REKLAMA

Wypadek sprawił, że Dacia Duster rozpadła się na pół. Tak chyba miało być, skoro kierowca żyje

Nowe samochody zwykle wyglądają po wypadkach okropnie, a czasami nawet pękają na pół. Nieważne, zderzenie to nie konkurs piękności, liczy się efekt.

Dacia Duster rozpadła się po wypadku na pół. I dobrze, bo nikt nie zginął
REKLAMA
REKLAMA

„Witam. Może zechcą Państwo poruszyć bezpieczeństwo Dacii Duster na podstawie zdjęć z wypadku” – napisał do nas Czytelnik i wysłał link do artykułu na regionalnym portalu z okolic Radomia.

Dacia Duster: wypadek pod Białobrzegami

Scenariusz wyglądał dość typowo: piąta rano, droga krajowa, 23-letni kierowca, drzewo. Nietypowy był tylko samochód, bo zamiast „zwyczajowego” BMW E36, Golfa IV albo Audi A6 C5, tym razem w zdarzeniu brała udział Dacia Duster aktualnej generacji. Kierujący nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze. Na łuku drogi stracił panowanie nad pojazdem, zjechał z drogi do przydrożnego lasu i uderzył w drzewo - opisuje zdarzenie rzeczniczka komendy policji w Białobrzegach.

dacia duster wypadek
Fot. OSP Wyśmierzyce

Jak widać na zdjęciach udostępnionych przez lokalną straż pożarną, po uderzeniu Duster rozpadł się na dwie części. To budzi pewne pytania o jakość jej konstrukcji. Na pierwszy rzut oka, jeśli auto rozpada się po wypadku na pół, nie świadczy to o nim najlepiej.

Ważna informacja jest następująca: kierowca przeżył

dacia duster wypadek
Fot. OSP Wyśmierzyce

Jak podaje portal cozadzien.pl, młody kierowca Dacii trafił do szpitala, ale żyje. Nie wiadomo, jak ciężko został ranny, choć patrząc na „kaliber” zderzenia, niestety zapewne nie skończyło się na potłuczeniach. Z jednej strony, na pewno może mówić o masie szczęścia. Z drugiej: to, że przeżył, jest najlepszym komplementem dla Dacii i jej poziomu bezpieczeństwa.

dacia duster wypadek
Fot. OSP Wyśmierzyce

Być może świetnie się stało, że wóz rozpadł się na dwie części. Być może to przypadek, bo nie ma ofiar w ludziach. A to, że wrak auta „kiepsko” wygląda, nie ma żadnego znaczenia.

Poziomu bezpieczeństwa aut nie powinno się oceniać po tym, jak wyglądają po wypadku

To moja ulubiona klasyka z internetowych for dyskusyjnych i grup na Facebooku. Ktoś wrzuca zdjęcia z kolizji, na przykład nowego Renault Clio, które wjechało w tył Poloneza Trucka. Wiadomo – Clio jest rozbite, ma stłuczone reflektory, pogiętą maskę, a w środku być może otworzyły się nawet poduszki powietrzne. Z miejsca zdarzenia na pewno odjedzie lawetą. Tymczasem Polonez ma co najwyżej kolejne zadrapanie na zderzaku do kolekcji.

wypadek Olsztyn Polonez
fot. KMP w Olsztynie. Tym Polonezem jechał stulatek.

„Ha, ha, ale się rozbijają te nowe plastiki!”, „to wszystko po to, żeby potem wydać miliony w ASO!”, ewentualnie „Stare auta to były twarde, dziadek wjechał kiedyś takim w mur i mur runął, a w aucie tylko zbiła się lampa” – takie komentarze pojawiają się niemal natychmiast. Wiadomo: kiedyś to była motoryzacja, a teraz to auta projektują już tylko księgowi.

Na szczęście nie tylko

Rzeczywiście, wygląd wielu nowszych wozów po błahych – jak mogłoby się wydawać – kolizjach, może przerazić oglądających i ucieszyć pracowników firmy typu AUTO-HOL 24H. Blacha (i – rzecz jasna – mityczny plastik) nie gnie się jednak i nie odpada po to, by klient musiał później zwiększać limit na swojej karcie kredytowej podczas płacenia w autoryzowanym serwisie.

dacia duster wypadek
Fot. OSP Wyśmierzyce

Stefy zgniotu, czyli fragmenty, które specjalnie się „gną”, by pochłonąć energię zderzenia – oto odpowiedź na pytanie „dlaczego nowsze auta wyglądają po wypadkach tak źle?”. Im gorzej wyglądają, tym lepiej dla kierowcy i pasażerów, bo to znaczy, że pochłonęły więcej siły, która w przeciwnym razie zamieniłaby ich organy wewnętrzne w... no dobrze, daruję sobie obrazowe kulinarne porównania, ale chodzi o coś, co na pewno nie działa tak, jak powinno.

Dawne samochody wyglądały po wypadkach bardzo zwyczajnie

Fot. Pinterest/Scott P. Kaufman
REKLAMA

Amerykańskie krążowniki z lat 50. nawet po dużym uderzeniu - zwłaszcza jeśli mówimy o frontalnym, a nie bocznym - prezentowały się nieźle. Tak, jakby można było zaraz ruszyć nimi w dalszą drogę. Warunek był jeden: trzeba było wcześniej wyciągnąć ze środka zwłoki.

Tak wyglądał świat bez stref zgniotu, łamanej kolumny kierowniczej, airbagów i systemów bezpieczeństwa. A gdybym miał do wyboru, czy wolę przeżyć zderzenie jakiegoś „legendarnego, czołgowatego” Volvo 740 z nową Dacią Duster siedząc w tym pierwszym albo w drugim, postawiłbym na Rumunię. Nawet gdyby auto miało rozpaść się na pół. Nieważne, bylebym wyszedł żywy. Myślę, że to powinno wystarczyć Czytelnikowi (pozdrawiamy serdecznie) za komentarz na temat bezpieczeństwa Dacii i nowych aut w ogóle.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA