Rząd zmienia plan. Zastąpił kaski rodzicami
Rząd, po długotrwałych konsultacjach oraz analizie tysięcy dokumentów i raportów, zdecydował się zmienić przepisy, które przed chwilą sam zaproponował jako rozwiązanie wszystkich problemów. Obowiązkowe kaski zastąpią rodzice.

Ale... po kolei, bo po kolei jest zabawniej.
Jak miało być?
Zgodnie z pierwotnym projektem zmian w ustawie Prawo o Ruchu Drogowym, wszystkie osoby poniżej 16 roku życia, poruszające się na rowerach, hulajnogach elektrycznych i UTO, miały obowiązkowo zakładać na głowę kaski. Wyglądało to tak:

Rząd, w ramach uzasadnienia takiej decyzji, podał mniej więcej zero wartościowych argumentów, co jednocześnie nie przeszkodziło jego przedstawicielom w regularnym odwiedzaniu mediów i głoszeniu, że tak trzeba, teraz będzie dobrze.
Teraz rząd wycofuje się z tych planów. Będziesz tarczą dla dziecka swego.
A przynajmniej tak wynika ze zmian, które pojawiły się w nowym projekcie dokumentu. Pamiętacie te obowiązkowe kaski dla wszystkich do 16 roku życia? Mam nadzieję, że tak, bo to było dwa akapity temu.
Otóż teraz te kaski już nie rozwiązują problemu. Już losowe badania ze Sztokholmu czy przypadkowo znalezione w internecie statystyki nie przemawiają za tym, że kask ratuje życie. Nie ma nic o niechronionych uczestnikach ruchu, o przypadkowych wywróceniach się, nawet przy niskich prędkościach, o przypadkach, które chodzą po ludziach, o braku szans w starciach z samochodem. Jest natomiast magicznie chroniąca przed upadkami, krawężnikami i innymi uczestnikami ruchu... obecność rodzica. Serio.
Zgodnie z nowym projektem zmian w ustawie, kaski - owszem - będą obowiązkowe dla osób poniżej 16 roku życia (1b), ale tylko wtedy, kiedy nie znajdują się pod opieką rodzica "lub opiekuna prawnego" (1c).

Z jednej strony - to oczywiście miło, że podczas rodzinnego przejazdu dookoła osiedla nie będzie się trzeba liczyć z mandatem albo innym sądem rodzinnym, jeśli akurat zapomnimy o kasku dla dziecka.
Z drugiej strony - co. Można się oczywiście wysilić na fikołki, że pod opieką rodzica dziecko pewnie nie będzie szarżować na rowerze czy innej hulajnodze elektrycznej, ale... czy tak faktycznie jest? Czy rząd dysponuje danymi, które pozwalają na przyjęcie tego jako prawdy? Czy rząd w ogóle dysponuje jakimikolwiek danymi? Co też z tymi wszystkimi wzruszającymi historiami o tym, że kask warto mieć zawsze i wszędzie, i że szczególnie dzieci powinny go nosić? Że wypadek czy inna wywrotka może się zdarzyć zawsze i wszędzie, i warto być na to gotowym, właśnie poprzez kask na głowie? Co z tą pełną jednomyślnością i rekomendacją Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego? Co z tą analizą przepisów z innych krajów i "zbadaniem ich wpływu na bezpieczeństwo"? Co z wypowiedzią wysokiego rangą policjanta - z dzisiaj - który twierdzi, że docelowo chcieliby, żeby wszyscy jeździli w kaskach?
W sumie to odpowiedź jest prosta:
Nic. A rząd budujący narrację - zresztą słuszną - że kask jest spoko, należy go mieć i tak dalej, właśnie zmienił ją na taką, że jeśli dziecko wywróci się na rowerze czy hulajnodze i uderzy głową o asfalt, to w sumie jeśli obok jest rodzic, to nic złego się nie stanie.
Sprytne.