66 000 km Skodą Fabią III 1.2 TSI w 3 lata – test długodystansowy
Niebawem stukną równo 3 lata, odkąd po raz pierwszy zasiadłem za kierownicą mojego obecnego samochodu. To dobry moment, by podsumować ten czas. Jakim autem jest Skoda Fabia III Kombi z perspektywy 3 lat użytkowania?
Nie będę zanudzał was tłumaczeniem, czym jest Skoda Fabia, dla kogo jest przeznaczona, jakie ma wersje wyposażenia – o tym możecie przeczytać w teście Piotrka Baryckiego, który sprawdził wersję poliftingową Skody Fabii III (z istotnych różnic są tylko silniki i LED-y):
Ja natomiast chciałbym opowiedzieć o tym, czego żaden dziennikarz motoryzacyjny nie jest w stanie sprawdzić podczas tygodnia, miesiąca czy nawet kilku miesięcy testów auta z parku prasowego – jak Skoda Fabia III spisuje się jako daily driver, jakie problemy pojawiają się po dłuższym czasie i czy, oceniając z perspektywy lat, warto rozważyć to auto zamiast np. używanego auta wyższej klasy.
Ale po kolei.
Dlaczego Skoda Fabia III Kombi?
Przed Skodą poruszałem się kilkoma gratami, w tym Renault Scenikiem i Mazdą Demio. Zwłaszcza po tej ostatniej stwierdziłem, że nigdy więcej grata – pora na nowe auto. Tutaj przyszło zderzenie z rzeczywistością, gdyż nowe auta sensownej klasy są po prostu paskudnie drogie. Ba, nawet żeby kupić auto używane odpowiadające naszym potrzebom, które nie byłoby starym złomem, trzeba wydać pokaźną sumę.
Jakie to były potrzeby? Cóż, przede wszystkim miało to być auto i do jazdy na co dzień, i do pracy. Relatywnie pakowne, nadającego się i do miasta, i na dłuższe trasy.
Rozpocząłem poszukiwania i objeździłem wszystkie modele, które mieściły się w zasięgu finansowym w leasingu/wynajmie długoterminowym na firmę. Po zjechaniu wszystkiego, co pasowało do budżetu, wybór sprowadzał się do 3 aut: Toyoty Yaris, Renault Clio Kombi i Skody Fabii III Kombi.
Yaris odpadł jako pierwszy ze względu na najmniejsze gabaryty i pakowność. Clio odpadło tuż potem, ze względu na fatalne wówczas warunki finansowania. Zwycięzcą została Skoda Fabia III Kombi rocznik 2016, w leasingu niskich rat na 4 lata.
Okazało się zresztą, że po naliczeniu salonowego rabatu możemy sobie pozwolić na Skodę nie w dość biednej wersji wyposażenia, jak początkowo zakładaliśmy, lecz niemal najbogatszej. Trafiła nam się nawet edycja specjalna „Joy”, z fotelami obszytymi częściowo mikrofibrą, 15-calowymi aluminiowymi felgami w standardzie i naprawdę bogatym (jak na Fabię) wyposażeniem: wszystkie szyby elektryczne, czujniki parkowania z tyłu, pakiet simply clever, sześć głośników, grzane fotele, automatyczna klimatyzacja, mały pakiet skórzany. Żyć, nie umierać.
Co do silnika, padło na jednostkę 1.2 TSI 110 KM z sześciobiegową skrzynią manualną. Dziś ogromnie żałuję, że nie wybrałem wariantu z automatem, ale o tym za chwilę.
Ile to wszystko kosztuje?
Naprawdę niewiele, jak na auto służące i do pracy, i do życia. Wliczając rozłożony na raty koszt ubezpieczenia (niespełna 3000 zł rocznie), miesięczna rata za auto wynosi niecałe 1000 zł, przy 10 tys. zł wpłaty własnej.
Ktoś powie, że to bardzo dużo. Redaktor naczelny tego przybytku stwierdzi pewnie, że mógłby za te pieniądze mieć 48 aut.
Ja jednak twierdzę, że to uczciwa cena. Auto na siebie pracuje, rata wliczana jest do kosztów uzyskania przychodu firmy, a jej wysokość jest zupełnie do przełknięcia, zwłaszcza w zestawieniu z tym, jak wiele dostajemy w zamian.
Teraz pomówmy, co fajnego, a co niefajnego jest w Skodzie Fabii III Kombi z perspektywy 3 lat i 66 tys. przejechanych kilometrów
Skoda Fabia III Kombi po trzech latach – lista zalet
Najważniejsze: pojemność.
Slogan Skody jak żaden inny oddaje to, jakie są ich auta. Poziom przemyślenia i praktyczności Skody nie przestaje zadziwiać, a w Skodzie Fabii III Kombi jest to szczególnie widoczne, bo inżynierom udało się jakimś cudem stworzyć auto rodem z Harry’ego Pottera – malutkie na zewnątrz, wielkie w środku.
Oboje z żoną jesteśmy relatywnie drobnymi ludźmi, więc miejsca z przodu nigdy nam nie brakowało. Dopiero gdy na fotelu pasażera zasiada słusznej postury mężczyzna, zaczyna robić się ciasno i kolano pasażera trąca dźwignię zmiany biegów.
Z tyłu jest, uczciwie mówiąc, niewiele miejsca. Ot, w sam raz by zmieścić tam dzieciaki w fotelikach, albo dorosłych na krótkiej trasie. Nie oznacza to jednak, że Fabia nie jest w stanie pomieścić więcej – przy okazji ostatniego zlotu Spider’s Web zmieściłem do środka trzech redakcyjnych grubasów kolegów z redakcji wraz z bagażem i obyło się bez skarg czy zażaleń.
Na co dzień zresztą nie przejmuję się zanadto przestrzenią dla pasażerów z tyłu, bo z reguły wożę tam powietrze. Co innego w bagażniku.
Bagażnik Fabii III Kombi jest ogromny, jak na jej zewnętrzne rozmiary. 530 l foremnej przestrzeni, ze schowkiem pod podłogą bagażnika i poręcznymi kieszeniami w burtach.
W kufrze, w przeciwieństwie do tylnych foteli, nigdy nie wożę powietrza. Przez 3 lata do Skody zmieściłem setki dziwnych przedmiotów – od bean-bagów, przez choinkę świąteczną, długie na 2,70 m tła fotograficzne (mieszczą się idealnie od klapy do podszybia), aż po panele podłogowe czy zabytkowy stół.
Dla zobrazowania, jak wiele potrafi pomieścić Skoda w samym tylko bagażniku, bez składania foteli: trzy walizki podręczne, dwa wielkie (70x40x40 cm) kartony z głośnikami, a na zdjęciu nie widać też, że z tyłu za kartonami znajdują się też dwie miękkie torby na ubrania. Nie żartuję: Skoda Fabia III Kombi ma tak pojemny bagażnik, że rozpieściła mnie do tego stopnia, iż mam trudności z wybraniem nowego auta. 3/4 z nich ma po prostu za mały kufer, nawet gdy mówimy o aucie segmentu D.
Kwestia jest tym bardziej problematyczna, iż od roku głównym rezydentem bagażnika mojej Skody jest 45-kilogramowy Wyżeł Włoski, jeżdżący w materiałowym kennelu (na siedząco niestety dotyka głową podsufitki). Kennel mieści się w Fabii III Kombi, choć nie da się go włożyć do wielu znacznie większych aut, w tym np. do nowej Mazdy 6 Kombi.
Skoda nie tylko dużo mieści, ale jest też przemyślana i logiczna.
Wiem, wiem. Praktyczne/logiczne/przemyślane = nudne. Nie przeczę, Skoda nie porywa emocjonalnie, ale wiecie co? Po trzech latach nawet największe emocje przygasają, a praktyczne rozwiązania przydają się każdego dnia.
Nie wyobrażam już sobie nie mieć klipsa na bilet parkingowy na słupku A, podobnie jak nie wyobrażam sobie nie mieć uchwytu w tunelu środkowym wyprofilowanego idealnie pod rozmiar dużej kawy i hot-doga z Orlenu (nie żartuję, naprawdę tak jest!).
W kieszeniach drzwi bocznych mieszczą się bez problemu butelki 1,5-litrowe z przodu i półlitrowe z tyłu. Do schowka przed pasażerem mieści się znacznie więcej niż tylko rękawiczki. Na bokach foteli mam przydatne siatkowe kieszenie, gdzie pasażerowie z tyłu mogą włożyć np. powerbank (bo niestety gniazd USB dla pasażerów z tyłu zabrakło).
W zestawie z Fabią dostałem też firmową parasolkę. Można się śmiać, że to zbyteczny dodatek, ale już niejeden raz dziękowałem w duchu Skodzie za jej „simply clever”, gdy znienacka łapał nas deszcz, a trzeba było przejść kawałek od parkingu pieszo.
Moim ulubionym elementem wyposażenia Fabii z perspektywy 3 lat są jednak… podgrzewane fotele. Niby drobiazg, ale nie wyobrażam już sobie kupić auta bez nich. To jest zupełnie inny komfort życia, zwłaszcza jesienią i zimą.
Małe i zwrotne.
Fabia dużo mieści, ale z zewnątrz nadal pozostaje autem segmentu B, ze wszystkimi płynącymi z tego faktu zaletami i wadami.
Największe zalety odczuwa się oczywiście w mieście. Niewielkie gabaryty oznaczają zero problemów z parkowaniem. Wąska budowa co prawda sprawia dość… nieforemne wrażenie estetyczne, gdy patrzy się na nią od przodu, ale oznacza też, że mogę się wszędzie wcisnąć bez obaw o porysowanie lakieru czy urwanie lusterek.
Fabia III Kombi ma też zaskakująco niewielki promień skrętu, więc zawrócić można niemal wszędzie. W połączniu z lekko pracującym układem kierowniczym manewrowanie po mieście, gdzie Skoda spędza blisko połowę czasu, jest bajecznie proste.
Koszty eksploatacji.
Obok praktyczności – największy plus Fabii, przez który zresztą tak chętnie biorą ją do flot wielkie korporacje. Skoda Fabia III Kombi wręcz nie kosztuje w eksploatacji.
Spalanie? Średnio 5,8-6,5l, zależnie od cyklu. Zasięg? Około 700 km. Koszt tankowania do pełna benzyną 95? Około 200 zł.
Fabia III Kombi absolutnie nie obciąża domowego budżetu w codziennej eksploatacji. Jeżdżąc nią nie martwię się, że dużo pali, że dystrybutor wydrenuje mój portfel, że w razie awarii nie będzie mnie stać na części.
Skoro mowa o częściach, to też dobry moment, by wspomnieć o niespodziewanych kosztach, jakie wypłynęły na przestrzeni 3 lat.
Największy z nich to… opony. Dwa komplety po około 800 zł za całość. Uwaga do osób planujących kupić Skodę (jakąkolwiek): od razu wymieńcie opony na nowe. To, na czym wyjechała Fabia z salonu, bardziej przypominało chińską podróbkę klapek Kubota niż ogumienie dla samochodu.
Kolejny koszt zafundowałem sobie na własne życzenie. Otóż… zapomniałem odkręcić anteny przed wjazdem na myjnię automatyczną, choć instrukcja wyraźnie to nakazuje. Ujmijmy to tak: nigdy więcej mi się to nie zdarzyło. 500 zł za wymianę wyrwanego modułu dachowego skutecznie wyleczyło mnie z zapominalstwa.
Poza tym dochodzi koszt dwukrotnej wymiany żarówek w światłach do jazdy dziennej (jakieś grosze) i jedna, jedyna usterka pogwarancyjna – wyciek z przedniej półosi, za którego usunięcie ASO skasowało mnie jakieś 370 zł.
Zważywszy na to, że poruszam się przede wszystkim po pomorskich drogach gminnych, które – delikatnie mówiąc – nie grzeszą równością, jedną usterkę zawieszenia na przestrzeni 3 lat traktuję jako cud.
Cudem nie jest niestety konieczność regularnego ustawiania zbieżności – droga jest jaka jest, więc od momentu zakupu Fabii geometrię kół robiłem 6 razy (na szczęście poza ASO, więc tanio).
Na horyzoncie widać niestety inny wysoki koszt: karę umowną za przekroczenie limitu kilometrów dopuszczonych umową leasingową. Ale o tym również za chwilę.
Skoda Fabia III Kombi po trzech latach – lista wad
Ta cholerna skrzynia!
Doszliśmy do momentu, w którym opowiem, dlaczego żałuję wybrania manualnej skrzyni biegów.
Gdybym miał oceniać jednostkę napędową Fabii przez pryzmat samego silnika, nie miałbym żadnych uwag. TSI może nie jest demonem prędkości, ale nie można mu odmówić dynamiki, ani za miastem, ani nawet na autostradach. Elastyczność pozwala komfortowo wyprzedzić TIR-a na krajówce i nie być zawalidrogą. Funu z jazdy co prawda Fabia nie daje żadnego, ale na przyspieszenie naprawdę nie mogę narzekać.
Narzekać mogę za to na skrzynię biegów. Jakby to delikatnie ująć… jest zła. Bardzo zła. Fatalna. Mazda Demio z 1998 r. miała lepszą. Tarpan z lat 70-tych pewnie też. Ok, przesadzam, ale to naprawdę najgorszy element tego auta.
Jedynka szarpie jak zła. Sprzęgło nie dość, że hałasuje straszliwie (cecha, nie wada, jak mi powiedziano w ASO), to jeszcze nie da się wyczuć momentu, w którym trzeba je odpuścić. Wsteczny raz wchodzi, raz nie wchodzi (kolejna cecha – instrukcja obsługi zaleca… poczekanie 4 sekund przed wrzuceniem wstecznego).
Narzekania kończą się dopiero gdy silnik jest należycie rozgrzany i gdy jedziemy z prędkościami powyżej 50 km/h. Wtedy robi się dość przyjemnie – czwarty bieg jest mega elastyczny, co bardzo przydaje się przy wyprzedzaniu, a piąty i szósty bieg pozwalają przemieszczać się po drogach szybkiego ruchu nie przekraczając 2500 obr./min przy zachowaniu prawnie dozwolonych prędkości.
Skrzynia biegów jest moim jedynym zarzutem względem Fabii istotnym na tyle, by mogła kogoś odwieść od zakupu. Pluję sobie w brodę tym bardziej, że dopłata do niej była śmieszna, coś w okolicach 4000 zł, co przełożyłoby się na max +100 zł do raty. I serio, płaciłbym te 100 zł więcej z uśmiechem na ustach w zamian za 7-biegowe DSG.
Tu zatrzeszczy, tam zaskrzypi…
Generalnie nie można Fabii odmówić solidności; niczego nie zdarzyło mi się jeszcze w niej urwać, a wszystkie przełączniki po trzech latach nadal stawiają należyty opór.
To auto trzeszczy jednak niemiłosiernie, szczególnie zimą, gdy plastiki i uszczelki „zmarzną”. Ale nawet w gorące miesiące już po pierwszych 10 tys. km pojawiły się pierwsze skrzypnięcia, zaś poruszając się po jakkolwiek nierównej drodze, wewnętrzne obicie klapy bagażnika wystukuje rytmy jak perkusista Toola.
Można z tym żyć, ale zważywszy na to, że wyciszenie w Fabii jest dość… wybiórcze (do 50 km/h cicho, potem głośno, od 90 do 140 km/h znów cicho), takie skrzypnięcia i trzaski mogą zirytować na dłuższą metę.
Klimatyzacja momentami nie daje rady.
Zimą nie mam do nawiewów żadnych zastrzeżeń, może poza tym, że Fabia potrzebuje dość dużo czasu, by się dobrze nagrzać (około 10 minut).
Latem jednak potrzeba jeszcze więcej czasu, by auto schłodzić, a w upalne dni klimatyzacja po prostu nie daje sobie rady. Co więcej, przy intensywnym użyciu klimy spalanie raptownie wzrasta, a silnik zaczyna nieprzyjemnie wyć, zwłaszcza gdy zatrzymujemy się na światłach lub na coś czekamy.
Mój egzemplarz trapi też niestety wada kompresora klimatyzacji, lub jakiegoś innego elementu układu. Przy ustawieniu temperatury 16-18 stopni z nawiewów dobiega ledwie słyszalny świst. To niewielki problem dla większości ludzi, ale pech chciał, że oboje z żoną jesteśmy podatni na wysokie częstotliwości i ów świst momentami doprowadza nas do szału. Latem jeździmy więc z nieco głośniej puszczoną muzyką.
Źródła świstu nie udało się zlokalizować, pomimo trzykrotnej wizyty w ASO. Kompresor jest sprawny, nawiewy czyste. Jedną z teorii jest dostawanie się liści do dolotów powietrza, co jest dość prawdopodobne – gdy parkujemy Fabię pod drzewami, liście wlatują za maskę i gromadzą się we wlotach; trzeba je regularnie czyścić. Nie sądzę jednak, by była to przyczyna owego świstu, bo towarzyszy on nam od początku, niezależnie od tego, czy liście wpadły pod maskę, czy też nie.
Gwarancja w Skodzie jest niedopuszczalnie krótka.
2 lata. Tyle gwarancji daje Skoda na wszystkie swoje samochody. Oczywiście można ją rozszerzyć za sowitą opłatą o kolejne 2 lata, ale taki okres gwarancji to w mojej ocenie kpina. Nawet Toyota, która szczyci się bezawaryjnością swoich aut, daje 3 lata. O 5 latach w Hyundaiu i 7 latach w Kii nie wspominając.
Dodam też, że w leasingu niskich rat – w przeciwieństwie do wielu wynajmów długoterminowych u konkurencji – nie dorzuca do leasingu nic prócz podstawowej gwarancji mobilności, czyli po prostu auta zastępczego. Żadnych darmowych opon, ani nawet ich przechowywania. Żadnego ubezpieczenia w cenie (tylko pierwszy rok). Serwis? Jeśli nie trafisz na promocję i pakiety przeglądów za darmo, musisz płacić.
W tej materii ze Skodą jest trochę jak z tanimi liniami lotniczymi. Bilety niedrogie, ale po zsumowaniu wymuszonych dodatków wychodzi cena prawie jak za PLL LOT.
Jak się jeździ Fabią III Kombi na co dzień?
Słowem: bardzo dobrze. Uwierzcie, że po trzech latach (a w zasadzie to znacznie wcześniej) człowiek przestaje się przejmować, że kupił auto postrzegane jako nudny dupowóz dla handlowca z podrzędnej fabryki frytek. Fabia na co dzień spełnia znakomitą większość wymagań, jakie można postawić przed autem tego typu.
A jak spędza swoje dni moja Skoda? Przez około 40 proc. czasu poruszamy się po mieście. 30/30 rozkłada się czas spędzony w trasach do 100 km i trasach powyżej 400 km. Wsiadam w nią, by załatwić sprawy „na mieście” – mieszkam w Słupsku, więc w przeciwieństwie do Warszawy ma to więcej sensu, niż tułanie się komunikacją publiczną (zwłaszcza że spalanie jest niskie). Wożę żonę ze studia fotograficznego i do studia fotograficznego. W wakacje niemal co drugi dzień pokonuję 30 km w jedną stronę nad morski brzeg. Kilka razy w miesiącu udaję się w dłuższe trasy, a to do Trójmiasta, a to do Warszawy. Co weekend odwiedzam rodziców lub teściów (60-100 km bocznymi drogami). Fabia jest w ciągłej eksploatacji i nie pamiętam dnia na przestrzeni ostatnich 3 lat, w którym nie wsiadłbym do niej co najmniej raz.
Co mogę o niej powiedzieć po tym czasie?
Jest wygodna. Brakuje mi co prawda podparcia lędźwiowego, ale dopóki nie próbuję na jeden zasiad przejechać więcej niż 500 km, nie mogę złego słowa powiedzieć o komforcie foteli.
Dobrze się prowadzi. Nie zapewnia żadnych emocji na trasie, ale jest przewidywalna, stabilna i dopiero przy wysokich prędkościach można odczuć jej niewielki rozstaw osi, gdy zaczyna delikatnie „pływać” po pasie. Nic, czego nie można by było przeżyć. Poza tym zawieszenie, dość sztywne i niezdecydowane na początku, po ok. 15 tys. km „układa się” i zaczyna być akceptowalnie miękkie.
Jest szalenie, absurdalnie wręcz praktyczna. Mieszczę do niej wszystko co chcę i jeszcze więcej. Do tego pojemność nie jest okupiona wielkimi gabarytami, co doceniam każdego dnia, polując na miejsce parkingowe pod blokiem.
Jest tania w utrzymaniu. A poza wspomnianymi już kosztami eksploatacji, znakomicie znosi upływ czasu. Kierownica i gałka zmiany biegów nie są przetarte. Tapicerkę wystarczyłoby wyprać, a wyglądałaby jak nowa. Jak pewnie możecie zauważyć po zdjęciach, wnętrze nie wygląda obecnie najczyściej na świecie, bo auto jest w ciągłej eksploatacji – dużo kursów na plażę, dużo kursów po mieście, w ostatnim czasie zaliczyłem też Fabią trzy wizyty w Warszawie w ciągu jednego miesiąca, czyli blisko 2000 km ciągłego użycia na przestrzeni 30 dni. 66 tys. km to może nie jest duży przebieg, ale auto używane jest kilka-kilkanaście razy dziennie na krótkich dystansach, a wcale na to nie wygląda (gdy jest czyste, oczywiście).
Jest… wystarczająca. A prawdę mówiąc, dopóki nie zostałem przewodnikiem wielkiego psa, rozważałem nawet wykupienie Fabii po zakończeniu umowy, bo tak na dobrą sprawę niczego więcej nam nie potrzeba. Niestety, teraz potrzeba nam przede wszystkim bagażnika, do którego zmieści się coś więcej niż sam tylko pies, więc poszukiwania są w toku (i padnie pewnie na Superba lub Octavię). Ale gdyby nie to, prawdopodobnie jeszcze przez kilka lat nie zmieniałbym auta.
Co prowadzi mnie do odpowiedzi na kluczowe pytanie:
Czy żałuję zakupu Skody Fabii III Kombi?
Ani trochę. Fabia okazała się idealnym autem na moje ówczesne potrzeby i możliwości finansowe. Nie licząc podstawowych kosztów eksploatacji, nie dołożyłem do niej więcej jak 1000 zł w serwisowaniu (przeglądy mam gratis).
Czy chciałbym mieć w niej lepsze audio? Pewnie. Czy chciałbym wymienić tę cholerną skrzynię biegów na DSG? Jak najbardziej. Czy chciałbym, żeby przedliftowa Fabia III miała LED-y, jak poliftowa? Jasne. Czy chciałbym mieć w niej podgrzewaną przednią szybę, która ma tendencję do zaparowywania? Oczywiście. Ale nie są to powody, przez które żałowałbym tego konkretnego wyboru ani nic na tyle poważnego, bym nie mógł z tym żyć.
Fabia wyszła mnie taniej niż Clio. Jest pojemniejsza od Dustera, i to znacząco (a przy tym tańsza, ale wiem – nie jest SUV-em). Oferuje stosunek ceny do jakości, jaki trudno znaleźć w innych autach tego segmentu, biorąc pod uwagę jej praktyczność, pojemność i wyposażenie. Ba, jakbym
Co najważniejsze – przez trzy lata i 66 tys. km ani razu nie zawiodła. Nigdy nie zdarzyła się sytuacja, w której Fabia byłaby niezdolna do wyruszenia w trasę, czy w jakikolwiek inny sposób niezdatna do użycia.
I jeśli mam być szczery, to jest główny powód, dla którego wybrałem nowe, ale uboższe auto, zamiast lepszego, większego, ale dużo starszego samochodu.
Umówmy się, w budżecie circa 50 tys. km trudno o samochód, który byłby jednocześnie wygodny, pojemny, bezawaryjny i nie miał co najmniej 10 lat. Nie mam duszy majsterkowicza i ostatnim, na co mam czas i ochotę, jest grzebanie przy samochodzie lub jeżdżenie po warsztatach.
Kupując Fabię wiedziałem, że będzie to nie tylko auto rodzinne, ale także – a może przede wszystkim – narzędzie pracy. A od narzędzi wymaga się przede wszystkim niezawodności i Fabia III Kombi dokładnie taka jest.
Nie żałuję zakupu.
Żałuję co najwyżej, że… nie doceniłem zapotrzebowania na kilometrówkę. Sądziłem, że 20 tys. km rocznie wystarczy, ale już widzę, że nie ma szans zmieścić się w limicie kilometrów narzuconym umową, skoro już teraz nabiłem 66 tys. km przebiegu.
O ile więc nie zdam Fabii do salonu wcześniej, przyjdzie mi ponieść potencjalnie duży koszt przekroczenia kilometrówki (0,33 zł od kilometra).
Jednak w perspektywie tego, ile „zarobiła na siebie” Skoda Fabia III Kombi na przestrzeni ostatnich trzech lat… niech będzie. Zapłacę.