REKLAMA

Znaleźli proste rozwiązanie wszystkich problemów na drogach. Jest niebieskie i prostokątne

Co zrobić, kiedy w sumie nie wiadomo co zrobić, żeby poprawić sytuację na drodze? To proste, wystarczy wetknąć w ziemię słup z niebieską prostokątną tabliczką i wszystko magicznie się rozwiąże. A przynajmniej tak uznali w Poznaniu - i nie tylko tam.

znak strefa zamieszkania
REKLAMA
REKLAMA

Co dokładnie się stało? W Poznaniu - po zapewne rozbudowanych i zaawansowanych analizach oraz konsultacjach - zdecydowano się wprowadzić na jednej z ulic strefę zamieszkania, czyli właśnie postawić magiczną niebieską tabliczkę, która sprawia, że świat staje się lepszy. Jak informuje serwis epoznań, strefa została ustanowiona na ul. Piotrowo, a powodem jej ustanowienia - i towarzyszącej temu m.in. likwidacji przejść dla pieszych - był fakt, że ulica przecina teren Politechniki Poznańskiej, po którym tłumnie poruszają się studenci i pracownicy, i nie sposób jest wyznaczyć przejść dla pieszych tak, żeby zaspokoić "faktyczne potrzeby i cele" pieszych.

Kierowcy oczywiście się oburzyli, ale oni - jako uciskana mniejszość - oburzają się zawsze, zasłaniając się jak tarczą troską o niechronionych uczestników ruchu, którzy - o czym chyba niektórzy zapominają - mają w tym miejscu bezwzględne pierwszeństwo, włącznie z możliwością poruszania się całą szerokością drogi, a więc także i jezdnią. I to na zasadach "jak im się podoba".

Pomijając jednak te żale - wszystko brzmi rozsądnie. Teren uczelni, duży ruch pieszy, masa potencjalnych celów podróży dla tych pieszych - są powody, żeby dać im ten priorytet.

Tyle tylko, że ulica, na której ustanowiono strefę zamieszkania, wygląda tak:

Zdjęcie ze Street View pochodzi wprawdzie z marca 2021 r., ale patrząc na zdjęcia z materiału serwisu ePoznań, nie doszło w międzyczasie do jakiejś znaczącej przebudowy. Dalej mamy do czynienia z szeroką, prostą, płaską i asfaltową jezdnią, którą postanowiono zmienić w strefę zamieszkania przez postawienie na tymczasowej podstawce strefy zamieszkania.

W tym miejscu dostajemy przepiękny rozdźwięk między tym, co na papierze na urzędniczym biurku, a tym, co w rzeczywistości. Zgodnie z projektem - bo wszystko jest zawsze zgodne z projektem - ustawienie znaku D-40 oznacza, że kierowcy automatycznie zaczną jeździć 20 km/h, ustępować zawsze i wszędzie pieszym, bo tak przecież mówi prawo, więc na pewno tak się stanie. Nic więcej nie trzeba robić, od strony urzędniczej zostało zrobione wszystko, co tylko się dało. Ręce czyste.

Kierowcy natomiast - i trudno im się dziwić - widzą po prostu długą i szeroką prostą, więc jadą, ile uważają, za bezpieczne... dla nich. Taka jest ludzka natura, nic na to nie poradzimy. Równie dobrze D-40 można ustawić na autostradzie i wszyscy pokładaliby się w trakcie jazdy ze śmiechu, dalej jadąc 140 km/h.

Swoją drogą podziwiałbym pieszych, którzy w takim miejscu postanowiliby się poruszać całą szerokością drogi. Byłem wprawdzie studentem, ale nigdy nie byłem aż tak pijany, żeby taki spacerek po pełnoprawnej i pełnowymiarowej jezdni wydawał się kuszący.

Właściwie to nie ma przeciwwskazań, żeby ustanowić strefę na terenie całego miasta.

Oczywiście bez przerabiania jakiegokolwiek fragmentu dróg. O ile łatwiej by nagle było - wszyscy magicznie jadą 20 km/h, każde skrzyżowanie (no, prawie każde) jest równorzędne i wszyscy się grzecznie puszczają, a do tego - tak będzie, nie zmyślam - wszyscy parkują wyłącznie na wyznaczonych miejscach. Piesi chodzą też gdzie chcą, dzieci bawią się na jezdniach, kierowca autobusu wstaje i klaszcze, bo widzi i czuje, że miasto odżywa.

Tak musi być, prawda?

Przestańmy w końcu robić wszystko od końca.

Bo dzięki temu znak D-40 jest w oczach kierowców całkowicie bezwartościowy - zresztą w moich oczach też. Sprowadziliśmy go do poziomu bzdurnej dekoracji, stawianej tam, gdzie komuś się wydaje, że wystarczy znak i nic więcej. Podczas gdy tak naprawdę strefę zamieszkania powinno się zaprojektować od podstaw tak, żeby ten znak nie był nawet konieczny, a kierowca powinien po prostu poczuć, że jest tutaj gościem.

Czy tutaj poczuje się nim po postawieniu znaku D-40? Ani trochę.

Czy tutaj - po zwężeniu, wyniesionej tarczy skrzyżowania, kostkowej nawierzchni i ostrym zakręcie poczuje się gościem, nawet jeśli takiej tabliczki by nie było? Oczywiście.

Tylko do tego potrzebne jest planowanie - my tego planowania nie mamy, mamy za to mnóstwo absurdalnych znaków D-40, które mają rozwiązać wszystkie nasze problemy.

REKLAMA

Aczkolwiek w sumie trudno zakładać, że ktoś, kto na końcu tej samej ulicy zatwierdził taki wygląd nawierzchni i organizację ruchu, które wprowadzają w błąd, sugerując wprost oddzielne drogi dla pieszych i rowerów, mógłby to w ogóle brać pod uwagę. Na papierze się zgadzało.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA