opcji i dobijamy bez wysiłku do 350 000 zł. 400 000 zł wymaga już wprawdzie podejścia na zasadzie "chciałbym wszystko", ale też jest do wykonania - i to nawet bez sięgania po tapicerki z palety Individual. A z kombi - jak już wejdzie na rynek - będzie pewnie cenowo jeszcze weselej.
Oczywiście trudno oczekiwać innego obrotu spraw, biorąc pod uwagę fakt, że już segment niżej - czyli w klasie C i serii 3 - cenniki otwierają się kwotami na poziomie niemal 200 000 zł (BMW) albo ponad 200 000 zł (klasa C). Czasy, kiedy walczono o klientów jak najniższą ceną, już dawno za nami. Na takie cuda jak klasa E z silnikiem poniżej 2 litrów - a było takie coś w W213 - nie liczcie.
Nadzieja w... starszych modelach.
Przynajmniej dopóki nie doczekają się następców. Audi A6 wciąż startuje poniżej 230 000 zł, radośnie błyskając refleksami światła na swoich malutkich felgach. Mało tego - za wspomnianą kwotę dostaniemy diesla, więc autostrady i niezbyt częste tankowanie czekają na nas z otwartymi ramionami. Zalotnie zerka na nas też Lexus ES 300h, który teraz w promocji kosztuje mniej niż 240 000 zł i może robi niejasne pierwsze wrażenie, ale z czasem idzie go nawet polubić do przesady. O dziwo Volvo natomiast uznało, że duży sedan powinien być drogi i już od jakiegoś czasu S90 kosztuje minimum 270 000 zł. Przy czym jeśli chcemy diesla, to bez 291 900 zł się niestety nie obejdzie, więc sprawa komplikuje się jeszcze bardziej.
A za rogiem już czają się następcy tych modeli albo - co jest dość prawdopodobne - ich elektryczne wcielenia, które będą jeszcze droższe. Ewentualnie brak bezpośredniego następcy, więc jeśli ktoś jeszcze poluje na coś z segmentu E, to lepiej się pospieszyć. Albo przygotować na to, że miesięczna rata może być zaskakująco wysoka.
Czytaj również: