Tesla Model Y Juniper: pierwsza jazda i wrażenia. Byłem oburzony, że muszę prowadzić to auto
Przejechałem się najnowszą odsłoną najpopularniejszego samochodu na świecie. Odświeżona Tesla Model Y, czyli Juniper, może przyprawić wrogów Elona Muska o ból głowy.

To nie są dobre czasy dla miłośników marki Tesla. Firma jest na tyle mocno związana z osobą swojego szefa (ale wcale nie założyciela, o czym nie każdy pamięta), że jego wypowiedzi i działania znacząco wpływają na jej wizerunek. Mało kto spoza branży w ogóle wie, jak nazywa się prezes Mercedesa, Volvo czy Hondy. Tymczasem Tesla jest Elonem Muskiem, a Elon Musk jest Teslą. Niestety - nie tylko. Kolejne wypowiedzi najbogatszego Ziemianina raczej nie pomagają mu w zjednaniu sobie ludzi w naszej części świata. Na Teslach pojawiają się już naklejki w rodzaju „kupiłem to auto, zanim Elon zwariował”.
Sprzedaż Tesli spada, ale to nie jest powód

Powodem jest samochód, który widzicie na zdjęciach. Tesla Model Y była najlepiej sprzedającym się wozem na świecie zarówno w roku 2023, jak i 2024, a w 2023 dodatkowo zwyciężyła też w Europie. W 2024 r. już tego nie powtórzyła, ale wciąż schodziła jak świeże bułeczki. Doniesienia z początku tego roku są pesymistyczne dla zarządu Tesli - tyle że raczej nie chodzi o to, że klienci obrażają się na Elona. Po prostu czekają na to, aż Juniper wejdzie na dobre do salonów i wtedy pójdą go kupić. Nowy „Igrek” wzbudza zresztą wielkie zainteresowanie kierowców innych aut tej marki. Zerkają i się uśmiechają.
Tesla Model Y Juniper - co się zmieniło?

Z zewnątrz widać przede wszystkim nowe listwy świetlne z przodu i z tyłu. Auto wygląda na szersze, prezentuje się trochę bardziej zadziornie i tak, jakby podkradło parę elementów z Cybertrucka. Co ważne, przy okazji zmian poprawiono aerodynamikę, między innymi za sprawą zastosowania innych kół. Uwaga, ciekawostka: testowy egzemplarz nie był wyposażony w nakładane na widoczne tu obręcze kołpaki („jeszcze nie dotarły”), stąd tak przyjemny dla oka wygląd. Podobno brak kołpaków zwiększa zużycie energii na trasie o 1-1,5 kWh na 100 km.

W środku poprawiono jakość materiałów wykończeniowych i wyciszenia, a także dodano „nastrojowe” oświetlenie. Pojawił się ośmiocalowy ekran z tyłu, a fotele zyskały wentylację. Polepszono wyciszenie, zawieszenie ma być bardziej komfortowe, a zestaw audio ma robić większe wrażenie.
Jak to wyszło?

Nie mam niestety porównania z poprzednim Modelem Y, ponieważ nim nie jeździłem. Mogę tylko powiedzieć, że wnętrze Tesli jest brutalnie minimalistyczne, ale nie razi jakością plastików i spasowania. Kto szuka tworzyw nieprzystających do klasy auta, raczej musi się trochę naszukać. A potem niech sobie przypomni, że pod względem ceny to w dzisiejszym świecie propozycja zdecydowanie budżetowa.
Wyciszenie jest przyzwoite, ale wcale nie rewelacyjne. Kia EV3, którą ostatnio jeździłem, jest - owszem - mniejsze, ale znacznie cichsze. Szum opływającego powietrza jest słyszalny przy 120 km/h i staje się wyraźną ścieżką dźwiękową przy 140 km/h.

Jeśli chodzi o komfort, Model Y jest wygodny na nierównościach, ale ma delikatne tendencje do bujania się. Jeśli jednak ktoś mnie spyta, czy Juniper jest komfortowy, pobujam twierdząco głową.
Jest też bardzo, bardzo szybki

Testowana odmiana to Launch Edition, dostępna tylko jako Long Range AWD - czyli wersja z większą baterią i napędem na cztery koła. Rozwija 450 KM i rozpędza się od 0 do 100 km/h w 4,3 s. Wrażenia zza kierownicy są niesamowite. Suche cyferki to jedno, ale drugie to błyskawiczna reakcja na gaz. Spory SUV zmienia prędkość w mgnieniu oka, budując u kierowcy (zapewne złudne) przekonanie, że zmieści się zawsze i wszędzie. Szybko można poczuć odrealnienie - wóz wydaje się w pewnym stopniu oderwany od praw fizyki. Choć przy hamowaniu można sobie przypomnieć, że waży dwie tony.

Gwałtowność reakcji na prawy pedał da się regulować, podobnie jak siłę wspomagania kierowcy (w ustawieniu standardowym wymaga nieco siły - jak w BMW, albo i więcej) czy to, jak mocno auto zwalnia po zdjęciu nogi z gazu (w maksymalnym ustawieniu można właściwie nie dotykać hamulca).
Tesla Model Y Juniper: od nowinek może tu rozboleć głowa
Tesla jest tak niesamowicie skomputeryzowana i naszpikowana funkcjami, o których niedawno nikomu się nie śniło, że nie da się nie być pod wrażeniem - nawet jeśli wcale nie ukrywaliście się pod kamieniem przez dwie ostatnie dekady.

W osobnym wpisie tłumaczyłem, jak ruszyć Modelem Y. Nie jest to wcale takie proste, bo wybieranie kierunku jazdy odbywa się z poziomu ekranu dotykowego. Owszem, gdy wsiadamy do auta, samo podpowiada, w którą stronę możemy chcieć jechać - ale podczas ciasnego parkowania nie jest wygodnie i trzeba się porządnie naklikać. Z drugiej strony, automatyczny asystent parkowania jest tu naprawdę świetny. Kierowca nie musi (a nawet: nie może) wciskać pedałów ani dotykać kierownicy. Wóz sam załatwia sprawę. Co prawda mnie tego typu gadżety przyprawiają o palpitacje serca i podczas całego procesu muszę zamykać oczy, by nie wkroczyć do akcji - muszę jednak przyznać, że system sobie radzi.

O ciekawych gadżetach Modelu Y można by pewnie nagrać film długometrażowy. Nie wszystkie z nich są nowościami - ale pewnie większości z nich jeszcze nie znacie. Auto o poranku prezentuje nam filmowy przegląd wydarzeń z minionej nocy, czyli wyświetla, kto się obok niego kręcił. Kierowca, który zarysuje nas podczas manewrowania i ucieknie, dorobi się pięknej, filmowej pocztówki, a potem będzie musiał płacić. Wieziecie z tyłu dziecko? Odpowiednie kliknięcie w zakamarkach menu uruchomi „Tryb Joe”. Wbrew tego, czego można by się spodziewać po ciężkawym poczuciu humoru i poglądach Muska, nie ma tu żadnego nawiązania do byłego prezydenta USA. Chodzi o znaczne ściszenie odgłosu czujników parkowania - tak, by nie obudzić małego pasażera. Nazwa wzięła się podobno od imienia syna klienta, który napisał do Tesli z „wnioskiem racjonalizatorskim”. Czyli z pretensjami o to, dlaczego pikanie jest tak głośne.

Tesla Model Y Juniper wydaje się pojazdem z odległej przyszłości
Czy obsługa tych funkcji jest prosta? To zależy. Wielki ekran wymaga przyzwyczajenia, a fakt, że trzeba go używać nie tylko do wyboru kierunku jazdy (są awaryjne przełączniki na podsufitce, też niewygodne), ale i do ustawiania wycieraczek czy składania lusterek, jest - zależnie od tego, kogo pytamy - „wymagający przyzwyczajenia” lub „skandaliczny”. Mnie bliżej do tej drugiej grupy.

Z drugiej strony, zmorę kierowców nowych aut, czyli system pikający po przekroczeniu prędkości, wyłącza się jednym dotknięciem ekranu. W wielu wozach wymaga to długiego przeklikiwania się przez osiemnaście różnych podmenu.
Tak czy inaczej, Tesla jest tak niezwykle szybka, skomputeryzowana, naszpikowana funkcjami i nowoczesna, że właściwie można poczuć się dziwnie w związku z… koniecznością jej prowadzenia. W takim statku kosmicznym wszystko powinno odbywać się już automatycznie. Wbijam adres w nawigację, auto mnie wiezie, a ja sobie coś czytam. To oburzające, że jeszcze się tak nie da. Kocham prowadzić samochód, ale nie zawsze. Czasami w ogóle nie mam na to ochoty i wtedy mógłbym oddać się w blaszane ręce maszyny.

Przypominam, że mówimy o najlepiej sprzedającym się samochodzie na Ziemi
Szokująco nowoczesny, elektryczny SUV nie jest już egzotyczną ciekawostką dla pasjonujących się technologią bywalców gabinetu okulistycznego. To prawdziwa masówka i wóz popularniejszy od Corolli. Szokujące.

Wciąż szokujące jest też to, na ile dobrą ofertą jest Tesla. Wóz z zasięgiem 500 km (zużycia energii nie miałem, niestety, okazji porządnie pomierzyć - podobno jest jednak naprawdę rozsądne), osiągami supersamochodu sprzed paru lat i przestronnym wnętrzem, można mieć za 229 990 zł, już z AWD i dużą baterią. Lifting odświeżył Model Y i - na szczęście - niczego nie popsuł. To wciąż rewelacyjny samochód elektryczny dla kogoś, kto nie boi się nowoczesności. Trzeba mieć naprawdę mocne argumenty, by wybrać w tej klasie coś innego. Problem Tesli jest jednak taki, że teraz faktycznie nie jest o nie trudno.
